blindfolded

296 38 11
                                    

polecam czytać przy muzyce z mediów


— Taehyung? — wypowiedziałem jego imię, kiedy siedział skulony na kanapie, otulony swoim ulubionym, czerwonym kocem.

Nie odwrócił się w moją stronę, nie odpowiedział uśmiechem, nie odezwał się. Siedział z twarzą zwróconą do pustej przestrzeni, hamując jakby łzy, które wylewał z siebie intensywnie przez ostatnie tygodnie. Na sam jego widok miałem ochotę zamknąć się z powrotem w pokoju i dać mu uporać się ze swoimi demonami w samotności.

Prawdą było, iż stałem się kompletnie bezsilny. Z początku próbowałem udawać, że nic się nie stało, jednak okazało się to drogą na skróty. Kumulacja wydarzeń z ostatnich miesięcy sprawiła, że oddaliliśmy się od siebie. Wspólne malowanie i spędzanie czasu zamieniło się na uciekanie od obecności drugiej osoby. Śmiech został zastąpiony nerwowym pociąganiem nosa i szlochem, wydobywającym się z gardła. Zatrzymaliśmy się w czasie, nie dopuszczając do siebie myśli, iż życie czasem rzuca nam kłody pod nogi, z którymi musimy walczyć, a nie je wymijać.

Trzęsącymi się dłońmi zaniosłem kubki z gorącą herbatą na stary, ubrudzony farbą stolik. Powstrzymałem jęk, kiedy wylałem napar na dłoń. Blizny były niczym w porównaniu z bólem, który odczuwałem w swoim sercu. Z tym, jak bardzo miałem ochotę na odrobinę słabości.

Usiadłem obok Taehyunga. Machinalnie odsunął się na skraj kanapy i otarł twarz brzegiem koca. Znów grał kogoś, kim nie był. Chciał, bym nie widział tego, jak bardzo cierpiał. Czułem, iż robi to ze względu na swoją obietnicę, której dotrzymać nie mógł.

Bez słowa umieściłem jeden z kubków w jego dłoniach. Nie zaprotestował, jedynie skinął nieznacznie głową. Chciałem dotknąć jego zaróżowionego policzka, przytulić mocno do siebie, zaciągnąć się jego zapachem i powiedzieć, że to wszystko jest jedynie zbiegiem niefortunnych zdarzeń. Że powinniśmy się wspierać i być ze sobą, a wszystko inne nie będzie nam straszne. Że nigdy go nie zostawię i będziemy mogli trwać w swoim jestestwie, zdani na los.

Chciałem, lecz nie potrafiłem się na to zdobyć. Jedyną rzeczą, jaką udało mi się zrobić, było chwycenie jego dłoni w swoją i westchnięcie. Miałem złudną nadzieję, iż odczyta to we właściwy sposób i pozwoli wrócić dawnemu sobie. Temu, którego kochałem ponad wszystko inne.


Nasze mieszkanie się zmieniło. Zniknęły rozrzucone wszędzie pojemniki z farbami, sztalugi zostały ustawione równo pod jedną ze ścian, a niedokończone obrazy zamknięte w pracowni. Mały, niewygodny stoliczek, który Tae odkupił od jakiejś starszej kobiety na początku naszego związku, również znalazł swoje zastosowanie w studio. Sypialni nie zmieniałem, ponieważ był to obszar, z którego nie korzystaliśmy aż tak często, więc był najbardziej przejrzysty i uprzątnięty.

Wszystko zdawało się krzyczeć, że nie pasujemy do tego miejsca, lecz prawda była zupełnie inna. Musieliśmy przyzwyczaić się do życia w innej rzeczywistości. Z dala od bałaganu i chaosu, w niemal sterylnych warunkach.

Po moich policzkach spływały łzy, kiedy musiałem to wszystko sprzątać, zamykając jakiś rozdział w swojej egzystencji. Nie potrafiłem cieszyć się z dokończonych dzieł — tych abstrakcji, które wspólnie malowaliśmy podczas największej euforii, jak i bohomazów tworzonych w gniewie po wszelakich kłótniach. Mój płacz odbijał się od pustych ścian, tymczasem Taehyung spał na fotelu, wycieńczony swoim.


