32, II.

1.7K 95 0
                                    

Liam czekał na Nolana, który właśnie szedł w naszą stronę. Stałam nieopodal chłopaka, a i tak miałam obawy. 

- Jeśli będziesz się gapił, zobaczy cię. Cofnij się. - powiedział Theo.
Dunbar go nie posłuchał i nadal wypatrywał Nolana. Poddenerwowany Theo ponownie zwrócił na siebie uwagę Liama. 

- Nie zginę tylko dlatego, bo chcesz się odegrać  na jakimś dzieciaku, który skopał ci tyłek. Ona chyba też nie chce tak skończyć. - wskazał na mnie palcem. 

Beta wciąż miał w głębokim poważaniu to, co mówił. Jednak Raeken nie dając za wygraną, pociągnął Liama za rękę, a następnie pokierował się do dużego głazu. 

- Puszczaj! - krzyknął beta. 

- Uspokój się! - Theo nie pozostał mu dłużny. 

- Powiedziałem, zostaw mnie. - jego oczy zmieniły kolor na żółty. 

- Co z tobą nie tak? - brunet zmarszczył brwi. - Tu nie chodzi o Nolana. Coś musi cię nakręcać.

- Wszystko gra. - Dunbar zmienił swój kolor na naturalny. 
- O co chodzi? - podeszłam do chłopaków. - O łowców? 

- Boisz się klatek? Masz lęk wysokości? - dopytywał Theo. 

- Powiedziałem, że wszystko gra. 

- Tutaj! - krzyknął Nolan, który znikąd pojawił się za nami. 

Jednak Liam już całkowicie wkurzony rzucił się na chłopaka. Oboje spadli na dół. Przecież staliśmy wyżej niż wcześniej. W ogóle nie rozumiałam dlaczego Liam był taki lekkomyślny. Szybkim ruchem znalazłam się tam, gdzie chłopcy. 

- Anastazja. 
Tajemniczy głos rozbrzmiał mi w głowie echem.

- Anastazjaaa. - tym razem zostało to wypowiedziane śpiewnie. - Anastazjaaa. Anastazja. 

Ostatni ton naprawdę mi się nie spodobał, ale przynajmniej wiedziałam, do kogo ten głos należał. 

- Brett? - zapytałam samej siebie w głowie. 

- Kapitana drużyny lacrosse naprawdę musi boleć przegrana. - jego głos po raz kolejny rozbrzmiał mi w głowie echem. 

Co do cholery miał w tym wspólnego lacrosse? 
- W końcu oddałaś za mnie życie, to także był ból dla moich oczu. Pozwoliłaś się dać potrącić temu kierowcy. Powinnaś poczuć trochę mojego bólu. 

Po niezbyt zagadkowych słowach widziałam przed sobą śmierć Bretta. Działo się to w kółko i w kółko. 

Warknęłam i wtedy oprzytomniałam. Potrząsnęłam głową, patrząc jak Liam wali pięścią w głaz, tym samym omijając głowę Nolana. Niestety kusza Nolana wystrzeliła, tym samym trafiając we mnie. No, tak jakby. Strzała odbijając się od mojego ciała, przełamała się na pół. 
Gdy Liam miał zaatakować oszołomionego chłopaka, Theo pojawił się za nim i uderzył go w głowę, przez co blondyn stracił przytomność. Z wielkim uśmiechem popatrzył na młodego łowce. 

- Uciekaj. - doradził mu. 

Nolan zanim od nas odszedł, spojrzał na mnie. 

- Więc jednak jesteś jedną z nich? - nie mógł uwierzyć. 

- Nie. - pokręciłam głową. - Jestem czymś znacznie gorszym. - posłałam mu wredny uśmiech.

Po moich niekontrolowanych słowach, które wyszły tak same z siebie, Nolan uciekł. 

     ♦    

Siedzieliśmy w aucie Theo. Liam trzymał się za obolałą twarz. 

- Musiałem cię znokautować. - oznajmił Theo. 

- Ile razy? - zapytał Dunbar. 

- Pięć. - odpowiedział z wielkim bananem na twarzy. 

- Prawie go zabiłem, prawda? 

- Prawie. - wzruszyłam ramieniem. 

- Ale powstrzymałeś się rozwalając sobie rękę. - dodał otuchy becie Theo. 

- To już coś. 

- Następnym razem, kiedy będziesz miał podobny plan, wybierz miejsce, które nie będzie włączało w tobie trybu mordercy. - Raeken co jakiś czas spoglądał na Liama. 

- Nie wiedziałem, że tak się stanie. - oznajmił Dunbar. 

- Nieważne. To ty wybrałeś miejsce. To był twój plan. Chciałeś żebym ci pomógł.

- Jeśli potrzebowałbym twojej pomocy to tylko w tym, by wściec się na tyle, żeby móc cię zabić. - zażartował Liam.

- Wziąłeś mnie ze sobą, bo to, co pojawiło się razem z Dzikim Łowem, wpłynęło też na ciebie. Musisz wziąć się w garść, zanim pochłonie cię całkowicie. 

- Anuk-ite wywołuje strach, nie złość. 
- Ludzie czują tylko jedną emocję na raz, Liam. - wtrąciłam. - Dlatego jesteś wściekły, kiedy się boisz. Dlatego też prawie rozwaliłeś Nolanowi głowę. 

- Jeśli Anuk-ite może tak wpłynąć na mnie, co robi innym? - spojrzał na mnie beta. 

   ♦    

- To Nemetony. - oznajmił Argent, gdy tylko rozłożyliśmy mapę. 
Były zaznaczone na niej czerwone kropki w paru miejscach. Jeśli to Nemetony to dziwnie dużo ich było. 
- Do czego Gerard chce je wykorzystać? - zapytała Melissa. 

- Nemetony przyciągają wszystko, co jest supernaturalne. - wyjaśnił Mason. 

- Jeśli chcesz zabić każdą supernaturalną istotę na świecie, od tych miejsc właśnie zaczniesz. - przejechałam palcem po mapie. 

- Gerard nie poprzestanie na Beacon Hills. - Melissa spojrzała na mnie. 
- Chce całego świata. - dodałam. 

Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi. Odwróciliśmy się w tamtą stronę. Tata Scotta. 

- Gdzie jest Scott? - zapytał na wstępie. 

- Na górze, a co? - zmarszczyła brwi rodzicielka alfy. 

- On nie może wyjechać. Nikt nie może. - wyjaśnił nieco spanikowany. 
- Dobrze wiedzieć, że zmienił pan zdanie - spojrzałam na bruneta. - ale boję się zapytać dlaczego. 

- Chodzi o broń Gerarda. - wytłumaczył. 

- Tata? - do pomieszczenia wszedł Scott z Malią. 

- Broń została legalnie rozdana każdemu mieszkańcowi Beacon Hills. Każdemu. Za darmo. 

- Po prostu je rozdali? - zmarszczył brwi McCall. 

- Nie. - Argent spojrzał na nas po kolei. - On uzbraja swoją armię. 

- Na ziemię! 
Lydia krzyknęła, a następnie strzały zaczęły padać w naszą stronę. Niestety ja nie zdążyłam się zorientować co się działo, przez co byłam ostrzeliwana. PRAWIE. Kule odbijały się ode mnie, jak od tarczy. Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie zdziwieni. Czasami dobrze było być zwierzęciem, którego nie dało się tak po prostu zabić. Po chwili strzały ucichły. Jak na razie nikt nie wstał z podłogi. Wszyscy byli oszołomieni, a ja właśnie w tym momencie zrozumiałam słowa Bretta. Nie chodziło o niego ani o mnie. To była wiadomość od stworzenia, które pojawiło się wraz z Dzikim Łowem. 
Mamy się wszyscy strzec, albowiem znajdą broń, którą można nas zabić. 

Obejrzałam się za siebie, zakrywając usta ręką. Krew lała się po podłodze. 

Nie pozwól mi upaść | Theo Raeken [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now