Rozdział Siódmy

114 28 19
                                    

Siedziałem przed domem i patrzyłem w gwieździste niebo. Parę chmur było popychane przez wiatr i leciały w stronę księżyca po to by na chwilę go przykryć i dotrzymać mu towarzystwa, o którym on i tak nie wie. Uśmiechnąłem się w jego stronę i przypomniałem sobie słowa Brendona.

- Podobno jestem częścią ciebie - powiedziałem do niego dalej się uśmiechając - pierwszy raz ktoś mi powiedział, że jestem do ciebie podobny i.. wiesz co? To było najmilsze co usłyszałem. Chciałbym żeby tak było naprawdę, żeby każdy to widział. Ale.. jak każdy może widzieć, że jestem do ciebie podobny skoro nie każdy cię zauważa.

Posmutniałem na myśl o tych wszystkich ludziach nie doceniających księżyca. Tego księżyca, który właśnie teraz wskazuje im drogę do domu, który teraz daje im oświetlenie w mroku, który jest przy nich i czuwa nad nimi. Jednak księżyc potrzebuje słońca, a ja tego słońca nie posiadam, więc jaki ze mnie księżyc? Nie dostaje światła, które daje mi blask, bo nie mam od kogo. Znów spojrzałem w górę. Chciałbym żeby ktoś wspierał mnie tak jak Słońce wspiera księżyc. Są tak daleko od siebie, spotykają się bardzo rzadko, a mimo to on ma to wsparcie. Wstałem ze schodów i wszedłem do domu. Moje nocne przemyślenia zawsze psują mi nastrój. Cały czas było dobrze, ale przecież musi mi się zebrać na złote myśli przez co wszystko musi się zepsuć.

*

Usłyszałem jak ktoś powtarza moje imię tuż przy moim uchu i delikatnie mną potrząsa. Cholera, są wakacje,dajcie mi żyć ludzie. Ja tu próbuję spać, i nie życzę sobie żeby ktoś mnie budził dopóki sam nie zdecyduję się na otworzenie oczu i ruszenia mojego tyłka z łóżka. Tak, to przemówienie brzmiałoby cudownie, ale zamiast tego wybełkotałem coś pod nosem i przewróciłem się na drugi bok, co było błędem bo promienie słońca wpadały już przez okno i sprawiły, że odechciało mi się spać. Obróciłem się więc na plecy i otworzyłem oczy, które po chwili przetarłem wierzchem dłoni. Spojrzałem w bok. Na moim łóżku siedział Frank, a ja o mało nie sturlałem się na podłogę.

- Co ty tu robisz?! - spytałem nieco przerażony

- Siedzę, twój poranny głos jest całkiem fajny - powiedział,  a moje serce zabiło nieco szybciej

- Jak tu wszedłeś?

- Twoja mama mnie wpuściła - wzruszył ramionami

- Czy ty obudziłeś mnie o ósmej nad ranem? Czy ty jesteś normalny?

- Jakiej ósmej? Jest jedenasta. Siedzę tu od paru godzin. Myślałem, że poczekam aż wstaniesz, ale się na to nie zapowiadało. Obejrzałem coś w telewizji, swoją drogą, nie ma nic ciekawego, oczyściłem ci trochę lodówkę, pochodziłem po ogrodzie, a później uznałem że cię obudzę bo mi się nudzi

- Super - wymruczałem - jak ci się nudzi to zabierz gdzieś Brendona, oprowadź go po naszej wsi, a nie mnie męczysz

- Brendon śpi, wrócił Bóg wie o której 

- Aha, czyli jego nie budzisz, bo śpi, ale mi wbiegasz do domu i wyrywasz mnie z mojej ulubionej czynności? Gdzie tu sprawiedliwość?

- Myślałem, że twoją ulubioną czynnością jest...

- Nie. Moją ulubioną czynnością jest sen. - powiedziałem szybko przerywając mu - zostawiłeś mi coś do jedzenia? - spytałem wstając z łóżka

- Nie wiem, coś może się znajdzie

Super, czyli muszę iść na zakupy. Przecież uwielbiam to robić. Gdyby nie to, że bardzo lubię Franka już dostałby w twarz.

   Podczas drogi do sklepu dołączył do nas Pete, a później Brendon, któremu było dane spać o wiele dłużej niż mi czego mu zazdrościłem. Wyglądał na wyspanego i szczęśliwego, czego nie można było powiedzieć o mnie. Ja wyglądałem i czułem się jak trup. Nie wiedziałem też czy bardziej chcę zabić siebie czy innych. Jak można kogoś tak chamsko budzić, i to z wytłumaczeniem ' Bo mi się nudzi '. Takie wytłumaczenie mają małe dzieci, które naprzykrzają się starszemu rodzeństwu, a nie przyjaciel który wpada ci do domu od tak sobie, czyści ci lodówkę i nie wie co dalej ze sobą robić. Teraz jeszcze nie rozmawia ze mną tylko z Petem i Brendonem, a ja idę z tyłu i robię sobie mentalną listę zakupów, bo nic innego do roboty mi nie zostało. Szedłem za nimi i kopałem kamyk, który miałem na swojej drodze. Byłem cholernie znudzony.

- Czemu znowu jesteś na uboczu? - usłyszałem Brendona idącego teraz obok mnie

- Tak jakoś - rzuciłem od niechcenia i wzruszyłem ramionami

- Masz zły dzień?

- Nie - nie miałem na nic ochoty. Na rozmowy z Brendonem szczególnie, za dużo pytał.

- To, że jesteś księżycem nie znaczy, że musisz sie izolować. Księżyc ma wokół siebie pełno gwiazd, które...

- Jaki ze mnie księżyc - wtrąciłem - nie mam słońca, które mnie wspiera, dzięki któremu mam swój blask. 

- W takim razie... ja mogę być twoim słońcem.

___________________________________
jest krótko, ale całkiem mi się podoba i mam nadzieję, że Wam też ^^
PS: I Love You All! ~Haia_Miia xx

Just Another Summer Love | RydenWhere stories live. Discover now