5.

1.3K 193 15
                                    

Jasper wiedział, że powinien wrócić do przerwanej lektury. Tego właśnie oczekiwała od niego matka. Problem polegał na tym, że od śmierci ojca wymagania Arien wobec jedynego syna jeszcze wzrosły i chłopiec z coraz większym trudem się do nich dostosowywał. Doskonale rozumiał, że jako królewski syn powinien godnie reprezentować Zimogród. Ale przecież to Diana miała zostać królową. Dlaczego zatem matka tak bardzo upierała się, by Jasper tak ciężko pracował?

Dopiero teraz młody książę uświadomił sobie, jaka myśl nie dawała mu spokoju. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a Diana wciąż nie wróciła z polowania. Gdy zobaczył, że wyjeżdża, ucieszył się nawet. „Odrobina ruchu na świeżym powietrzu na pewno dobrze jej zrobi" – pomyślał, machając jej na pożegnanie.

Ile godzin minęło od tego czasu?

Zamknął oczy. Szeptem zaklinał rzeczywistość, błagał, aby wszystko było dobrze, aby Diana lada chwila wpadła do jego pokoju i jasnym uśmiechem rozpędziła wszystkie lęki.

Za oknem zadął żałobny róg. Najpierw jeden, potem kolejny, aż w końcu cały Zimogród wypełnił się rozpaczliwym zawodzeniem. Ciche pukanie do drzwi komnaty księcia pozostało bez odpowiedzi, ale sługa i tak postanowił wejść.

– Wasza wysokość, matka cię wzywa.

– Powiedz jej, że...

– Kazała cię natychmiast sprowadzić.

Jasperowi zrobiło się słabo.

– Źle się czuję – wymamrotał, szczerze wątpiąc, by na kimkolwiek zrobiło to wrażenie.

– Zatem powiedz to swojej matce, wasza wysokość.

Dlaczego za każdym razem, gdy ktoś zwracał się do niego „wasza wysokość" Jasper miał wrażenie, że zrobił coś złego? Dlaczego cały czas czuł się tak, jakby wszystkim zawadzał? Nie mógł być po prostu młodszym bratem przyszłej królowej? Podobne myśli nie dawały mu spokoju od wielu lat, a teraz, gdy posłusznie szedł na spotkanie z matką, zaatakowały go jednak ze wzmożoną siłą. Serce trzepotało mu ze strachu, oddychanie sprawiało coraz większą trudność. Czuł na sobie spojrzenia mijanych służących i strażników. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, aby domyślić się, że zdarzyło się coś strasznego.

Sługa zastukał trzykrotnie w masywne dębowe drzwi, po czym otworzył je, zapraszając Jaspera gestem do środka. Sam najwyraźniej nie zmierzał wchodzić.

– Matko – wyszeptał chłopiec, gdy tylko trzasnęły za nim drzwi.

Arien stała odwrócona do niego plecami. Bladą drżącą dłonią opierała się na stole. Wyglądała wyjątkowo krucho i Jasper przez chwilę musiał walczyć z pragnieniem, by podbiec do niej i ją przytulić. Wiedział, że by się jej to nie spodobało. Wolała, aby był silny i wyniosły. Dlatego właśnie wyprostowany jak struna czekał cierpliwie, aż matka wyjaśni, po co go wezwała.

– Stało się coś strasznego, mój Promyczku.

– Chodzi o Dianę, prawda? – zapytał, nim zdążył ugryźć się w język.

Matka odwróciła się powoli i spojrzała na niego przenikliwymi jasnymi oczami. Przez dłuższą chwilę przyglądała się Jasperowi, zupełnie jakby zastanawiała się, jak dobrać słowa, by wywrzeć na nim odpowiednie wrażenie. Gdy w końcu przemówiła, książę poczuł, że jego świat rozpada się po raz drugi:

– Tak, moje dziecko. Diana nie żyje.

To nie mogła być prawda. Nie teraz, tuż po śmierci ojca. Nie w przeddzień koronacji. Chciał paść na kolana, zalać się łzami, bić pięściami o ziemię i przeklinać wszystkich, którzy do tego dopuścili, w tym również samego siebie. Stał jednak i poza bladością twarzy oraz drżeniem kolan nie było po nim widać rozpaczy, która zawładnęła jego sercem.

– Dlaczego? – zapytał szeptem, nie mogąc się powstrzymać przed dodaniem do pytania oskarżycielskiej nuty.

– Została zaatakowana przez wilka. Wielki łowczy nie zdołał jej ocalić, ale na szczęście zabił tę krwiożerczą bestię.

Każde słowo Arien sprawiało wrażenie wyuczonej roli. Każdy jej gest wydawał się zawczasu przygotowany, aby teraz Jasper mógł podziwiać, jak matka cierpi. Nawet samotna łza, która spłynęła po jej bladozłotym policzku wydawała się perfekcyjnie obmyślonym kłamstwem.

– Co teraz z nami będzie?

– Z nami? Promyczku, nie wolno ci zadawać podobnych pytań. Czy to nie oczywiste? Jesteś jedynym potomkiem króla Harolda. Tak, wiem, że zapewne zbyt wiele od ciebie wymagam, ale...

Jasper przestał słuchać. Widział, jak matka porusza ustami, ale nic z tego do niego nie docierało. „Gdzie jest Diana?" – krzyczały jego myśli. „Co się z nią stało? Czy naprawdę nie żyje?" Wrócić do rzeczywistości kazało mu dopiero przybycie służącego, który wniósł do pokoju tacę z niewielką miseczką.

– Wasza wysokość – złożył Arien pospieszny ukłon. – Przyrządzono je zgodnie z twoim rozkazem.

– Dziękuję. Możesz odejść.

Sługa nie zwlekał ani chwili. Jasper, może wiedziony niezdrową ciekawością, a może po prostu zbyt zdezorientowany, by zachować ostrożność, odruchowo zajrzał do zostawionej na stole miseczki. Ledwie udało mu się powstrzymać mdłości.

– Co... Co to? – zapytał zdławionym szeptem. Domyślał się wprawdzie, ale wciąż miał nadzieję, że matka zaprzeczy, że odegna jego czarne myśli i przywróci spokój niespodziewanie przegnanego dzieciństwa.

– To serce i wątroba potwora, który chciał zniszczyć nasze życia – odpowiedziała spokojnie Arien, wyciągając ukryty w rękawie cieniutki sztylet. Nie bacząc na rosnące przerażenie Jaspera, wbiła ostrze w parujące narządy. – Wiesz, co nakazuje tradycja tego królestwa, prawda, mój mały książę?

Chłopiec nerwowo przełknął ślinę, która miała obrzydliwy posmak żółci. Wiedział, oczywiście, że wiedział. Ale wiedział również, że żaden potwór nie chciał nikogo zniszczyć. Że to, co spotkało Dianę, było jedynie koszmarnym wypadkiem, w którym nie było żadnej celowości. Nie dało się przecież zaplanować ataku rozszalałego zwierzęcia. Chciał to wszystko powiedzieć na głos, wyjaśnić matce, że zaszło straszliwe nieporozumienie, że spożywanie tych zakrwawionych strzępków ciała nie ma żadnego sensu. Nim jednak wykrztusił choćby słowo, Arien zdołała już odkroić kawałek wątroby i serca oraz podetknąć je nadziane na widelczyk pod same usta Jaspera.

– Nie bój się, Promyczku – wyszeptała niemal czule. – Musisz to zjeść dla dobra Zimogrodu. Dla mnie.

Czuł, jak jej spojrzenie wdziera się wgłąb jego duszy. Choć myśl o przełknięciu surowego mięsa brzydziła go niemal równie mocno, co myśl o gniewie matki, jakiemu musiałby stawić czoło, gdyby okazał jej nieposłuszeństwo, zmusił się do rozchylenia warg. Arien uśmiechnęła się na to i bez chwili zwłoki wepchnęła mu widelczyk aż do gardła.

– Dalej, Promyczku. Musisz to połknąć. Pomyśl o Dianie.

Tak, musiał przełknąć. Gdyby tego nie zrobił, zacząłby się krztusić, a wtedy zakrwawione strzępki mogłyby wylądować na sukni jego matki, która stała teraz tuż obok i górowała nad nim z niepokojącym zadowoleniem wymalowanym na jasnej twarzy.

Zamknął oczy i połknął. Łzy pociekły mu po policzkach.

– Nie płacz, mój Promyczku. Nie możesz płakać – szeptała mu na ucho, trzymając go w taki sposób, że nie mógł się jej wyrwać ani choćby odwrócić głowy. – Musisz być silny. Dla twojego ojca. Dla Diany. Dla Zimogrodu.

Z każdym kolejnym jej słowem Jasper rozumiał coraz mniej. Po chwili nie pamiętał już nawet, dlaczego płakał. Bezwładnie opadł w ramiona matki, nie bacząc na krew, która ściekała mu po brodzie.

ŚnieżkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz