[01.17]

273 17 4
                                    

Godzina 9.37. Ojca nadal nie ma. Rozumiałe jest to, że może się spóźnić, ale 37 minut. Zajęłam miejsce na ławce przy fontannie. Nerwowo wystukiwałam palcami dźwięki znanych mi melodyjek. Traciłam powoli cierpliwość. Czas strasznie się dłużył. Ludzi w parku nie było, przecież jaki idiota idzie w takie miejsce rano, nie licząc ludzi biegających czy wychodzących z psem. 

-Przepraszam za spóźnienie.- wysapał ojciec.

-Mogłeś napisać, że się spóźnisz.- powiedziałam surowo.

-Przepraszam, długa historia.

Ojciec zajął miejce obok mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany inaczej. Miał na sobie zwykłe cemne jeans'y, za dużą koszulkę i przechodzone adidasy. W ręce trzymał brązową kopertę. Nie chciałam zaczynać tematu co do niej,lecz strasznie mnie korciło. 

-Zanim zaczniesz mam pytanie.-oznajmiłam.-Wcześniej wspominałeś, że ktoś przyszedł i cię pobił. Kto?-zapytałam.

-Ohh. Taki, wysoki chłopak. Louis? Tak chyba on.-odpowiedział, po lekkim zakłopotaniu.-Pozwolisz, że zacznę, bo wybacz, ale spieszy mi się.-powiedział, na co skinęłam głową.

-Jak już wiesz, po śmierci twojej matki, Ann przyszła do nas i oddała mi list. Dodała przy tym, że nie ma zamiaru zajmować się kolejnym bachorem, bo jednego już ma. Wychodzą, dodała na odchodne, że na pamiątkę zabiera ze sobą zdjęcie. I wyszła. Jak myślę wiesz...no, pozwól, że nie dokończę mojem myśli. Kilka lat temu dokładnie gdy kończyłaś liceum, ponownie mnie odwiedziła. Tym razem zarządała zwrotu pieniędzy. Nie miałem ich. Gdy się o tym dowiedziała, powiedziała, że mnie zniszczy, czy zabije. Udało jej się to, zabrała ciebie. 

-Nie, nie zabrała. Zniszczyłeś to sam, tym co robiłeś.- powiedziałam ostro.- Dlaczego?- zapytałam.

-Samantho, nie umiem odpoweidzieć ci na to pyatnie. Gdy wyjechałaś, możesz pomyśleć co chcesz, ale zabrakło mi ciebie. Mimo wszystko co zrobiłem, tęskniłem. Te wszystkie groźby, przepraszam.- wyszeptał. 

-Dlaczego mi to reraz robisz? Mówisz mi to wszystko, a nie zabijesz?

-Ta rozmowa nie ma dalej sensu. To cała prawda. Może kiedyś się spotkamy, może nie. Żegnaj.- wstał z ławki, delikatnie się uśmiechnął i poszedł. 

Faktem było, że robił źle, ale chyba mu wybaczę. Fakt jest również taki, że powiedział mi to, tak po prostu. Nie mogłaz zrozumieć tylko, dlaczego. 

***

-Wróciłam.-krzyknęłam radośnie.

Harry wraz z Ann siedzieli przy kuchennym stole o czymś rozmawiając. Na mój widok, uśmiechneli się jeszcze bardziej. 

-No, możemy się zbierać.- wesoło oznajmił chłopak.

Wszyscy we trójkę udaliśmy się do auta Harolda. Zajęłam miejsce z tyłu, gorąco rozmyślając o tym co powiedział mi ojciec i o Lou. Lou właśnie, dlaczego on się w to wmieszał? Jak mój ojciec doniósłby policji o pobiciu to wizerunek chłopaka ległby w gruzach. 

Naprawdę nudziło mi się w samochodzie. Ann z synem żywo o czymś dyskutowali. Za oknem były drzewa, domy, drzewa, domy, ciągle to samo. Zdawałam sobie sprawę, że Harold unika fotoreporterów, ale, żeby aż tak. Jeden wypad na miasto niezaszkodziłby. Po zakończeniu roku na uczelni nie bywałam w mieście. Samochód nagle zatrzymał się przed małą knajpką. Od razu przypomniałam sobie, że gdy mama jeszcze żyła, przychodziłyśmy do takich miejsc na wypad matki z córką. Było zabawnie. Kelner Mike podrywał moją mamę, puszczał oczka, a raz dał jej swój numer telefonu, przez co mama miała awanturę z ojcem.

Wkroczyliśmy do pomieszczenia. Mało ludzi, mało tłoku, dużo prywatności. Usiedliśmy w rogu knajpki. Kilka siedzących przy stołach nastolatek zwróciło na nas swoją uwagę. Uśmiechały się, puszczały oczka, na co Harry uśmiechał się, a mnie zabijały wzrokiem. Na co spuszczałam wzrok.

-To co zamawiamy?- zapytała brunetka.

-Kurczaka.-oczy Harolda zaświeciły się.

-Ja poproszę wodę.- powiedziałam nieśmiało. Co przykuło wzrok moich towarzyszy.

W barze spędniliśmy naprawdę sporo czasu. Starałam się nie pokazywać mojej nieśmiałości i skrępowania przy Ann i tej sytuacji. Dyskutowałam, śmiałam się i prawie zachowywałam się jak oni.

***

-Hej Sam, tu Lou. Masz czas na pogawędkę?-zapytał wesoło.

-Dla ciebie zawsze.-odpowiedziałam.

-Co powiesz na moją ostatnią ofertę? Zgadzasz się?

-Ofertę...ach tak pamiętam. Myślę,że tak, ale kiedy?

-W ten weekend, co ty na to?

-Hmm...dobrze.-odpoweidziałam żywo, po czym zakończyliśmy rozmowę.

Mój boże. Jak powiedzieć Harry'emu, że w ten weekend wyjeżdżam i to z Louis'em. Wstałam z łóżka. Nacisnęłam klamkę moich drzwi. Spokojnie, bez nerwów odezwała się moja mantra. Otworzyłam je i zeszłam na dół. Hazza siedział w salonie, na kanapie oglądając jakiś film. Usiadłam obok niego. Swoją rękę owiną wokół moich ramion.

-Harry...

-Yap.

-Wyjeżdżam na ten weekend poza miasto.-powiedziałam spokojnie.

-Haha Em znów cię zabiera, dokąd jak mogę wiedzieć.-zapytał.

-Nie jadę z Emily, tylko z Louis'em.-odpowiedziałam nerwowo.

Loczek na te słowa napiął mięśnie. Wstał z kanapy i nic nie mówiąc udał się na górę do swojego pokoju.

***

Hej mam nadzieję, że się podoba. Rozdział ten dedykuję Give_me. Dziękuję za komentarze aww.. ^^. Zachęcam do czekania na następny rozdział.

Liv.

 

Dictum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz