"Ostatnie Święta", czyli pierwsza Gwiazdka w Petersburgu

Start from the beginning
                                    

No, pomijając tylko te drobne mankamenty do poprawienia w dalszej przyszłości.

- Wygląda trochę jak grób na cześć mojej pomysłowości - wyznał Viktor z wyjątkową jak na siebie pokorą, po czym upił nieco herbaty i wskazał kubkiem na kanapę. - Tu leży Viktor Nikiforov, który nie podołał obowiązkom gospodarza i bestialsko zamordował kilka świątecznych obyczajów. Czy coś w tym stylu.

- Nie przesadzaj. To normalne, że nie wszystko wyszło, skoro dopiero co wróciliśmy z Hasetsu. Zresztą, tak też jest uroczo. I przypomina mi studenckie czasy - skontrował Yuuri. Chwilę potem złapał Viktora za nadgarstek, przyciągnął kubek do swoich ust i ukradł mały łyk. - Mm... No. Bo jeśli cię to pocieszy, to święta w Detroit wcale nie wyglądały jak z katalogu. Zwykle kończyło się na tym, że każdy, kto zostawał u nas w bursie, znosił co miał na wspólną kolację, więc w efekcie posiłek zawsze składał się głównie z kilkunastu rodzajów czipsów i kilku zgrzewek coca-coli. O ile nie czegoś mocniejszego.

- Kilkunastu rodzajów czipsów, mówisz... - Wymowne spojrzenie Viktora przewędrowało z twarzy narzeczonego gdzieś w okolice jego żołądka, co oczywiście nie umknęło uwadze Yuuriego.

- Ej, nie patrz tak na mnie! Nigdy nie widziałem tego na własne oczy! - Delikatne, acz wyczuwalne szturchnięcie w bok spacyfikowało nieposłusznego Rosjanina. - Przecież miałem wtedy narodowe.

- No tak, tak, prawda - przyznał pojednawczo Viktor, po czym upił jeszcze dwa łyki herbaty, zanim odsunął kubek sprzed ust i westchnął. - Czyli wychodzi na to, że obaj jesteśmy smutnymi, pokrzywdzonymi przez życie towarzyskie łyżwiarzami, którzy nie znają się na świętach? A zamiast choinki przystrajamy kanapy, jak jacyś nowomodni dzikusi?

- I to jeszcze niebieską zamiast zielonej - przytaknął bez wahania Yuuri, jednocześnie tuląc się do boku narzeczonego.

- Perfecto. - Na twarzy Viktora w jednej chwili pojawił się jaśniejący uśmiech w kształcie serca. - W takim razie co ty na to, żeby jeszcze trochę pogorszyć sytuację, tak na złość tradycjonalistom? Może zrobimy do tego nieco komercyjnego klimatu i włączymy jakieś świąteczne piosenki? Hm? Marzy ci się duet Mariah Carey i Viktor Nikiforov śpiewający "All I Want For Christmas Is You"?

- Marzy - oznajmił Yuuri ze śmiechem, unosząc kciuk, z którego nawet Otabek byłby dumny. - Zezwalam.

Viktor odstawił swój groszkowy kubek z herbatą poza zasięg koca i wyciągnął z kieszeni spodni smartfon. Pewnie do prawdziwego bożonarodzeniowego klimatu o wiele bardziej pasowałaby stara kaseta z kolędami jakiejś emerytowanej gwiazdy disco, ale nawet o taką drobnostkę nie zadbali. Zresztą - gdzie niby w takim momencie znaleźliby sprawny magnetofon? I sześciokątny ołówek, tak na wszelki wypadek? Przecież używali tylko automatycznych!

- Okej! - zapowiedział radośnie Viktor i stuknął kciukiem w ekran, aby z głośniczka mogła popłynąć chyba najpopularniejsza świąteczna piosenka świata, jeśli nie liczyć miliona odmian "Cichej nocy" oraz czołówki z "Kevina samego w domu". - W takim razie na rozgrzewkę zaczniemy od starego, dobrego, sprawdzonego-

Atak wygłodniałej pantery przy reakcji Yuuriego to był nic. Kobra skacząca do gardła ofiary wydawała się tylko dziecinną zabawą. Nawet pikujący orzeł nie byłby tak precyzyjny jak jeden aktywowany złym przeczuciem Japończyk.

Yuuri w jednej chwili zmaterializował się przed Viktorem i zanim ten zdołał dokończyć zapowiedź, przechwycił telefon jednym, wyuczonym ruchem niczym śmiercionośną broń z rąk terrorysty. Sekundę później Katsuki położył urządzenie głośnikiem do dołu i zanim Rosjaninowi w ogóle przeszło przez myśl, że jego ukochany iPhone 6 Plus chyba zaraz zderzy się z twardą rzeczywistością (albo przynajmniej z czyjąś twardą pięścią), Yuuri szczelnie zasłonił telefon poduszką.

Opowieść ViktuurijnaWhere stories live. Discover now