– Sama nie wiem, chyba jestem trochę przerażona. Wiesz nowa praca, mieszkanie, ludzie. To cholernie przytłaczające. – kłamię, nie chcąc wspominać jej o całym zajściu z Liamem.

– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo – mówi, zerkając na zegarek – ale zostawię to na razie. Ubieraj się, wychodzimy na zakupy.

– Jestem spłukana – wzdycham, jednocześnie będąc wdzięczną za zmianę tematu. – Ale chętnie będę ci towarzyszyć. – Oderwanie się od moich myśli, na pewno dobrze mi zrobi.

– E-e, nie tym razem – mówi, ciągnąc mnie za rękę. – Tak się składa, że dzisiaj mamy szmal do wydania. – Jak na zawołanie, w jej dłoni pojawia się kawałek czarnego plastiku. Przy bliższej obserwacji dostrzegam na nim swoje nazwisko, więc nie czekając na wyjaśnienia chwytam przedmiot do ręki.

– Skąd to masz? – pytam przerażona, trzymając w dłoni kartę podarunkową z wygrawerowaną nazwą Nordiska Kompaniet, tuż obok mojego nazwiska i napisu unlimited poniżej. Od miesiąca jestem na utrzymaniu ojca Alice i czuję się z tym fatalnie. Dalsze przyjmowanie jakiejkolwiek pomocy czy prezentów zrówna moją godność z wdeptaną już w ziemię pewnością siebie.

– Czy to ważne? Mamy pieniądze i to się w tej chwili liczy – piszczy podekscytowana. – Och, no daj spokój – dodaje, na widok mojej zbolałej miny. – Zaczynamy pracę w poważnej firmie, więc musimy dobrze wyglądać. Trochę nowych ubrań i kilka par butów nam nie zaszkodzi. – Garderoba Alice pęka w szwach od nadmiaru ubrań, których nigdy nie miała na sobie, ale niestety w moim przypadku wygląda to zupełnie odwrotnie. Myśl o zakupach odsuwałam od siebie już wyjątkowo długo, mając nadzieję, że zostanie mi trochę gotówki na koniec wakacji.

– Alice, proszę, powiedz skąd to masz? – Nie chcę, żeby wydawała na mnie swoje oszczędności, a znam Jamesa i wiem, że nigdy nie wpadłby na pomysł podarowania mi kary podarunkowej. Nie jestem nawet pewna zdaje sobie sprawę czym ona jest. James jest praktycznym mężczyzną i gdyby chciał nas wysłać na zakupy, dałby Alice swoją kartę kredytową lub po prostu zrobił przelew.

– To od Liama – mówi niepewnie, przez co mój mózg zdecydowanie zbyt wolno przetwarza jej słowa. – Prezent dla nas obu na zakończenie studiów. Prosił by nie mówić, że to od niego bo nie będziesz chciała przyjąć i po twojej minie wnioskuję, że miał rację – tłumaczy z miną zbitego psa.

– Alice, przykro mi ale nie mogę tego przyjąć. Nie widzę powodu, dla którego twój brat miałby cokolwiek mi dawać. – Oczywiście faktem, że uważa mnie za niezbyt atrakcyjną przyjaciółkę młodszej siostry, która jak się okazuje, zdecydowanie potrzebuje zmiany stylu. Przełykam gulę, która powstała w moim gardle i staram się powstrzymać łzy przed wypłynięciem na wierzch.

– No proszę cię, chciał nam zrobić przyjemność. Za moje zakupy też płaci. Poza tym, masz jakieś inne wyjście? – pyta. – Nie chcę być wredna, ale nie proś mnie bym pożyczyła ci jakieś ubrania do pracy, bo nic z tego. Albo wykorzystasz kartę od Liama, albo będziesz chodzić do biura w różowych dresach. Wybieraj – mówi i wychodzi za drzwi. – Za pół godziny widzimy się przy samochodzie.

Niech to szlag. Myśl o przyjęciu czegokolwiek od Liama przyprawia mnie o mdłości, ale znam Alice, jeżeli ja nie wykorzystam tej karty to zrobi to ona, kupując mi nowe ubrania. Wstaję z krzesła i z hukiem odstawiam kubek do zlewu. Pieprz się sukinsynu, przynajmniej tyle jesteś mi winien. Uśmiechnięta biegnę na górę, przebrać się w coś bardziej odpowiedniego na zakupy.

Dokładnie pięć godzin później pakujemy się do samochodu. Alice uparła się, że tym razem będzie prowadzić, więc wyjątkowo posłusznie wskakuję na miejsce pasażera. Po dzisiejszym dniu, sztukę wydawania cudzych pieniędzy opanowaną mam do perfekcji. Mogłabym dopisać to do swojego CV, w rubryce dodatkowe umiejętności. Wiem, że Liam nawet nie zauważy ubytku na swoim koncie, ale i tak poczułam się znacznie lepiej przepuszczając jego pieniądze. Mam cztery pary nowiuteńkich Loubotinów, kilka toreb od Birkina i Hermesa, a także kilkanaście kompletów służbowych strojów. A ponad to, parę innych rzeczy, absolutnie niezbędnych do pracy w biurze: kilka wieczorowych kopertówek, stos sukienek od czołowych projektantów, sandałki na obcasie Casadei, dwa komplety bikini Agent Provocatieur oraz tuzin kompletów bielizny La Perla. Och, czy wspomniałam już o torbie pełnej piekielnie drogich kosmetyków? I pomyśleć, że gdyby nie Alice, pewnie skończyłoby się na jednej parze butów.

Lovewrecked. Połączeni namiętnościąWhere stories live. Discover now