20

550 17 0
                                    

                  ******Isabella******

Siedzieliśmy z Louisem na przeciwko Harrego, kiedy on rozmawiał z Olivią i Sofii na Skype.

-Słuchajcie dziewczyny. Dostaliśmy telefon od Liama, że długo jeszcze nie pociągną. Musimy ich odbić jeszcze dzisiaj, i tak, tak wiem. Nie jesteśmy prawie w ogóle przygotowani, Luke jeszcze nie wrócił z Nowego Yorku, ale skoro Liam mówi, że długo nie wytrzyma to już jest naprawdę źle...-powiedział Hazz przeczesując swoje włosy palcami.

-Cholera...-skomentowała Olivia.-No nic, zrobimy tak jak mówisz. Odbijemy ich dzisiaj.-dziewczyna westchnęła.

-Dobra, to o której?-spytała Sofii.

-Zróbmy tak. Przyjedźcie pod nas o 21.30. Sofii, ty zostaniesz z Isą, Cameron i Michael pojadą z nami najwyżej zostaną w samochodzie.
Jakoś damy radę.-chłopak popatrzył na nas. Miałam ochotę zacząć kłótnię o to, że Cam i Michael jadą, a ja będę tu siedzieć i umierać z nerwów. Jednak się powstrzymałam bo wiedziałam, że to może tylko pogorszyć sytuacje. Chociaż myślę, że Louis zdążył się zorientować, że nie jestem zadowolona z tego pomysłu.

             ******Wieczorem******

Chłopacy przygotowywali się do akcji. Gangu Czarnej Krwii jeszcze nie było. Mieli się spotkać dopiero za godzinę. Siedziałam w pokoju Louisa i przyglądałam mu się kiedy naładowywał broń. Położyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy.

-Ej nie denerwuj się tak. Przecież damy radę.-szatyn podszedł do mnie i uśmiechnął się. Popatrzyłam na niego z poirytowaniem.

-Twoje puste słowa nie sprawią, że przestanę się denerwować.-westchnęłam. Cały czas miałam nadzieję, że Meghan i Liam żyją. Że nic im nie jest.

-Włącz sobie te swoje simsy i się czymś zajmij na te parę godzin.-chłopak podał mi laptopa.

-Co?-spytałam z niedowierzaniem.-Parę godzin?! Ja chyba tu umrę...-popatrzyłam na niego z boku. Wziął broń i podszedł do drzwi.-Chodź. Poczekasz na Sofii na dole.-niechętnie wstałam z łóżka Louisa i zeszłam z nim po schodach. Siedziałam w salonie i wpatrywałam się w pusty ekran telewizora. Nagle do salonu wszedł Harry, Louis i Sofii.

-Isa my jedziemy.-powiedział Hazz i wyszedł pokazując Louisowi gestem żeby poszedł za nim. Sofii usiadła obok mnie, zaczęłyśmy rozmawiać. Cały czas nie mogłam przestać myśleć o tym, że któryś z nich może właśnie w tym momencie umierać, a ja siedzę tu bezczynnie.

-Wiesz co...-powiedziała brunetka.-Nie znam tej Meghan, ale zazdroszczę jej przyjaciółki.-dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i wyrwała mnie z zamyślenia.

-Że co? Że mnie?-Spytałam z niedowierzaniem.

-No ciebie. Też chciałabym taką przyjaciółkę.-Byłam zdziwiona, nie spodziewałam się, że kiedy kolwiek od kogoś usłyszę takie słowa.

                  ******Harry******

Dojechaliśmy pod starą opuszczoną fabrykę. Była to siedziba gangu Jacka. Wysiedliśmy z samochodów. Łącznie było nas 9 bo Cameron i Michael zostali w samochodzie, ale byliśmy połączeni przez krótkofalówki, żeby w razie czego mogli przyjść jako wsparcie. Rozdzieliliśmy się. Ja i Olivia mieliśmy za cel Jacka. Louis i Zayn mieli znaleźć Meghan i Liama. A Niall, Matt, Kay, Jade i Tom mieli rozprawić się z resztą których było znacznie więcej niż nas.

                  ******Liam******

Jakąś godzinę temu przyprowadzili z powrotem Meg. Miała zakrwawioną bluzkę, mogłem się domyślić co jej zrobili. Starałem się ją uspokoić ale dziewczyna była w totalnej panice, w sumie ja też. W pewnym momencie usłyszeliśmy że drzwi od piwnicy się otwierają i ktoś poświecił po nas latarką. Chłopak wydawał się być znajomy, ale miałem za bardzo rozmazany obraz, żeby rozpoznać go z takiej odległości. Kiedy podszedł bliżej, zobaczyłem charakterystyczny tatuaż który należał do Lousia.

-Lou?-spytałem przymykając oczy.

-Tak, Li dasz radę wstać?-spytał po czym wyciągnął krótkofalówkę.-Zayn leć do Harrego i Olivii pomóż im. Ja sobie z nimi dam tu radę.

-Tak...chyba dam..-powiedziałem gdy chłopak rozciął liny. Powoli wstałem.
Louis wziął nieprzytomną już Meghan na ręce, i ostrożnie wyszliśmy z piwnicy. Poczułem się wolny, ale wiedziałem, że to jeszcze nie koniec. Teraz było najgorsze.
  Musieliśmy wyjść tak, żeby nikt nas nie zauważył.
Lou delikatnie uchylił drzwi od piwnicy i rozglądnął się w celu upewnienia, że nikogo nie ma.

-Gdzie ja jestem..?-spytała Meg, która ocknęła się na rękach szatyna.

-Już spokojnie Meg. Za niedługo będziesz w domu.-powiedział chłopak i wyszliśmy przed budynek gdzie stały 3 samochody. Było słychać odgłosy kłótni i strzały. Meg, stwierdziła, że da radę sama stać, więc Lou ją puścił. Z jednego z aut wysiadł Michael który od razu podbiegł do Meghan.

-Boże...nawet nie wiesz jak się martwiłem.-powiedział przytulając brunetke. Staliśmy przy samochodzie i czekaliśmy aż akcja się skończy. Lou poszedł pomóc reszcie, ale nie było to chyba najlepszym pomysłem.

                 ******Louis******

Wróciłem do Harrego i reszty żeby im pomóc. Chyba przyszedłem w odpowiednim momencie.

-Nie daruję ci tego Jack! Nie daruję!-krzyknął Hazz celując w tego psychola.

-No strzelaj! Na co czekasz mały gnojku!-powiedział zdenerwowany Jack. Harry się wahał. Widziałem to. Razem z Zaynem staliśmy z boku, nie wiedziałem co mam zrobić. Olivia również stała obok Harrego, przyglądała się uważnie każdemu ruchowi chłopaka.
W tym momencie przyszedł Mark który trzymał przy skroni Nialla pistolet.

-Odłóż broń albo strzelę!-krzyknął Mark przyduszając blondyna. Teraz to byłem mega wkurzony. Chwyciłem za broń i chciałem zajść go od tyłu. Nie widział mnie. Do czasu kiedy chwyciłem go od tyłu. Puścił blondyna i z zaskoczenia chwycił za spust. Czułem jak nabój przebija mi brzuch. Bolało jak cholera, a Mark był nieźle przerażony kiedy go puściłem i chwyciłem się za ranę. Zgrywał twardziela, ale nim nie był.
Zyskałem też uwagę Jacka, który tylko szyderczo się uśmiechnął. Jednak Hazz bez wahania strzelił. Działał pod wpływem impulsu i złości. Niekontrolował się. Celował w serce, ale spudłował. Jack dostał w brzuch pod klatką piersiową. Mark od razu się zerwał i podbiegł do chłopaka.

-Chłopaki wracamy!-krzyknął Harry do krótkofalówki i wybiegliśmy z fabryki. Kręciło mi się w głowie i czułem tylko ciepłą krew wypływającą z mojej rany.

-Pożałujesz tego Styles!-krzyknął za nami Jack.

Szybko wsiedliśmy do aut i wróciliśmy do naszego domu.

-Dzięki Oli. Przeleje wam kasę jutro.-Harry podał rękę Olivii która się uśmiechnęła.

-Dobra Styles. Niech będzie 30%. Ale pod warunkiem, że jak coś to wy będziecie nasza obstawą.

-Jasne.-Dziewczyna wsiadła do auta i odjechali. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi, do przedpokoju wleciała Isa.

-Meg!!!!!!!!!!!!!!!!!-krzyknęła i od razu przytuliła się do brunetki która odwzajemniła uścisk.-Boże! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!-powiedziała odklejając się od niej.

-Nie wierzę w to.-Meghan zaśmiała się.

-Niall, gdzie są jakieś bandaże?-spytałem zwijając się z bólu.

-O boże Lou...-Liam popatrzył na mnie a ja bez żadnych emocji wziąłem bandaż który podał mi blondyn i udałem się do łazienki.
Jakieś 5 minut później usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili otworzyła je Isa, i weszła do środka.
Właśnie kończyłem odkażać ranę.

-Ty nie z Meghan?-spytałem patrząc na nią.

-Ten wasz lekarz Edward, opatrzył jej rany i kazał jej iść spać. Może ty też do niego chodź?-spytała patrząc na ranę przy której nawet mnie mdliło chociaż na takie widoki byłem odporny.

-Nie trzeba. Poradzę sobie.-jednak dziewczyna nie dała za wygraną i wyrwała mi bandaż z ręki.

***************************
Jak myślicie, Jack się odegra?

Lounialle <3

Bad Direction Where stories live. Discover now