14.Jeszcze będziesz prosić, żebym został.

1K 54 0
                                    

Obudziło mnie gwałtowne hamowanie samochodu. Wystraszona szybko otworzyłam oczy żeby zobaczyć co się dzieje. Okazało się, że dojechaliśmy do domu tego idioty Prevca, który specjalnie zahamował w taki sposób, żebym zeszła na zawał. No po prostu świetnie. Prawie mu się to udało.

-I dlatego dzieciom nie powinno się dawać kluczyków. - Mruknęłam pod nosem. Mówiąc dzieciom, miałam na myśli osoby, które zachowują się tak jak ten osobnik po mojej lewej stronie.

-Uważasz, że czegoś mi brakuje? - Zapytał z wyczuwalnym oburzeniem.

-Mózgu, to przede wszystkim. - Chciał już coś dodać, ale mu przerwałam. - Możesz już wypakować swoje manatki i znikać.

-Jeszcze będziesz prosić, żebym został. - Wysiadł momentalnie z samochodu, pozostawiając mnie w osłupieniu. Po chwili jednak się ocknęłam i otworzyłam drzwi zwracając się do chłopaka.

-Wątpię! - Krzyknęłam na co tylko wysłał w moją stronę buziaka.

Szybko przesiadłam się na siedzenie kierowcy i odjechałam najszybciej jak się tylko dało. Swoją drogą coś szybko jesteśmy na miejscu. Podjechałam pod dom rodziców, gdzie mieszkał Anze. Teraz czekało mnie najtrudniejsze zadanie, żeby go obudzić.

-Ej! Anze! Wstawaj! W domu już jesteś! Anze! - Potrząsnęłam nim, na co mruknął jedynie coś pod nosem i poszedł dalej spać.

Postanowiłam użyć mojej tajnej broni, którą była butelka zimnej wody, którą wylałam na twarz chłopaka. Od razu się obudził z wkurzoną miną.

-Co jest?! - Wrzasnął.

-Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu. - Posłusznie wykonał moje polecenie z obawy przed kolejną dawką wody.

-Nie możesz być dla mnie milsza? - Zapytał jakby z wyrzutem na co westchnęłam.

-Mój kochany braciszku nie chce ci się przypadkiem pić? Chce? Proszę bardzo. - Powiedziałam zatroskana, po czym wylałam na jego twarz resztę wody. - Nie musisz dziękować. - Odparłam przesłodko.

-Wredota! - Na to określenie posłałam tylko w jego stronę buziaka.

-Też cię kocham.

(kilka godzin później)

Obudziłam się gdy dochodziło południe. Musiałam odespać podróż. Niby spałam w samochodzie, ale jednak to nie to samo. Zeszłam na dół w celu zrobienia śniadania, ale oprzytomniałam, że moja lodówka świeci pustkami, więc muszę iść najpierw na zakupy. Wiem, że w moim stanie nie powinnam zbytnio wychodzić na dwór, ale można powiedzieć, że to sprawa życia i śmierci, poza tym nic mi się przecież takiego nie stanie, w końcu to tylko pięć minut drogi.

Nim się obejrzałam a stałam już przy kasie. Zapłaciwszy odpowiednią sumę pieniędzy miałam już wychodzić, gdy w oddali dostrzegłam Andreasa. Momentalnie założyłam kaptur, aby mnie nie rozpoznał i niemal wybiegłam z supermarketu. Miałam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam, a tymczasem spotykam go nieopodal mojego domu. No po prostu świetnie. Na sam jego widok aż mnie krew zalewa. Mam nadzieję, że jest tu tylko przejazdem, bo jakby miał mieszkać w tym samym mieście co ja to moje nerwy by tego nie wytrzymały.

Zbliżając się do drzwi mojego domu, wyjęłam klucze z kieszeni. Ilekroć próbowałam je przekręcić, nie wychodziło mi. Jak się okazało były otwarte. Mogłabym przysiąc, że je zamykałam. Wystraszyłam się nie na żarty. W dodatku przypomniało mi się kogo spotkałam na zakupach. Czy to możliwe, że wie gdzie mieszkam i postanowił włamać mi się do domu?

Weszłam pomalutku do środka i stawiając małe kroczki przemierzałam kolejne metry. Nagle z kuchni wyszedł Anze. Tak mnie wystraszył, że wydałam z siebie pisk i wypuściłam na ziemię torby z zakupami. Chłopak tylko patrzył na mnie jak na wariatkę.

-Co ty tu do cholery robisz? - Powiedziałam z niemałym zdziwieniem i niezadowoleniem.

-Kto ci pozwolił w takim stanie opuszczać mieszkanie? - Wyglądał na zatroskanego, ale czułam, że coś się za tym kryje.

