13.Aż tak na mnie lecisz?

1K 58 1
                                    

Cały dzień przesiedziałam w hotelu strasznie się nudząc. Najchętniej już bym pojechała do domu, ale Anze użył swojego uroku i mnie przekonał, żebym na niego poczekała. Swoją drogą to go nie rozumiem. Nigdy przecież nie lubił podróżować samochodem, a tu proszę... taka niespodzianka.

Sprawdziłam jeszcze, czy na pewno spakowałam wszystkie rzeczy i postanowiłam obejrzeć w telewizji dzisiejsze zawody. Oczywiście najchętniej bym poszła teraz na skocznię, ale mój troskliwy braciszek mi tego zabronił. Poza tym nie najlepiej się jeszcze czuję, a co gorsza mam wrażenie, że powraca mi gorączka.

Anze nie spisał się zbyt dobrze w dzisiejszym konkursie, bowiem nie zakwalifikował się do drugiej serii. Pomimo tego uśmiech towarzyszył mu na twarzy. Podziwiam go za to. Na prawdę. Mało kto tak potrafi.

Ostatecznie jednak nie dałam rady obejrzeć całych zawodów, ponieważ usnęłam przed telewizorem w czasie trwania przerwy między seriami. No po prostu świetnie. Zawsze tak mam, że jak jest wieczór i oglądam coś interesującego to nagle robię się senna i zmęczona a powieki mi same opadają na dół, po czym stwierdzam, że jak zamknę na chwilkę oczy to nie usnę, bo w końcu panuję nad sytuacją, a koniec końców budzę się w środku nocy, gdy w telewizji akurat leci jakiś horror lub coś tego typu... No po prostu można na zawał zejść... Ale nie tym razem. Nie obudziłam się w środku nocy przed telewizorem, lecz późnym wieczorem otworzywszy oczy ujrzałam twarz Anze tuż nade mną. Tak się wystraszyłam, że spadłam z łóżka, i to dosłownie, na co ten idiota zaczął się śmiać.

-Nosz kurde, nie strasz mnie więcej! - Po tych słowach buchnął jeszcze większym śmiechem, na co jedynie zmroziłam go wzrokiem.

-Widzę, że znowu w swoim żywiole. - Wstałam z podłogi i zaczęłam szukać mojego telefonu, aby sprawdzić, która godzina. - Nie gniewaj się na mnie. - Powiedział skruszonym głosem, co do niego niepodobne. - Chciałem cię tylko obudzić, abyśmy mogli już jechać do domu. - Próbował się wytłumaczyć. Coś mi się wydaje, że coś kombinuje, ale nie mam jeszcze pojęcia co.

-Dobra, dobra nic nie było. Upewnię się jeszcze, czy na pewno wszystko wzięłam i możemy jechać. - Odwróciłam się idąc w stronę szafy, ale zatrzymał mnie głos Anze.

-Miałbym jeszcze do ciebie małą prośbę. - Stanęłam w miejscu i po chwili zastanowienia zwróciłam się w jego stronę.

-Jaką? - Rzuciłam od niechcenia.

-Mógłby się z nami zabrać jeszcze mój kolega? - Zapytał nieśmiało.

-I tak jedziemy, i tak, więc nie ma problemu, może jechać. - Powiedziałam od razu i ruszyłam po moją torbę. Nagle się jednak zatrzymałam, bo sobie coś uświadomiłam. - Czekaj, czekaj. Jaki kolega? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...?

-Peter? - Kiwnęłam głową. - Skąd wiedziałaś? - W tej chwili miałam ochotę zabrać swoje rzeczy i ruszyć w drogę sama, bez jakichkolwiek towarzyszy.

-Czyś ty oszalał? To ja przez niego mało co się nie utopiłam, rozchorowałam się i mam zszargane nerwy, a ty teraz chcesz, żebym męczyła się z nim w jednym samochodzie przez dobre kilka godzin? Ty chcesz, żebym wylądowała w psychiatryku?!

-Ja was nie rozumiem. Ty, jak tylko usłyszysz jego imię to dostajesz szału i jesteś wściekła jak osa, że normalnie strach się do ciebie odezwać. On natomiast się tylko głupkowato uśmiecha. O co wam tak konkretnie poszło? I nie wykręcaj się jakimiś durnymi wymówkami tylko mów prawdę, bo może nie widzisz, ale od jakiegoś czasu martwię się o ciebie i próbuję zrozumieć, no ale nie idzie... - Nic nie odpowiedziałam tylko przymknęłam powieki i próbowałam się zastanowić nad odpowiedzią na pytanie, ale nie było to proste, bo szczerze mówiąc to sama nie pamiętałam do końca o co poszło.

Od nienawiści do miłości / Peter PrevcWhere stories live. Discover now