Rozdział 3.1

7.9K 462 122
                                    

     — Psst! Lili!

Natarczywy szept nie dawał mi spokoju przez całą lekcję matematyki.

Obejrzałam się dyskretnie i popukałam się palcem w czoło. Sarah zaczynała mnie już wkurzać. Zwłaszcza że kilka ławek dalej siedział Alex i co chwila na nas zerkał. Widząc mój gest, skrzyżowała ręce na piersi i przez resztę lekcji, czyli niecałe dziesięć minut, nie odezwała się ani słowem.

Tego dnia niemal spóźniłam się do szkoły, więc nie miałyśmy czasu pogadać przed zajęciami. Gdy w końcu wyszłyśmy na przerwę, od razu mnie dopadła.

— Gadaj — rozkazała, jak tylko znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości od Alexa.

Opowiedziałam jej więc o poprzednim wieczorze i rozmowie w samochodzie. Pominęłam tylko fragment, w którym zwierzał mi się ze swej tajemniczej przeszłości. Nie chciałam, by miał mi za złe, że rozpowiadam ludziom to, co mi wyznał.

— I tylko tyle? — Wydawała się nieusatysfakcjonowana.

— Aż tyle — poprawiłam. — Dziwię się, że udało mi się zdobyć chociaż na coś takiego.

— Naprawdę nie kusi cię, by sprawdzić, jak to będzie? Całowanie jest super! — Zawołała z entuzjazmem. — Nie wspominając już o...

— Oczywiście, że mnie kusi! — przerwałam jej w panice. — Ale na wszystko potrzeba czasu... — Chciałam jak najszybciej zakończyć ten temat. — Lepiej mi powiedz, gdzie tak nagle zniknęłaś z Tomem.

Na jej twarzy odmalowało się nieskończone znudzenie.

— Daj spokój — mruknęła. — Pojechaliśmy do niego. Myślałam, że będzie lepszy w te klocki.

Już ja dobrze wiedziałam, co miała na myśli. Sarah zawsze wydawała się dojrzalsza ode mnie w wielu kwestiach, choć była prawie rok młodsza! Zazdrościłam jej tej pewności siebie, chociaż wiedziałam, że ciągłe zmiany partnerów nie są dla mnie.

Po kolejnych dwóch godzinach zajęć wreszcie przyszła pora lunchu. Zaczaiłyśmy się obok kantyny, żeby sprawdzić, czy większość nauczycieli dotarła już na obiad.

— Dobra, spadamy. Mamy mało czasu — szepnęłam konspiracyjnie.

Ledwo zdążyłyśmy wybiec za róg korytarza, kiedy na kogoś wpadłam.

— Przepraszam... — zaczęłam, ale gdy uniosłam głowę, trochę się zdziwiłam. — Alex?

— Więc jednak zamierzacie tam pójść.

Było coś dziwnego w jego postawie. Nie wiedziałam, czy martwi się o nas, czy zwyczajnie nie popiera łamania szkolnego regulaminu. 

— Daj spokój. Jeśli nas nie wydasz, nic nam nie grozi — warknęła Sarah, pociągnęła mnie za rękę i zgrabnie wyminęła blondyna. — Niepotrzebnie mu o tym mówiłaś... — mruknęła mi do ucha.

— Nadal uważam, że nie powinnyście tego robić! — zawołał, odwracając się w naszą stronę, chociaż byłyśmy już kawałek od niego.

— Sztywniak — skwitowała Ruda ze złością.

Miałam mieszane uczucia. Dziwiło mnie zachowanie Alexa. Dlaczego się tym tak przejmuje? 

Zanim się obejrzałam, byłyśmy pod drzwiami sekretariatu. Pani, która tam urzędowała, też już wyszła na przerwę obiadową. Sarah wyciągnęła z kieszeni klucz.

— Skąd go masz? — zapytałam, zaskoczona.

— Pożyczyłam zapasowy, gdy babka z sekretariatu zagadała się przez telefon.

— Czyli go ukradłaś? — Nie mogłam w to uwierzyć. — Nie miałaś przypadkiem poradzić sobie drutem? Mówiłaś, że nie raz włamywałaś się w ten sposób do pokojów braci — rzuciłam szeptem.

— Nie sądzisz, że tak będzie szybciej? — Skrzywiła się. — Poza tym to tobie zależy na tym, żeby odkryć tajemnicę jakiegoś tam chłopaka. Ja ci tylko pomagam, niewdzięcznico.

Machnęłam ręką, bo w sumie miała trochę racji...

Upewniłyśmy się, że nikt nas nie obserwuje.

— Tylko się pospiesz. Nie wiem, ile mamy czasu — ponagliła mnie.

Skinęłam głową i weszłam do środka. Sarah miała stać na czatach i w razie czego zagadać sekretarkę, jeśli ta wróciłaby zbyt szybko.

Pospiesznie weszłam do zaciemnionego pomieszczenia z kartotekami uczniów. Na szczęście tutaj nie był potrzebny klucz. Przymknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się dookoła.

Żaluzje w oknach były opuszczone, jednak przeciskała się przez nie wystarczająca ilość światła, bym mogła rozróżniać litery na metalowych szafkach. Doskoczyłam do szuflady z wielką literą „S". Przewertowałam masę aktówek z nazwiskami i imionami uczniów. Nie znalazłam tam tego, czego szukałam, więc przeszłam do półki niżej.

— Se... Se... — mruczałam do siebie, przesuwając w pośpiechu kolejne foldery. — Jest!

Wyciągnęłam teczkę i ją otworzyłam. Czułam narastające podniecenie, zupełnie jakbym właśnie wygrała los na loterii.

— Selva Nathaniel — odczytałam.

W jego kartotece brakowało zdjęcia, a informacje były cząstkowe. Dowiedziałam się jednak najważniejszego – gdzie mieszka. Zrobiłam telefonem kilka zdjęć. Przejrzałam resztę zapisków, które mówiły, skąd chłopak pochodzi i kto jest jego prawnym opiekunem.

Starałam się to wszystko zapamiętać, kiedy nagle usłyszałam głosy za drzwiami sekretariatu. W pośpiechu umieściłam teczkę na miejscu, zamknęłam szufladę i wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.

— Proszę spojrzeć, panno Rubens, drzwi były otwarte. — Sarah uchyliła drewniane drzwi i zerknęła na mnie z nadzieją w oczach. — I co, Lili? Kręcił się tu ktoś podejrzany?

Sekretarka weszła do środka i rozejrzała się, przestraszona. Mrugała nerwowo zza grubych oprawek okularów.

— Nie, nikogo tu nie ma. — Na szczęście szybko zrozumiałam, jaką historyjkę wymyśliła Ruda.

— Jeden z uczniów podszedł do mnie na stołówce i powiedział, że ktoś próbuje się tu włamać — wyznała panna Rubens.

Zdawało się jednak, że nie przeszło jej przez myśl, że to mogła być któraś z nas.

Po jej słowach spojrzałyśmy z Sarah na siebie. Wiedziałyśmy, kim jest ten uczeń.

— Tak jak mówiłam, proszę pani. Przechodziłyśmy obok i zauważyłyśmy otwarte drzwi. Lili weszła sprawdzić, czy wszystko w porządku, i wtedy pojawiła się pani. — Sarah mówiła z przejęciem.

— A tam sprawdzałaś? — Panna Rubens wskazała na drzwi, przez które dopiero co przeszłam.

— Oczywiście, że nie. Przecież nie wolno nam tam wchodzić — odparłam, na co moja przyjaciółka uśmiechnęła się półgębkiem.

Zaczekałyśmy, aż kobieta zajrzy w każdy kąt pomieszczenia z aktami uczniów, po czym opuściłyśmy gabinet. W drodze pod salę biologiczną pokazałam przyjaciółce zdjęcia akt.

— Co dziwne, w rubryce „prawni opiekunowie" widnieje tylko jedna osoba.

— Może samotna matka? — rzuciła Sarah. — Może wychowywał się bez ojca i stąd te problemy?

Dołączyłyśmy do reszty klasy, a mój wzrok mimowolnie podążył do stojącego przy parapecie Alexa. Ręce miał skrzyżowane na piersi i spoglądał na nas spode łba. Chyba zauważył, że nasze miny wskazują, że odniosłyśmy sukces.

Ten drugi ty | ZOSTAŁO WYDANEWhere stories live. Discover now