18. Kiedykolwiek, choć na chwilę...

52 10 0
                                    

- Twój plan jest z góry skazany na porażkę – oznajmił Theta. Głos wydobywający się z kuli translatora był równy i spokojny, ale oczy Ooda zmętniały z bólu. Tylko jeden poziom oddzialał ich teraz od komnaty Ogniw i ich obca pieśń wwiercała się w mózgi całej ich trójki. Nawet Phillip odczuwał dyskomfort; splótł ręce na piersi i rozcierał gęsią skórkę na przedramionach.

- Jaki plan? – zaśmiał się Doktor. Próbował udawać, że wszystko jest w porządku, ale Theta słuchał pieśni jego umysłu (na tyle, na ile była słyszalna w zgiełku Ogniw) i wiedział, że mężczyzna ledwie trzyma się na nogach. – Niczego nie planowałem, a w ogóle, co to znaczy, z góry? Nic nie jest z góry skazane na porażkę, gdybyśmy tak myśleli, nigdy nie zdołalibyśmy niczego osiągnąć. Defetyzm nie popłaca.

- Ogniwa zabiją cię, zanim zdołasz dotrzeć do komputera – powiedział Ood. – To nie defetyzm, to fakt.

- Nie tak łatwo zabić Władcę Czasu. – Doktor wetknął soniczny śrubokręt w sploty kabli wyszarpane z panelu. – Naprawdę.

- Władcę Czasu? – odezwał się Phillip. – Niby jesteś jakimś królem?

- Królem? Nie. – Manipulując przy panelu Doktor roześmiał się serdecznie. – To nazwa mojego gatunku, jak człowiek, czy Ood, i tak, wiem, że jest napuszona, nic na to nie poradzę. Nie ja ją wymyśliłem. Podaj mi ten mały zacisk. I gumę do żucia.

Phillip posłusznie wypluł grudkę przeżutej gumy na jego wyciągniętą rękę.

- Genialny wynalazek – guma do żucia – oznajmił Doktor, upychając grudkę gdzieś we wnętrzu panelu. – Milion zastosowań. Kapitalnie!

Drzwi blokujące im przejście otworzyły się z sykiem i telepatyczny krzyk Ogniw osiągnął natężenie huraganu. Theta zachwiał się na nogach i cofnął mimo woli. Doktor obejrzał się na niego z zatroskanym wyrazem twarzy.

- Tak – rzucił. – Ani kroku dalej, Theto. Zaczekaj na nas tutaj. Phillipie...

Wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Phillip ujął go pod łokieć i stęknął zdumiony, kiedy Doktor całym ciężarem uwiesił się na jego ramieniu.

- Przepraszam – wydyszał mu do ucha. – Jesteś mi potrzebny. Bez ciebie nie dam rady się tam dostać.

- Co się z tobą dzieje? – spytał Phillip niepewnie, kiedy ruszyli w dół szerokimi schodami; Doktor powłóczył nogami i kurczowo ściskał poręcz.

- Ogniwa są telepatyczne – powiedział mężczyzna. – Nawet ty, niemal zupełnie głuchy na ich sygnały, musisz to odczuwać. Oodowie są na to bardzo wrażliwi, a ja... Nieco mniej... Ale tylko nieco.

- Ale co to oznacza?

- To znaczy, że Ogniwa nie potrzebują skomplikowanej aparatury komór snu aby przedostać się do moich myśli – wymamrotał Doktor. – Na tym poziomie mogą przeniknąć także do twojego umysłu, dlatego założymy hełmy, blokujące ich przekaz. Powinny być tam, w tym pomieszczeniu. – Wskazał na oszklone drzwi u dołu schodów. – Gdybyś był tak miły i przyniósł je tutaj... Chyba nie dam rady zejść na sam dół... Bez hełmu...

Phillip zostawił go, uczepionego poręczy, z grymasem bólu na twarzy. Spojrzał jeszcze w górę schodów, ale nie dojrzał Thety w ciemności korytarza.

- Co my tu robimy? – warknął z irytacją. – Powinniśmy ewakuować się wraz z resztą Emporium Przygód. Sam powiedziałeś, że komputer wytrzyma tylko dwie godziny. Co się stanie później?

- W najlepszym przypadku wszystko po prostu się wyłączy – wydyszał Doktor. – W najgorszym, stracimy atmosferę i zasilanie grawitronów, a to spowoduje, że zawali się kopuła bazy, miażdżąc pod sobą cały kompleks.

Doktor Who - 02. Sztuka niepamięciOnde histórias criam vida. Descubra agora