- Wiesz, Ell. Zaprosiłem cię tu bo chciałbym żebyś wiedziała, że naprawdę mi na tobie zależy. Jesteś dla mnie ważna. Wiem, że nie znamy się długo, ale dawno nie czułem się przy nikim tak jak przy tobie.

Jego wyznanie sprawiło, że ja również spoważniałam.

- Luke, czy coś nie tak? - nie wiedziałam czego się spodziewać.

- Tak. Chciałem po prostu żebyś to wiedziała.

- I po to zabrałeś mnie na kolację? - dziwnie się zachowywał.

- Chciałem zrobić coś wyjątkowego. Chciałem żebyś poczuła, że naprawdę mi zależy - powiedział nerwowo.

- Luke, naprawdę się cieszę, że to mówisz. Mnie też na tobie zależy, ale szczerze mówiąc teraz się zestresowałam. Cała ta - wskazałam ręką na pomieszczenie wokół nas - sytuacja.

- Naprawdę nic się nie dzieje Ell. Chciałem po prostu gdzieś cię zabrać. To wszystko - wyjaśnił.

Nie wierzyłam mu, ale skapitulowałam i skinęłam głową. Resztę wieczoru spędziliśmy już w bardziej rozluźnionej atmosferze. Restauracja była cicha, ale większość stolików była zajęta. W tle grała cicha muzyka. I nagle go zobaczyłam. Siedział kilka stolików od nas i spoglądał w naszą stronę, popijając drinka i uśmiechając się do mnie. Hakael. Jego się nie spodziewałam. Moja mina chyba zaniepokoiła Luke'a, bo od razu zareagował.

- Elly, co się stało? - powiedział i na sekundę odwrócił się w tył, żeby zobaczyć na co tak patrzę. Po chwili znów spojrzał na mnie i ponowił pytanie.

- Ja... Nic. Nic się nie stało. Myślałam, że kogoś zobaczyłam - skłamałam.

- Jesteś pewna?

Już miałam odpowiedzieć twierdząco, gdy zobaczyłam, że demon wstaje od swojego stolika i kieruje się w naszą stronę.

- Witam - ukłonił się swoim teatralnym gestem - czy nie przeszkadzam państwu? - zapytał.

- To zależy, panie...? - zapytał Luke, obserwując dokładnie gościa i czekając aż ten się przedstawi.

- To jest Arthur... Hell - powiedziałam szybko, zanim demon zdążył się odezwać.

- Hell...? - zapytali jednocześnie. Luke ze zdziwieniem, a Hakael z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Mina demona zaniepokoiła Luke'a, który teraz skierował się bezpośrednio do niego.

- Nie tak się pan nazywa? - zapytał.

- Nie, nie. To moje nazwisko. Po prostu panna Ellisa ma nieco inny akcent niż mój - skłamał.

- A skąd się znacie?

- Z biblioteki. Pan Arthur wypożycza u nas książki - znów skłamałam. Demon miał niezły ubaw, obserwując moje próby wybrnięcia z sytuacji.

- Tak... - powiedział, przeciągając nieco odpowiedź.

- A co pana skłoniło do podejścia do naszego stolika - zapytał Luke.

- Chciałem się przywitać z panną Ellisą. Bardzo cenię sobie jej porady w sprawach książek. Uznałem, że byłoby niegrzecznie, gdybym wyszedł stąd bez odpowiedniego przywitania - odparł.

Luke nie wyglądał na przekonanego. Nic zresztą dziwnego. Hakael, nie pasował zupełnie, ani wyglądem, ani zachowaniem do naszego świata. Wyglądał raczej, jak wyjęty żywcem z innej epoki. Poruszał się sztywno, a z twarzy przypominał raczej wyretuszowanego modela niż przeciętnego czytelnika książek. Jedyne, za co dziękowałam teraz w duchu było to, że jego zęby były bardziej ludzkie niż ostatnim razem.

- Skoro już się pan przywitał to czy możemy zostać sami? - zapytał Luke, nie siląc się nawet na grzeczność. Widział jak bardzo jestem zdenerwowana i starał się pozbyć niechcianego gościa.

