24.

719 139 9
                                    

Nadal go nie zabili i Kamal postanowił wziąć to za dobry znak. Owszem, mogli zaplanować dla niego coś gorszego niż śmierć, ale nie zamierzał tracić nadziei. Wprawdzie wciąż nie miał pojęcia, co stało się z jego świtą, ale słyszał przecież jak jeden z dziwnie niskich wojowników, chyba ich dowódca, kazał swoim ludziom zająć się ich ranami. „Nikt nie przejmowałby się ich ranami, gdyby mieli w planie ich pozabijać" – powtarzał sobie w myślach, ale niepewność wciąż powracała.

Zamknęli go w piwnicy. Był otoczony zapachem mokrej ziemi i dymu z wędzarni. Nie zamierzał jednak narzekać na to, że nie były to warunki godne księcia. W ogóle nie przyznał im się, kim tak naprawdę był. A co gdyby okazało się, że byli dla niego tak dobrze tylko dlatego, że nie wiedzieli kim był, skąd pochodził i po co przybył? Musiał więc przełknąć dumę i jakoś to wszystko znieść.

I przy najbliższej okazji zapytać, czy nie widzieli gdzieś w lesie bestii albo zagubionego chłopca.

Na samą myśl o Jasperze w oczach zakręciły się mu łzy. Każda chwila była na wagę złota, a on jak najgorsza oferma poniósł klęskę już przy pierwszym wyzwaniu. Całe życie był tym gorszym bratem. To Rakesh był mądry, silny i zaradny. Po Kamalu nikt nie spodziewał się odwagi czy przebiegłości. Sam również bardzo szybko przestał przejmować się podobnymi rzeczami.

„Bo nigdy nie myślałem, że mi się to przyda, że będę musiał kogokolwiek ratować" – zaśmiał się w myślach, uświadamiając sobie, jak okrutnie zadrwił z niego los. Właśnie teraz, gdy znalazł jedyną osobę na całym świecie, dla której był gotów zrobić wszystko, okazało się, że wszystko, co mógł zrobić, to nadal za mało.

Załzawionymi oczami zaczął przyglądać się swoim rzeczom rozłożonym na udeptanej ziemi. Miał luźno związane ręce, a koniec sznura przywiązany był do jakiegoś metalowego pręta, którego przeznaczenia Kamal nie był pewien. Niewiele go to jednak obchodziło. Liczyło się tylko to, że gdyby odrobinę się postarał, mógłby dosięgnąć do swojej połamanej tarczy. Miecz, kusza oraz bełty leżały znacznie dalej, ale najwyraźniej jego oprawcom nie przyszło do głowy, że mógłby spróbować użyć metalowych odłamków swej dawnej osłony.

Gdyby wyciągnął się na ziemi, mógłby spróbować dosięgnąć jej nogą. Potem wystarczyłoby, że przetnie więzy i wymknie się... Westchnął żałośnie, przekreślając taki plan. Jak miałby uciec tym małym potworom? A nawet gdyby uciekł – co by się stało z jego ludźmi? Nie mógł ich przecież tak po prostu porzucić, a w pojedynkę nie miał najmniejszych szans na ich uwolnienie. Omal nie rozpłakał się, po raz kolejny uświadamiając sobie, jak koszmarna była jego sytuacja.

– Och, nie użalaj się tak nad sobą. Mogło być przecież znacznie gorzej.

Podskoczył, słysząc nad sobą delikatny kobiecy głos. Niewiasta, która niespodziewanie pojawiła się w piwnicy, mogłaby uchodzić za nieziemsko piękną, gdyby tylko ktoś się nią odpowiednio zajął. Ale nawet z krótkimi włosami związanymi na karku i w skórzanej zbroi prezentowała się wyjątkowo władczo i atrakcyjnie. Kamal zaczął zastanawiać się, kim mogła być i czy niewielki mężczyzna z brodą zaplecioną w warkoczyki rzeczywiście był tu przywódcą.

– Nie nad sobą płaczę – wymamrotał. Przez chwilę próbował nawet się do niej uśmiechnąć, szybko jednak pojął, że to bezcelowe. Ani ona nie wydawała się zainteresowana jego wdziękami, ani on nie potrafił wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu. – Jest ktoś, kogo miałem uratować, a ja...

– Uratować? – spytała wyraźnie zaskoczona. Patrzyła na niego kątem oka i dość niedbale przeglądała rzeczy, które zabrał ze sobą na tę absurdalną misję. – Niby kogo? I przed czym?

ŚnieżkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz