9. Nie potrafiłem złapać oddechu ✓

788 60 14
                                    

— Rozkaz Najwyższego Wodza Snoka jest jasny. Oto nadszedł dzień, w którym ostatecznie zmiażdżymy ruch oporu — oznajmiłem donośnym tonem. — Niech kapitan Canady szykuje okręt liniowy.

Udało nam się. Jeszcze nigdy nie byliśmy aż tak blisko wygranej, ale o to pojawiła się szansa, której nie sposób było zmarnować. Po prostu nie dało się tego spieprzyć. Nie teraz. Nie przy tak pokaźnej przewadze. Ich słabe, rozpadające się ze starości jednostki, nie były w stanie równać się z naszymi monstrualnymi okrętami wojennymi, a mało dogodna pozycja nie dawała zbyt wiele możliwości manewru. Nie mieli nawet gdzie uciec.

Po raz pierwszy to w ich szeregach pojawił się zdrajca. Sprawił, że mu zaufali. Udało mu się omamić tych głupców. Wykradł ich dane, wyłączył osłony i udostępnił nam lokalizację ich głównej bazy operacyjnej, a następnie zwiał.

Byli skończeni. Cholera, zdecydowanie zbyt długo wyczekiwaliśmy tego momentu. Zbyt wielu krętaczy i obłudników przewinęło się przez nasze szeregi. Ich tajnych agentów i idiotów, którzy myśleli, że uda im się coś ugrać na naszych plecach. Zbyt wielu głupców próbowało nas oszukać, zniszczyć i porzucić, jednak to nie miało już dłużej znaczenia. Oni nie mieli już dłużej znaczenia. Ruch Oporu w końcu miał przestać się liczyć, a jego główni dowódcy już za moment mieli zostać straceni...

Boże, jak to pięknie brzmiało. Nikt nie groził już naszym planom. Jeszcze tylko parę chwil, a we wszechświecie nie pozostanie już nikt, kto będzie zdolny przeciwstawić się Najwyższemu Porządkowi. Staniemy się niezwyciężeni.

Zmusimy zbuntowane galaktyki do tego, by podziwiały upadek Ruchu Oporu. Będą musiały obserwować koniec organizacji, której postanowili zawierzyć swoją przyszłość, swoje bezpieczeństwo. Ci wszyscy buntownicy będą mogli co najwyżej płakać za niknącą wśród bezkresu kosmosu nadzieją. Ponieważ stracą ostatnią szansę na wybawienie spod rządów Najwyższego.

Wystarczyło odczekać jeszcze parę chwil, maksymalnie godzin. Dopilnować paru spraw i przypilnować, by nikt niczego nie spieprzył. Tylko tyle, nic więcej. Przecież to nie mogło być takie proste?

— Macie spalić ich bazę, zniszczyć statki i unicestwić flotę — zabrzmiałem.

Zerknąłem na jeden z ekranów, by sprawdzić, ile czasu zostało do całkowitego załadowania się broni. Czerwony pasek przesuwał się powoli do przodu, co sprawiło, że na moich ustach wykwitł delikatny uśmieszek. Wiedziałem, że już za parę minut ciemność zalśni czerwonym blaskiem, a ich baza zostanie bezlitośnie pochłonięta przez tę śmiercionośną energię. Ci heretycy w końcu dostaną to, na co zasłużyli.

Ostatni bastion starego porządku zostanie unicestwiony. Twarze reprezentujące ich organizacje, ludzie nazywani przez nich bohaterami umrą, a krążące o nich legendy przestaną się liczyć. Zostaną zapomniani, stopniowo wymazani z historii wszechświata. Sprawimy, że znikną nawet z umysłów ich najbardziej zagorzałych wyznawców. Ugasimy ogień, który tak bezmyślnie wzniecili.

Ludzie w końcu poznają naszą, jedyną słuszną, prawdę. Pojmą, że nigdy nie było tu miejsca na bunt. Zauważą, że działania Ruchu Oporu nigdy nie przyniosły ze sobą niczego dobrego, że sprowadziły na nasz świat chaos i anarchię. Zrozumieją, że jedyne co robili ci idioci, to uniemożliwiali nam zaprowadzenie porządku.

Całe to stowarzyszenie było tylko jednym wielkim niepasującym do układanki ogniwem. Mechanizmem, który sprawiał, że wszystko inne zaczynało się psuć. Wadliwą komórką, która dzieląc się niekontrolowanie, infekowała coraz większą część organizmu. Zgnilizną, którą wciąż tylko zatruwała umysły niewinnych.

To przez nich toczyły się te wszystkie niepotrzebne wojny, to przez nich ginęli niewinni. To stara Republika niemal doprowadziła do upadku wszystkiego. To szerzące się w niej korupcja i zniszczenie, niemalże doprowadziły do upadku wszystkiego. Ruch Oporu był tylko kolejnym objawem tej choroby, tego nowotworu bezustannie toczącego nasz świat. 

Friction |KyloxHux|Onde histórias criam vida. Descubra agora