-Ja tu zadaję pytania. - Uniósł ręce w geście samoobrony. - Jak tu wszedłeś? - Położyłam ręce na biodrach.

-Jestem mężczyzną i otworzenie drzwi to nie problem. - Wzruszył ramionami i udał się do salonu, w którym włączony był telewizor, a on sam rozwalił się na mojej kanapie jakby był u siebie.

-Może jeszcze poduszkę ci przynieść, żeby było ci wygodniej? - Zapytałam z irytacją.

-Jakbyś mogła. - Najwyraźniej wziął na serio moje pytanie, ale przepraszam bardzo, nie mam najmniejszego zamiaru usługiwać mu w moim własnym domu.

-Chyba cię głowa boli. Rządzisz się jakbyś był u siebie w domu.

-Od dzisiaj tu mieszkam. - Odparł ze stoickim spokojem, na co o mały włos się nie zakrztusiłam.

-Że co proszę?! - Wrzasnęłam.

-To co słyszysz. Rodzice mnie z domu wyrzucili, a nie będę przecież spał pod mostem. A na hotel to ja nie będę kasy wydawał. Mam ważniejsze wydatki. No chyba, że mnie nie przyjmiesz, bo ukrywasz tu jakiegoś chłopaka. - Cóż, najchętniej bym go wyrzuciła za drzwi, ale skoro go rodzice wyrzucili z domu to nie mam wyjścia i muszę go przyjąć pod  swój dach. Nie chcę, żeby go później opisali w gazetach, w końcu nosi to samo nazwisko co ja i ludzie mogliby połączyć fakty.

-Daruj sobie. Żebym z kimś była to musiałabym go kochać, a nie wiem czy wiesz, ale po ostatnich wydarzeniach nie mam zamiaru się w nikim zakochiwać.

-Miłość sama przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie. - Powiedział rozmarzony.

-No nie wierzę. - Usiadłam na kanapie ze zdziwienia. - Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że będziesz rzucał jakimiś miłosnymi  cytatami. No coś podobnego. - Pokiwałam niedowierzająco głową.

-Oj tam, jak zwykle przesadzasz. Po prostu mówię co myślę. To jak mogę zostać? - Spojrzał na mnie maślanymi oczami. I jak ja mam mu odmówić... No po prostu się nie da...

-Oczywiście. - Pokiwałam twierdząco głową i się uśmiechnęłam, na co podziękował i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. - Poczekaj, poczekaj. - Ugasiłam na chwilę jego entuzjazm. - Obiecaj, że będziesz po sobie sprzątał, bo nie mam zamiaru robić za twoją sprzątaczkę. - Spojrzałam na niego poważną miną.

-Ja i bałagan? Czy ty siebie słyszysz? - Powiedział lekko oburzony. - Przecież ja od zawsze potrafię utrzymywać porządek.

-Hmm... Powiedziałeś, że potrafisz utrzymywać porządek, ale nie powiedziałeś, że utrzymujesz porządek...

-Przecież to jest to samo. - Próbował mnie przekonać.

-No właśnie, że nie. Ja widzę tu sporą różnicę, a ty już nie udawaj, bo dobrze wiem, że powiedziałeś tak, żeby potem móc się wymigiwać od sprzątania. - Niech sobie nie myśli, że tak łatwo mu odpuszczę.

-Ojej... Przesadzasz... No dobra, w takim razie obiecuję, że będę po sobie sprzątał. - Przybrał poważną minę, a po chwili wstał i udał się w stronę schodów.

-Gdzie idziesz? - Zapytałam momentalnie.

-Do swojego pokoju, a gdzie niby mam iść...

-O nie mój kochany. - Podeszłam do niego, na co popatrzył na mnie zaskoczony. - Ty. - Wskazałam na niego palcem. - Śpisz tam. - Tym razem pokazałam na pokój gościnny. Zwykle jak nocował u mnie to miał swoją własną sypialnię, ale po ostatniej akcji postanowiłam to zmienić.

-Co? Dlaczego niby?

-Czy ty  sobie zdajesz, że wbrew pozorom ściany w tym domu są cienkie i doskonale słychać jak chrapiesz? Czy ty chcesz, żebym ja oka nie mogła zmrużyć?

-Ja nie chrapię. Musiało ci się coś przesłyszeć. - Odparł niewzruszony kończąc temat. - Pójdę odpocząć.

-No dobrze, ale później musimy porozmawiać. - Musiałam w końcu wybadać o co poszło, że rodzice go wyrzucili z domu. Skoro posunęli się do takiego kroku to musiała do być grubsza sprawa i to mnie właśnie martwi.

Od nienawiści do miłości / Peter PrevcWhere stories live. Discover now