>6<

267 21 4
                                    

- Markieeee~ - Brzmiał dziwnie.

- Tak?

- Potrzebuję cię. - Wywróciłem oczami.

- Jeżeli to twój kolejny sposób na podryw, to odpuść sobie. - Serio się wkurzyłem. Siedziałem tu dobrą godzinę i rozmawiałem do nieznajomego o dość prywatnych sprawach.

- To nie tak. - Odzyskał w miarę normalny głos, na szczęście.

- To jak? Albo czekaj. Za chwilę mi opowiesz, jadę tam do ciebie. - Zacząłem się zbierać.

- Miło by było, ale nie ma mnie w domu.

- Dobra, to czekaj, za chwilę pogadamy. - Rozłączyłem się. Przeprosiłem Jacksona leżącego na łóżku i jak najszybciej ulotniłem się ze szpitala. Nie uśmiechało mi się w nim dłużej siedzieć. Oddzwoniłem do chłopaka. - To gdzie jesteś?

- Na komisariacie.- Włoski na karku stanęły mi dęba. Czy on ma serio jest takim idiotą? Westchnąłem.

- I co ja mam zrobić z tym faktem?

- Musisz mnie odebrać i zapłacić kaucję. - Normalnie widziałem jak się szczerzy. Ten człowiek doprowadzał mnie już do szału.

- A co z tego będę miał?

- Mnie.

- Pytam się co ja będę miał, a nie ty.

- Oddam ci pieniądze i siebie.

- Ehh... - Wywróciłem oczami. - Znaj moje dobre serce. - Chłopak podał mi adres, a ja odrazu pojechałem autobusem w to miejsce. Wszedłem do budynku. Na szczęście to nie był komisariat mojego wujka. Mogłoby być ciekawie... Przeszedłem pez problemu przez jedne drzwi, ale przy drugich siedział jakiś policjant, więc nie obeszło się bez rozmowy z nim.

- Dzień dobry. - Ukłoniłem się i schyliłem do okienka, które było zdecydownie za nisko.

- Dzień dobry. - Powiedział, patrząc ciągle w ekran komputera.

- Ja chciałbym wpłacić kaucję za Jacksona... - Właśnie Jacksona jakiego? Przecież nie znam jego nazwiska. Podrapałem się po głowie.

- Jacksona jakiego? - Zakląłem w duchu.

- Momencik. - Wyciągnąłem telefon, udając że niby ktoś dzwoni. - To telefon służbowy, bardzo ważny. - Wybiegłem szybko z budynku. Zadzwoniłem do Jacksona.

- Co jest? - Usłyszałem w słuchawce.

- Po pierwsze, czemu ty tak sobie swobodnie rozmawiasz przez telefon? Przecież jesteś zamknięty.

- Bo nie zabrali mi telefonu?

- Czemu? A zresztą teraz nieważne, jak ty masz na nazwisko?

- Wang. Zapamiętaj je dobrze. - Widziałem przed oczami jak robi lenny face.

- Oj zapamiętam. - Prychnąłem, rozłączyłem się i wróciłem do budynku. Znowu schyliłem się do okienka.

- W czym mogę pomóc? - Usłyszałem.

- Chciałbym wpłacić kaucję za Jacksona Wanga. - Policjant westchnął ciężko.

- Jesteś pewny, że chcesz go stąd zabrać? - Zdziwiłem się.

- Czemu miałbym nie chcieć? - Zmarszczyłem brwi. Mężczyzna znowu westchnął.

- Po prostu zapłać, to ci go przyprowadzimy. - Jezu co on musiał im zrobić, że są tacy. Wyciągnąłem portfel.

- Ile wynosi kaucja?

- 200,000 won. - Tym razem to ja westchnąłem. Zapłaciłem i schowałem portfel. Policjant zadzwonił po innego, by przyprowadził Jacksona. Stałem spokojnie, dopóki go nie zobaczyłem. Był nagi.

New FriendWhere stories live. Discover now