•1•

3K 165 30
                                    

Słoneczny dzień, pełen ekscytacji, szczęścia i ciekawości. No dobra, nie do końca. Może i słoneczny, ale specjalnie szczęśliwa nie byłam. Liczyłam właśnie kroki do szkoły, w której kierunku zmierzałam. Liczyłam, bo dzięki temu się zbytnio nie martwiłam. Otóż zmierzałam właśnie na swój pierwszy dzień w nowej szkole. Zdecydowanie nie jest tak jak sobie to wyobrażałam. Stresowałam się jakąś głupią szkołą, a to chyba świadczy o tym, że coś ze mną jest nie tak. Kiedy dotarłam pod ogromną bramę jednej z najsłynniejszych szkoł dla bohaterów, oprócz strachu poczułam podekscytowanie, które dało mi odwagę przekroczyć próg do mojej prawdopodobnie lepszej przyszłości. Wokół nie było za wielu uczniów. Praktycznie nikogo nie było. Pospiesznie zerknęłam na zegarek w moim telefonie i zrozumiałam, że jestem spóźniona.

Przemierzałam korytarz szkoły idąc w kierunku gabinetu dyrektora, tak jak mnie proszono. Otworzyłam szeroko drzwi, zapominając o pukaniu i stanęłam w drzwiach właśnie to sobie uświadamiając.

— Dobry dzień — odparłam starając się ładnie uśmiechnąć, tym samym jakoś udobruchać moim gestem dyrektora. Wolałbym nie dostać mojego pierwszego dnia reprymendy.

— Witaj Shirazuki, jednak jesteś? Już myślałem, że nie przyjdziesz, bo nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale powinnaś być tu 20 minut temu. — odpowiedział, zawiedziony moją postawą.

— Tak jakoś wyszło... — nie przyznam się mu przecież, że zajęło mi to tyle czasu, bo się stresowałam. Nie ma opcji.

— Dobra, nie będę cię już zatrzymywał, idź do klasy 1-A. Myśle, że łatwo ją znajdziesz i tym razem zapukaj zanim wejdziesz.
— Postaram się zapamiętać — niewinny uśmiech wkradł się na moje usta. A jednak zwrócił mi uwagę. Zwinnie opuściłam gabinet i przystąpiłam do szukania klasy. Tak jak mówił, szybko udało mi się znaleźć właściwe pomieszczenie. W momencie, gdy stanęłam przed drzwiami, lekko się zawachałam. Zanim zdążyłam zapukać, drzwi się otworzyły. Pojawił się w nich Aizawa Shouta, we własnej osobie. Czyli mój nowy nauczyciel, który nie wyglądał na zadowolonego.
— Tak jak sądziłem, spóźniłaś się.
— Możemy udawać, że byłam punktualnie? — zapytałam uśmiechnięta.
— Dobra, wejdź — odparł zrezygnowany. Wkroczyłam pewnym krokiem zaraz za nim do klasy, która wyglądała dość obiecująco. Parę osób naprawdę się wyróżniało, ale co tu się dużo dziwić. Indywidualność często dodawala wiele do wyglądu ludzi. Tak jak w przypadku niektórych osób tutaj. Większość uczniów patrzyło sie na mnie wyczekująco.
— To Schirazuki Mei, nowa, spóźniona uczennica — przedstawił mnie krótko i rzeczowo, na co usłyszałam cichy chichot. — Usiądź — rzucił do mnie i wskazał delikatnym kiwnięciem na wolne miejsce. Na samym końcu, przy oknie. Ławkę obok siedział chłopak z dwukolorowymi włosami, który nie ukrywam, przykuł trochę moją uwagę. I nie mówię tu tylko o tym, że był przystojny. Miał bliznę na oku, która sprawiła, że przypomniałam sobie o pewnej osobie. Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka, który swoją drogą był bardzo przyjemny, a to że praktycznie do mnie szeptał, sprawiło, że przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
— Na co się tak patrzysz? — zapytał, teoretycznie nie miło, ale z jego twarzy wyczytałam bardziej niewinną ciekawość i niewiedzę aniżeli zdenerwowanie moim zachowaniem. Nie odpowiedziałam mu, nie chcąc narażać się na upomnienie od nauczyciela, ale wskazałam na swojej twarzy lewe oko, aby uzmysłowić mu, że chodzi mi o jego bliznę. Dopiero po chwili, zrozumiałam, że to może być dla niego niewygodny temat i że nie powinnam o to pytać. Za dużo się nie pomyliłam, bo chłopak odwrócił wzrok i wyglądał jakby zaczął mnie ignorować.

Właśnie rozpoczęła się druga lekcja, na której wszyscy przebrani w stroje treningowe staliśmy na sporym boisku.
— Zacznijmy od tego, że chciałbym sprawdzić wasze umiejętności i indywidualności. Przeprowadzimy coś w stylu testu sprawnościowego. Kojarzycie coś takiego pewnie z gimnazjum, ale tam nie mogliście używać swoich indywidualności , a tu możecie. Katsuki jaki był twój rekord w rzucie piłką ?

— 67 metrów.

— W takim razie teraz spróbuj wspomagając się swoją indywidualnością.
Bakugou stanął w kole z białej linii i chwycił piłkę. Zrobił zamach i rzucił nią z ogromną siłą, której towarzyszył pokaźny wybuch. Nauczyciel pokazał nam wynik.

— 705.2 metry! — wykrzyczał ktoś z tyłu. Najpierw były biegi. Wszyscy dawali z siebie wszystko i bardzo się starali. Natomiast ja, nie używałam swojej zdolności. Był pewien problem, z którym nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam póki co nie korzystać z indywidualności. Ostatnią „konkurencją" był rzut piłką, który wcześniej zaprezentował Katsuki. Nagle odezwał się Aizawa.

— Zapomniałem wam wspomnieć. Osoba z najgoryszymi wynikami, czyli ta na samym końcu listy, będzie wyrzucona ze szkoły. Uznam ją za kogoś bez potencjału.

Słysząc te słowa nieco się poddenerwowałam. Po pierwsze dlatego, że wspomniał o tym dopiero na końcu, a po drugie nie chciałam być wyrzucona ze szkoły, bo ledwo co do niej przyszłam. A już tym bardziej nie chciałam, żeby uznał mnie za kogoś, komu brak potencjału! Kiedy połowa klasy już miała to za sobą, przyszła pora na mnie. Chwyciłam piłkę do ręki i zaczęłam się zastanawiać. Jeżeli teraz nie pokażę mu na co mnie stać to już drugiej szansy nie będzie. Tylko co powinnam zrobić?
Zrobiłam zamach i rzuciłam piłką z całej siły. Moją rękę otoczył niebieski płomień, który ciągnął się za piłką. Ona sama zaś zniknęła gdzieś na niebie. Wszyscy próbowali ją gdzieś dojrzeć. Po chwili spadła na ziemię lekko przypalona.

— 718 metrów... — stwierdził Aizawa, jakby zaskoczony tym co zrobiłam. Wśród uczniów dało się usłyszeć głosy zachwytu, niedowierzania i... zdenerwowania, które pochodziło od Katsukiego. Zaczął iść w moim kierunku z wyrazem twarzy, który zdawał się mówić, żeby lepiej uciekać. Patrzyłam na tego rozczochrańca pytająco, chodziaż doskonale wiedziałam o co mu chodzi. W ostatniej chwili, gdy w jego ręce zaczęły powstawać małe wybuchy, zatrzymał go Aizawa.

— Jakim cudem ten mały gnom rzucił dalej ode mnie!? — wydzierał się Bakugou.

— Może dlatego, że mam więcej siły od ciebie? — uśmiechnęłam się głupio do niego.

— Chyba sobie żartujesz. — Katsuki był coraz bardziej zdenerwowany. Wszyscy uważnie się nam przyglądali.

— A wyglądam jakbym żartowała? — spytałam dalej się uśmiechając. Aizawa puścił Bakugou i ten niemalże odrazu zrobił zamach, aby mnie uderzyć. Szybko zrobiłam unik i cofnęłam się kilka kroków w tył.

— Jak zaraz się nie uspokoicie, to pożałujecie, że się urodziliście. — wtrącił się nauczyciel.

— Pożałujecie? Chyba powinieneś to powiedzieć w liczbie pojedynczej Aizawa. — tym razem zapomniałam o zwracaniu się do niego przez „pan". Bakugou odpuścił, czego kompletnie się nie spodziewałam. Pomamrotał tylko coś pod nosem i się oddalił.

•Hero or Villain• [Todoroki Shouto x OC] Where stories live. Discover now