Demon skierował swój wzrok ze mnie na Luke'a, zmrużył oczy i z udawaną grzecznością odparł,

- Oczywiście. W takim razie zostawię państwa. Dobranoc i życzę udanego wieczoru. Do zobaczenia Elliso - dodał, spoglądając znów na mnie i posyłając mi czarujący uśmiech.

Chwilę później obserwowałam, jak demon opuszcza restaurację, przystając na moment w drzwiach by jeszcze raz spojrzeć w naszym kierunku. Luke też go obserwował.

- Co to za typ? - zapytał, gdy demon wyszedł.

- Mówiłam ci. Przychodzi do biblioteki - powiedziałam, dopijając wino w kieliszku jednym łykiem.

- Dziwak, jakich mało. Aż mnie dreszcze przechodziły, gdy na niego patrzyłem.

- Tak... Znam to uczucie - powiedziałam - Luke, wybacz ale chciałabym już wracać - dodałam z przepraszającym uśmiechem. Wizyta demona totalnie wyprowadziła mnie z równowagi.

- Jasne - odparł Luke i skinął głową na kelnera.

Pod domem, siedziałam jeszcze chwilę w aucie. Luke nerwowo bawił się kluczykami samochodu, a ja czułam, że chce powiedzieć mi coś, na co nie miał odwagi w restauracji.

- Luke o co chodzi? Cały wieczór dziwnie się zachowujesz - powiedziałam, chcąc wydusić z niego prawdę.

- Nic, Ell - wiedziałam, że kłamie.

- Luke? - powiedziałam bardziej nerwowym tonem.

- No dobrze. Powiem ci. Chciałem poprawić ci humor. Amalie...

- Co Amalie? - wiedziałam już co chce powiedzieć.

- Amalie opowiedziała kilku osobom w miasteczku, co u ciebie widziała. Wiem też, że z tych kilku osób zrobiło się już naprawdę spore grono i, że całe miasteczko znów o tobie mówi.

Słuchałam w skupieniu, patrząc przed siebie i kiwając głową. Luke kontynuował.

- Jak zapewne się domyślasz, Amalie nieco ubarwiła swoją historię, a każda kolejna osoba dodała coś od siebie. Zrobiła się z tego historia niczym z horroru. Chcę tylko, żebyś się tym nie przejmowała. Gdyby ktoś ci coś powiedział, po prostu nie zwracaj na to uwagi. Ludzie w końcu zapomną.

- Tak, wiem Luke. Ciągle muszę nie zwracać uwagi i czekać, aż ludzie zapomną - powiedziałam. Na samą myśl tego, przez co znów będę musiała przejść robiło mi się niedobrze.

- Wierz mi, powiedziałem Amalie, co o tym myślę.

- I co, pomogło? - zapytałam ironicznie.

Luke jedynie spuścił wzrok.

- Jestem zmęczona, pójdę już. Dziękuję ci za wspaniały wieczór. I nie martw się, dam sobie radę. Widzimy się jutro - powiedziałam, całując go w policzek.

Luke skinął głową i poczekał, aż wysiądę. Potem odjechał. Weszłam do domu i z impetem rzuciłam torebkę na podłogę.

- Kurwa! - byłam wściekła. Zrzuciłam buty, kopiąc je w kąt i poszłam do kuchni po piwo.

- Nareszcie jesteś skarbie! - Hakael siedział na krześle w kuchni, a jego nogi spoczywały skrzyżowane na stole.

- Czego chcesz? - krzyknęłam wystraszona.

- Chciałem porozmawiać. Pan Robins chyba mnie nie polubił - dodał z ironią.

Stałam w progu nie bardzo wiedząc, co robić. Demon wstał, podszedł do mnie i usadził na krześle obok. Potem otworzył lodówkę, wyjął z niej piwo i postawił przede mną.

- Zdaje się, że po to tu przyszłaś - powiedział, sadowiąc się obok mnie.


TestamentWhere stories live. Discover now