Rozdział pierwszy "Ty masz na pewno wszystko dobrze z garem?"

4.1K 339 298
                                    


- Jak się nazywa część numer siedem?

- Wodniczka.

- Część numer trzy?

- Jądro komórkowe.

- Pięć.

- Cytoplazma.

- Nie, to twoja ocena. Masz piątkę, bardzo dobrze, siadaj.

Cały rozpromieniony wrócił na swoje miejsce, przede mną. Nie zbyt uszczęśliwiony kolejną piątką naszego kujona postanowiłem się z nim podroczyć, tak dla zasady. Pociągnąłem go delikatnie za kosmyk jego blond włosów. Syknął, chyba z przyzwyczajenia, bo z bólu na pewno nie i odwrócił się do mnie.

- Czego chcesz, Beilschmidt?

Nie zgrywaj głupiego Feliksie. Dobrze wiesz o co mi chodzi, nudzi mi się. No, może też przez to, że najlepszych ocen z biologii nie mam. Ale nie jestem zazdrosny! Żeby nie było... pf, zajebisty ja?

- Łukasiewicz, która to już piątka, co? Ile zakuwałeś do odpowiedzi? - spytałem z kpiącym uśmieszkiem cisnącym mi się na usta.

- Nie zakuwałem - odparł, choć zrobił się lekko różowy. Nie kłam mi tu i tak nie dasz rady.

- Tsa... Już ci wierzę. A czerwienisz się, bo ci gorąco. - Wyciągnąłem się na krześle i założyłem ręce na kark. Zachichotałem, gdy rozgorączkowany złapał się za policzki, sprawdzając ich temperaturę.

- Żartowałem tylko - puściłem do niego oczko - ale śmiesznie wyglądałeś przynajmniej.

Obrażony odwrócił się w stronę tablicy. Kopnąłem go w siedzenie krzesła.

- Nie fochaj się tak, Fela.

Ponownie się do mnie odwrócił, marszcząc brwi.

- Ile razy mam ci powtarzać, że Fela to zdrobnienie dla Felicji, nie Feliksa? - zapytał zirytowanym szeptem. Położyłem łokcie na stole i oparłem brodę o moje splecione dłonie. Przybliżyłem twarz niebezpiecznie jego tak, że ten odruchowo poprawił swoje okulary i rozejrzał się nerwowo po sali.

- Milion, Fela - powiedziałem z bezczelnym uśmiechem na twarzy, przeciągając sylaby ostatniego słowa. Prychnął zdenerwowany i więcej nic nie mówił. Ja za to spokojnie mogłem rysować mu wzorki na plecach, palcem.

- Gilbert! Nie zaczepiaj kolegi! - do mojego ucha dobiegł karcący głos nauczycielki. Przewróciłem oczami i zawiedziony, że nie mam z kim porozmawiać położyłem się na ławce.

Obudził mnie dźwięk dzwonka. Cholera, nie mam nic zanotowanego! Pieprzyć to, może Antonio coś zapisał...

Zrezygnowany, ruszyłem pod następną salę. O zgrozo, chemia. Nienawidzę tej lekcji, wciąż nie mogę pojąć jakim cudem zdałem tamten rok! Przecież w życiu raczej nie przyda mi się znać tablicy Mendelejewa, ale już mi się nie chce nawet o to wykłócać. Za dwa miesiące koniec roku szkolnego, wakacje, więc już mi zwisają te lekcje.

Dzwonek?! Znowu? Przecież dopiero zdążyłem usiąść na ławce. Ach no tak, przerwa pięciominutowa.

Wspaniale.

Do zaliczenia || PrusPol 🔒Where stories live. Discover now