"Ostatnie Święta", czyli pierwsza Gwiazdka w Petersburgu

Start from the beginning
                                    

- Nie - powiedział z przerażająco martwym wyrazem twarzy, kiedy melodia "Last Christmas" zamilkła jak nożem uciął. - Po prostu nie. Mowy nie ma.

- Ale zaraz, Yuuri...! - zaczął oszołomiony Nikiforov, jednak Katsuki tylko stanowczo potrząsnął głową.

- Żadnego "ale". Póki żyję, w moim towarzystwie nie będzie grana ta piosenka. - Yuuri ukrył wzrok w cieniu rozczochranej grzywki oraz dość niepokojącym refleksie okularów, w których odbijały się choinkowe lampki. - Myślałem, że Rosjanie są inni, że nie lubią zagranicznej popkultury, że tutaj będzie bezpiecznie...

- Jakie "inni"? Jakie "bezpiecznie"? Przecież jeszcze chwilę temu Mariah Carey była najzupełniej w porządku! - zauważył dość rozpaczliwie Viktor.

- Bo jest w porządku - mruknął Yuuri, odwracając głowę, by nie dać po sobie poznać, co go tak ubodło. Ale to było zdecydowanie za mało, żeby powstrzymać dociekliwość Viktora.

- A Celine Dion? - spróbował.

- Też. - Japończyk skinął głową.

- Cliff Richards?

- Nie mam obiekcji.

- Shakin Stevens?

- W porządku facet.

- Michael Buble?

- Przejadł mi się przez zawody, ale może być.

- To czym ci właściwie zawinił ten nieszczęsny George Mi... - zaczął Viktor, a wtedy Yuuri odwrócił się ku niemu. Bez ostrzeżenia położył dłonie na rosyjskim udzie i uniósł się, niemal zderzając się czołem z narzeczonym.

- Viktor! - wypalił, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.

No i to był jego błąd, bo teraz już nie miał wyboru i musiał spojrzeć prosto w śmiejące się, pełne miłości, błękitne oczy. Jak dwa czyste jeziorka, w które łyżwiarz wpadł niczym przez wyrąbaną przerębel.

- No już, spokojnie. - Viktor uniósł dłoń i położył ją na głowie Yuuriego, zanim mężczyzna nie postanowił zakopać się pod kocem. - Co się stało? To było aż takie okropne?

Japończyk delikatnie spąsowiał, gdy Rosjanin zaczął z czułością głaskać go po czuprynie, a potem rzucił okiem na poduszkę i wydał z siebie długie, pełne boleści westchnienie.

- To... - zaczął powoli.

- ...długa historia? - dokończył Viktor, na co Yuuri skrzywił się.

- Nie - zdradził. - Raczej zawierająca duże ilości Phichita naraz.

Viktor zamrugał, a potem zaśmiał się na głos, gdy zdał sobie sprawę z rozmiarów sprawy. Ach, więc to tak... Co prawda nie znał Taja ani zbyt długo, ani zbyt blisko, ale te kilka razy, kiedy mieli okazję porozmawiać w trakcie ostatniego Grand Prix, wystarczyły mu w sumie aż nadto. Miał barwną osobowość i nie dało się go przegapić, więc pewnie niejednokrotnie w trakcie wspólnego pomieszkiwania w jednym pokoju wystawiał on na próbę cierpliwość i strefę komfortu Yuuriego. Oczywiście z czasem się dotarli, ale przy takich różnicach charakterów pewne nieporozumienia były rzeczą nieuniknioną.

Dłoń Rosjanina zanurkowała pod poduszkę i wystarczyło kilka sekund, by komórka została zneutralizowana. Gdy tylko muzyka umilkła na dobre, a smartfon wyszedł na zasłużoną wolność, Yuuri jęknął z ulgą i padł do tyłu na poduszki, jakby napięte do tej pory mięśnie i nerwy wreszcie się poddały. Viktor pokręcił na to tylko głową i zaraz podążył za przykładem narzeczonego, moszcząc się tuż przy jego boku. No to skoro już nadarzyła się taka okazja...

Opowieść ViktuurijnaWhere stories live. Discover now