16.

107 12 4
                                    

        Piękna, szczupła blondynka o długich nogach zatrzymała się w wejściu do magazynu, z którego powoli zaczęły wylewać się rozrzucone ubrania. Oparła się, rozbawiona, o kamień; wsparła dłoń na biodrze, przyglądając się ostrzyżonej „na chłopca" nastolatce siedzącej na podłodze, zanurzonej w zdobnych materiałach niemal po pas.

– Co robisz? – spytała w końcu, na co Kacey drgnęła, zaskoczona. Spojrzała na blondynkę o brytyjskim akcencie.

– A, to ty... Finley, tak?

Kobieta skinęła twierdząco głową. Kacey westchnęła, rozglądając się po ubraniach.

– Szukam czegoś, co wygląda jak ubrania miejscowych, w czym nie zamarznę w tą pogodę – skrzywiła się lekko, jakby sama myśl o niepraktycznych gorsetowych bluzeczkach ją odrzucała.

– Przydałoby się, żebyś też nie wyglądała jakbyś ciuch rąbnęła – podpowiedziała wysoka kobieta około dwudziestki kucając przy górze ubrań, najwidoczniej zamierzając pomóc.

– Tak, to też – pokiwała głową nastolatka unosząc kolejną bluzkę. – Ramiączka, wiązanie gorsetowe... Bezużyteczne – mruknęła, odrzucając ciuch na bok.

Finley podniosła niebieski kawałek materiału. Przesunęła po nim palcami – miał fakturę aksamitu, ale wydawał się zarówno grubszy, jak i przyjemniejszy po lewej stronie, wykończony stójką przylegającą w imitacji golfu do szyi.

– To wygląda na twój rozmiar – powiedziała, zwracając uwagę Kacey na bluzkę z ciasnymi, długimi rękawami, którą uniosła nieco wyżej.

– Tak, ale to wiązanie na rękawach i golfie – skrzywiła się nieznacznie nastolatka. – Prawie pół szyi gołe.

Finley opuściła bluzkę niżej, pozwalając szmaragdowej niebieskości zwinąć się pośród innych materiałów, gdy podtrzymywała ją za otwarte po sam mankiet ramiona.

– Znalazłaś coś lepszego?

Dziewczyna zatchnęła się powietrzem, rozglądając po górze ubrań dookoła, po czym z westchnieniem wyciągnęła rękę po bluzkę przypominającą odcieniem drogi klejnot, przez fakturę materiału mającą niemal równie piękny jak klejnot połysk. Blondynka, wsparłszy się kolanem o ziemię, podała jej bluzkę.

– Poza tym to nie wiązania, tylko łańcuszki. Trzeba je zapiąć – dodała, wracając do przeszukiwania sterty. – Musimy ci znaleźć coś na dół. Wolisz spódnicę czy spodnie?

– Cokolwiek, co będzie pasować do bluzki i na mnie jednocześnie – odpowiedziała, przewieszając sobie aksamit przez ramię.

– Gdzie ty w ogóle idziesz? – spytała Finley, przyglądając się jasnej spódnicy wygrzebanej ze stosu.

– Na targ pod K.G.

       Skończyła w wąskich prawie jak legginsy skórkowych spodniach wysokiej Finley, która ze śmiechem pokazała młodszej koleżance w jaki sposób je podwinąć – nogawki sięgały sporo niższej dziewczynie połowy długości stopy. Obie miały jednak podobny obwód bioder, talii – smutna rzeczywistość ludzi mieszkających w dziczy Eldaryi: każdy był szczupły i nawet jeśli pracował przez większość czasu w kuchni miał przynajmniej względnie dobrze wyrobione mięśnie. Nawet targanie naczyń po prawie setce ludzi i wytaczanie kotła pełnego wody było w końcu fizyczną pracą. Brytyjka lekko przekrzywiła głowę, przyglądając się uważnie młodszej Kolonistce.

– Wciąż wyglądasz za bardzo ludzko – oświadczyła, sięgając po jedno z pudełek wypełnionych kompletnie niepotrzebnymi błyskotkami, które ludzie Larkina wnieśli w „posagu", gdy łączyli się z Kolonią.

Panna-PołamannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz