2. Nie jesteś nieśmiertelny Ren ✓

880 73 25
                                    

Armitage Hux

Z beztroskiej krainy otępienia wyrwał mnie nieprzyjemny jazgot alarmu, któremu towarzyszyło włączenie głównego oświetlenia. Pomimo zmęczenia spowodowanego praktycznie nieprzespaną nocą, podniosłem się sprawnie i przetarłem dłonią powieki. Próbowałem zignorować dokuczliwą jasność, ale niestety moje oczy nie zamierzały ze mną współpracować.

Na oślep sięgnąłem w kierunku szafki nocnej. Moja dłoń zetknęła się z gładką powierzchnią. Wymacałem pudełeczko, zawierające suplementy i wysypałem na otwartą dłoń podwojoną porcję kapsułek. Sprawnie połknąłem garść białych tabletek i popiłem ją wodą.

Wstałem i sięgnąłem po czarny wyprasowany już mundur, przyczepiony do specjalnego wieszaka. Miałem obsesję na punkcie punktualności, przez co zawsze przygotowywałem swój strój dzień wcześniej.

Opuszkiem palca pogładziłem czerwoną naszywkę z symbolem Nowego Porządku. Udało mi się. Osiągnąłem to, czego pragnąłem przez całe dzieciństwo. Znalazłem się na znacznie wyższym stanowisku niż on. Osiągnąłem to, o czym on mógł jedynie marzyć. Pozostawał przy mnie jedynie żałosnym zlepkiem wtórnych produktów przemiany materii.

Co z tego, że moja pozycja była zagrożona. Miałem jeszcze czas. Mogłem się odbić od dna i wspiąć jeszcze wyżej. Wystarczyło jedynie odpowiednio to rozegrać.

Ojciec uwielbiał mawiać, że z zarządzenie imperium, jest jak z grą w szachy. Co z tego, że nie znał nawet ich zasad. Istotne było tylko to, że potrafił wykorzystywać otaczających go ludzi w swojej nieobliczalnej partyjce. Normy nie miały znaczenia. Określenia takie, jak goniec, wieża, czy królowa, nie miały odniesienia w prawdziwym życiu. W nim byli generałowie, komendanci, szturmowcy i prości ludzie, cywile. Przez pewien moment, miał nad tym kontrolę. Jednak teraz to ode mnie zależało, jak te pionki zostaną ustawione. Na jakie pozycje je poślę.

Ruszyłem w kierunku łazienki. Tam zrzuciłem z siebie szary podkoszulek i tego samego koloru bokserki. Przelotnie spojrzałem na swoje odbicie. Wyglądało tragicznie, ja wyglądałem tragicznie.

Ostre kości przebijały się przez moją trupio-bladą cerę, przypominającą pobojowisko. Stare blizny i jasne pręgi, zdobiły moje ciało niemal wszędzie. Największa z nich. Delikatnie zaróżowiona gruba szrama, ciągnęła się od mojego kolana, aż po biodro.

Odwróciłem wzrok.

Zimna woda skutecznie rozbudziła moje zmysły, przez co obrazy ze snu powróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Poczułem nieprzyjemne ciepło rozchodzące się po moich policzkach. Byłem zażenowany i zdegustowany samym sobą.

Ta wizja... Ona nie powinna mieć nigdy miejsca. Była niewłaściwa i obrzydliwa. Ren był moim wrogiem. Jedną z wielu osób, która pozbyłaby się mnie przy pierwszej lepszej okazji. W dodatku był mężczyzną. Bardzo męskim i zaskakująco dobrze zbudowanym mężczyzną.

— Kurwa — wymamrotałem.

Chciałem o tym zapomnieć. Pozbyć się tych przyprawiających o mdłości obrazów ze swojej głowy. Powinienem był się od tego od razu odciąć. Zepchnąć to w najciemniejsze zakamarki umysłu i żyć dalej.

Tak samo, jak wspomnienia z akademii. Nie istniały. Nie mogły. Nie chciałem, żeby okazały się prawdą. Co z tego, że nią były. Mogłem sobie wmawiać, że było zupełnie inaczej. Uznać to za nic nieznaczące wyobrażenia, wytwory przemęczonego umysłu. — Nie, nie nie... — stęknąłem, zaciskając palce we włosach.

To nie mogło do mnie wrócić. Nie teraz.

Szorstkie, wyrobione przez walkę palce, gładzące mój kark. Wściekły ojciec grożący, że jeżeli nie poprawię swoich wyników, to zamknie mnie na tydzień w pokoju. Zamknięcie samo w sobie nie było złe. To brak jedzenia i picia bywał przytłaczający. Delikatne usta zaciskające się na płatku mojego ucha. Krzyki. Jesteś nikim. Jestem pieprzonym zerem. Kazał mi tak powiedzieć. Kto? Ciepłe usta zaciskające się mojej wardze. Twarda podeszwa wbijająca moją twarz w podłogę. Ostre paznokcie wbijające się w moje ramię. Jesteś nic nieznaczącym robalem. Zasługujesz na śmierć. Zasługuje na najgorsze.

Friction |KyloxHux|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz