III

136 16 0
                                    

28.07.1991r.
Przebudziłam się o dwunastej następnego dnia. Leżałam na plecach, wpatrując się w jasny sufit, z którego odpadał tynk.

Kiedy to było? Czy to w ogóle działo się naprawdę, czy mój umysł dostarczał mi jeszcze więcej omamów? Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Wstałam i z szafy wyjęłam czerwoną sukienkę. Wzięłam pospieszny prysznic, starając się ignorować piskliwy głosik. To chyba poczucie winy. Ja jednak nie miałam powodów. Przecież jej nie zabiłam... Nie wiem nawet, kiedy spotkałyśmy się nad tym jeziorem. Narzuciłam sukienkę i wyjęłam papierosa. Kurczowo go trzymając, zaciągnęłam się dymem. Nieważne. Zapomnę o tym. Nie zabiłam jej. Nie jestem psycholką ani tym bardziej morderczynią. A co jeśli naprawdę zginęła z mojej winy?

– NIE! – wrzasnęłam – nie zabiłam jej, nie zabiłam, nie zabiłam, nie zabiłam – usiadłam na kanapie, powtarzając wciąż te same słowa. Mama. Moja mama zawsze mówiła, że nawet najgorsze kłamstwo powtarzane kilkaset razy w końcu staje się prawdą. Właśnie dlatego przez kilkanaście minut wnętrze mojego mieszkania wypełniały te trzy słowa.

Wyszłam, zamykając drzwi. Jak gdyby nigdy nic ruszyłam uliczkami miasta, mijając kolejnych ludzi. Czy zauważali mój niepokój? A może już chcieli wydać osąd na wariatkę Edith? Morderczynię? Chciałam odrzucić te myśli gdzieś w głąb umysłu. Wciąż patrząc prosto przed siebie, szybkim krokiem ruszyłam do najbardziej odmóżdżającego miejsca jakie znałam. Stanęłam przed białymi drzwiami lodziarni i pchnęłam je. Zauważyłam wściekłe spojrzenie szefa i tłum ludzi. Kiedy zawiązałam swój fartuch, właściciel jednak odetchnął z ulgą i nawet się do mnie uśmiechnął. Zignorowałam to i ustałam przy kasie. Nabijałam kolejne kwoty do zapłaty. Nakładałam kolejne gałki. Starałam się wsłuchać w okropną muzykę lecącą z radia. Wszystko jednak było dobrze. Przynajmniej czułam. Tak. Zdecydowanie czułam, że wszystko jest normalnie dopóki nie usłyszałam komunikatu.

Policja ustaliła nowe fakty w sprawie śmierci siedemnastoletniej Luizy. Nastolatka została prawdopodobnie utopiona podczas wieczornej kąpieli w okolicznym jeziorze. Zarówno śledczy jak i rodzina proszą o informację.

666 126 876 to numer specjalny, pod którym można skontaktować się z rodziną zmarłej.

Właśnie wtedy obsługiwałam starszą kobietę z dwójką dzieci – najprawdopodobniej wnucząt. Nerwowym ruchem chwyciłam od niej pieniądze.

– Takie bydlę. Jak można było zamordować, i to z zimną krwią, tak młodą, niewinną dziewczynę! Strach o życie dzieciaków... Ach, teraz w Crawley nikt już nie jest bezpieczny.

Chciałam jej przerwać i dodać, że Luiza wcale nie była taka niewinna, ale na szczęście w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Zamiast tego pokiwałam głową ze zrozumieniem. Ludzie lubią, jak ktoś się z nimi zgadza. Na moją aprobatę staruszka zareagowała krzywym uśmiechem, który zdecydowanie dużo bardziej przypominał grymas.

– Znałam Luizę – wypaliłam nagle, nakładając gałkę lodów czekoladowych.

– To dobrze, powinnaś odwiedzić jej matkę. Jest teraz bardzo samotna... – Kobieta pochwyciła ode mnie lody i schyliła się, by dać go wnuczce.

– Tak... Zrobię to dzisiaj. Na pewno potrzebuje wsparcia – stwierdziłam jeszcze i pożegnałam się z klientką.

Przynajmniej zostawiła duży napiwek.

Nie wiem już, kim jestemWhere stories live. Discover now