Wspomnienia

598 26 1
                                    

Wigilijny wieczór. Siedziałam sama (prawie) na kanapie w moim małym salonie, który jednocześnie był jadalnią. Dłonie delikatnie trzymałam na swoim brzuchu, głaczsząc palcami swoje dziecko. Dziś mijał dokładnie szósty miesiąc od tamtego wydarzenia. Wszystko dokładnie pamiętałam. Tamtą imprezę, koleżanki...Wszystko oprócz jednego cholernego szczegółu - tamtego chłopaka. Jedną dłonią sięgnęłam przed siebie, chwytając w palce ucho od kubka w czerwono  -białe paski. Upiłam łyk gorącej malinowej herbaty i odstawiłam naczynie z powrotem na stojący przede mną stolik. Przez te sześć miesięcy naprawdę się zmieniłam. Nie potrafiłam wymyślić dlaczego byłam wtedy tak nierozważna. Nierozważna? Po prostu głupia i bezmyślna. Teraz za to płaciłam. Za trzy miesiące urodzę dziecko i już do końca życia będę samotną matką bez żadnego wsparcia czy pomocy. Gdybym teraz poszła na imprezę na pewno do niczego by nie doszło. Ale cóż...co się stało to się nie odstanie. W pokoju panował półmrok. Otoczenie oświetlało tylko kilka zapalonych świeczek rozstawionych na nielicznych meblach znajdujących się w pokoju. Jedna stała na stoliku obok kubka z herbatą, druga na parapecie, trzecia na półce obok moich ulubionych książek, czwarta na szafce obok telewizora, który obecnie stał wyłączony. Nie miałam zbytniej ochoty oglądać czegokolwiek. Mrok rozświetlał także blask światełek, którymi udekorowana była choinka stojąca w kącie małego pomieszczenia. Ubrałam ją dziś rano. Miała góra 140 centymetrów razem z doniczką, a przeważał na niej kolor złoty i czerwony. Na tym nie kończył się wigilijny nastrój w moim mieszkaniu. Wczoraj starając oderwać się od rzeczywistości upiekłam kilka pierników, więc ich zapach unosił się teraz w całym domu, łącząc się z aromatem świerku, pomarańczy, cynamonu, goździków i świeczek. Sama także reprezentowałam sobą święta. Ubrana byłam w czerwony sweter z reniferem na środku i luźne czarne spodnie. Ostatnio często nosiłam takie ubrania, gdyż w inne po prostu się nie mieściłam. Spojrzałam na okno, za którym sypał śnieg. Padał już od tygodnia, skutecznie uniemożliwiając jakikolwiek ruch w mieście. Na chwilę wyrwałam się z zamyślenia o tym, co stało się pół roku temu i wstałam z kanapy. Podeszłam do okna i delikatnie oparłam się o parapet uważając by nie zrzucić stojącej na nim jabłkowej świeczki. Spojrzałam na białą panoramę miasta, która rozciągała się na zewnątrz. Było tak pięknie. Gdyby nie to, że byłam sama, byłyby to idealne święta. Westchnęłam cicho i delikatnie otarłam pojedynczą łzę, która niespodziewanie zaczęła spływać po moim prawym policzku. Pokręciłam głową. Muszę być silna i w końcu zacząć się przyzwyczajać. Tak będzie już zawsze. Niby za kilka miesięcy będę mieć dziecko jednak...zawsze marzyłam o trochę innym towarzystwie. O kochającym i troskliwym mężu. O chłopaku, któremu będę mogła powiedzieć o wszystkim. O swoich problemach, marzeniach...Nagle z tego zamyślenia wyrwał mnie...dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiłam się trochę, gdyż nie spodziewałam się żadnych gości. Może to jedna z przyjaciółek przyszła mnie odwiedzić? Tylko, że z tego co pamiętałam wszystkie miały być zajęte w wigilijny wieczór. Przerywając te bezsensowne rozważania postanowiłam w końcu sprawdzić, kto tak naprawdę stoi za drzwiami. Idąc w odpowiednim kierunku zdążyłam jeszcze przejrzeć się w wiszącym na ścianie lustrze. Moje blond włosy znów były w nieładzie, nie zrobiłam jednak nic, by przywrócić im dawny porządek. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer...

Wigilijny cudWhere stories live. Discover now