Butelka soju, dwie, pięć. W końcu przestawałem liczyć. Świat się zamazywał, problemy nie istniały. Byłem tylko ja i destruktywna siła, która pchała mnie pod koła nadjeżdżających aut. Jakie to zabawne — życie może skończyć się w każdej chwili bez naszej ingerencji, więc nie jesteśmy panami swojego losu, jak to niektórzy próbują nam wmawiać. Uśmiechy są policzone, szczęśliwe chwile przychodzą i odchodzą, a smutek i pustka pozostają.

Wpadłem w błędne koło porażek i niedopowiedzeń. Przestałem cokolwiek tworzyć, jedna kreska była zbyt wymagająca, by się wysilać. Zmęczone, podkrążone i wiecznie załzawione oczy, odcienie szarości i rozrywający klatkę piersiową ból. Dni zaczynały zlewać się w jedną, wielką plamę. Przestałem rozróżniać dzień i noc. Częściej byłem pod wpływem alkoholu, niż udawało mi się wytrzeźwieć.

Taehyung o wszystkim wiedział. Nie komentował mojego dziecinnego zachowania. Tylko częściej się unikaliśmy. Nie rozmawialiśmy, żyliśmy tak, jakby ten drugi stał się powietrzem bądź elementem wnętrza. Ozdobą. W duchu krzyczałem do niego, żeby zauważył. Paradoks.

Stawałem się większym tchórzem, niż byłem w dalekiej przeszłości. Ponownie starałem się zmusić tę drugą stronę do działania, nie dając nic od siebie. Niczym naiwny szczeniak, któremu ktoś musi podyktować zasady i schemat, jakim powinien się kierować.

Wiedziałem o tym, dlatego jeszcze częściej sięgałem po alkohol, który — jak sobie wmawiałem — miał mi dodać odwagi. Na próżno.


— Masz czas, żeby ze mną porozmawiać? — spytałem, kiedy Taehyung przechodził przez salon. — Proszę, nie potrzebuję go dużo.

Zatrzymał się. Chociaż stał do mnie tyłem, wiedziałem, że mnie wysłucha. Często robił tak, kiedy się kłóciliśmy i to ja byłem pierwszym, który wyciągał rękę na zgodę.

— Widzisz, czym się staliśmy? — zapytałem, nie oczekując nawet odpowiedzi. — Imitacją ludzi. Siedzimy w jednym mieszkaniu, a jesteśmy jakby obok siebie. Już nawet się do siebie nie odzywamy. Wiem, że to, co się stało, zaważyło na naszym życiu, ale musimy sobie z tym jakoś poradzić. Mam dość powrotów do domu i słyszenia, jak płaczesz, zamknięty w tej cholernej sypialni. Chcę, żebyś znów zaczął mi ufać i na mnie polegał. Nie wymagam nic więcej.

— Łatwo ci mówić, wiesz? — wychrypiał. — To nie ty straciłeś wzrok. To nie ty budzisz się codziennie i łapiesz się na tym, że próbujesz coś wychwycić, a dostajesz jedynie ciemność. Nie tobie śni się co noc, że odchodzisz... — Spostrzegłem, że ponownie zaczął płakać. — Obiecałem ci, że zajmę się tobą, a to ty będziesz musiał się męczyć z kaleką. To nawet nie jest śmieszne, Yoongi.

Poczułem ucisk na sercu. Nie wiedziałem, iż to wszystko tak go przytłaczało. Miałem ochotę wyrzucić się przez okno za samolubność, jaką się wykazałem.

Cholera, kochałem tego chłopaka. Nieidealnego, kruchego i smutnego, niemal rozsypanego na kawałki. Tego, któremu byłem tak potrzebny, a którego niemal opuściłem przez jakieś swoje widzimisię. Raniłem go, dając mu przestrzeń, jakiej wcale nie potrzebował. Jedyne, co było mu potrzebne, to ktoś obok, kto zapewni, że nie odejdzie.

Nie myślałem, podchodząc do niego i zgarniając w swoje objęcia. Był taki mały i kruchy. Bałem się, że go uszkodzę.

— Nigdy cię nie zostawię. Będę twoimi oczami, Kim Taehyung. 

blindfolded #taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz