13. Najgorszy koszmar Phillipa Brighta

35 8 0
                                    

Elfy nie są ani piękne, ani przyjazne. Elfy mają wielkie, migdałowego kształtu oczy, i smukłe ciała, i kruche skrzydła migoczące srebrem w blasku księżyca, ale to chyba jedyne pozytywne rzeczy, jakie da się o nich powiedzieć. Ponieważ elfy mają zęby jak ostrza sztyletów widoczne spoza wąskich, cynicznie rozciągniętych warg; elfy nie odwiedzają cię po to, by zabrać cię do cudownej krainy – przybywają po to, by pozbawić cię życia. Elfy znają starą magię, która być może wcale nie jest magią, a jakimś rodzajem pradawnej nauki. Ta magia może oszołomić cię pięknem, oczarować muzyką, unieść wysoko ponad ziemię, owszem, ale najpewniej zabije cię zaraz potem w wyszukany, wyrafinowany, okrutny sposób.

Gold nauczył się wszystkich tych prawd w ciągu niespełna piętnastu minut od znalezienia płatków róży w martwych ustach Douga. W ciągu tych piętnastu minut przekonał się, co elfy mogą zrobić dwóm młodym dziewczynom, pulchnej mamie i mężczyznie w kwiecie wieku. Jak łatwo i przewrotnie potrafią zabijać. A teraz zwróciły się w stronę Ace'a...

Wciskając Corrie w kąt za łóżkiem, osłaniając ją własnym ciałem, Gold wrzeszczał bezsilnie, kiedy elfy dopadły jego przyjaciela. Rozglądał się gorączkowo w poszukiwaniu broni; jakiejkolwiek broni; ale oczywiście nie znalazł jej w Szkółce, w muchomorkowej chatce, w baji dla nieletnich panienek. Corrie uczepiła się jego płaszcza, nie pozwalając mu skoczyć na ratunek Ace'a. Gold nienawidził ją za to, a jednocześnie był jej wdzięczny. Elfy rozciągnęły Ace'a na podłodze. Z rozkrzyżowanymi ramionami, rozrzuconymi nogami, walczył rozpaczliwie, kiedy zaciskały mu palce na szyi, zatykały nos, zasłaniały oczy. A kiedy otworzył usta do krzyku, długie ramię zanurzyło się w nich, wpychając płatki róż głęboko, głęboko, w jego skurczone ze strachu, wołające o haust powietrza płuca.

Kiedy Ace znieruchomiał, elfy, jak kierowane jedną myślą, zwróciły trójkątne twarzyczki w stronę Golda. Chłopak poczuł skurcz gdzieś we wnętrzu ciała, zimno musnęło jego policzki i czoło, oddzielił się nagle od świata, jakby nakryty szklanym kloszem. Za chwilę miał umrzeć. Za jedną, króciutką chwilę, miał przestać istnieć.

Elfy zaczęły się śmiać głosami jak szklane dzwonki. Puściły bezwładne ciało Ace'a, uniosły się w powietrze, zaczęły zbliżać się, zbliżać... A potem rozpierzchły się nagle, nurkując przez wybite okiennice w srebrzystą ciemność nocy. Szelest ich skrzydeł, dźwięk łapaczy wiatru, zatonęły w ciszy.

Gold wciągnął oddech, który zabrzmiał jak szloch, i osunął się na kolana.

Nie zabiły go!

Na czworakach podpełzł do ciała Ace'a. Płatki róż. Wszędzie te cholerne płatki róż. Gorączkowo strzepnął je z twarzy i piersi przyjaciela. Nie żeby miało to jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Po prostu nie chciał na nie patrzeć. Nie chciał też patrzeć na Ace'a. Na nic nie chciał już patrzeć.

- Nie wysiliłeś się, brachu.

Corrie wrzasnęła, a Gold odskoczył i poleciał do tyłu, twardo lądując na siedzeniu. Ace, wciąż leżąc na ziemi, patrzył na niego półprzejrzystymi oczyma z półprzejrzystej twarzy.

- Och! – dał radę wykrztusić Gold.

- Nawet nie bardzo próbowałeś – dodał Ace. – Próbowałem zrozumieć dlaczego, kiedy mnie dusiły, wiesz, dziwne myśli przelatują ci przez głowę, kiedy ktoś cię dusi. Na przykład, dlaczego mój przyjaciel nie próbuje przyjść mi na ratunek? Dlaczego gapi się tylko, zamiast coś zrobić? Mój najlepszy przyjaciel. Dlaczego? Dlaczego pozwala mi umrzeć?

- Och, Ace...

Jasnowłosy chłopak uniósł dłoń na wysokość oczu i popatrzył na Golda przez ledwie materialne ciało i kości.

Doktor Who - 02. Sztuka niepamięciWhere stories live. Discover now