13.Aż tak na mnie lecisz?

Start from the beginning
                                    

-Niech ci będzie. Może jechać, ale powiedz mu, że ma się do mnie nie odzywać ani słowem. - Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju zostawiając Anze samego bez odpowiedzi na pytanie. Udałam się do samochodu i wrzuciłam do środka swój bagaż, a następnie usiadłam za kierownicą i czekałam na brata, który po chwili przyszedł i pokierował mnie pod jego hotel. Peter czekał przed nim ze wszystkimi bagażami. Mój towarzysz wyszedł z samochodu, aby mu pomóc. Po zapakowaniu wszystkich rzeczy Prevc usiadł obok mnie, a Anze z tyłu. Zdenerwowało mnie to, ale nie miałam najmniejszej ochoty wdrażać się z nim w jakieś dyskusje. Chciałam jedynie, żeby ta podróż jak najszybciej minęła.

Przez jakieś pół godziny drogi chłopcy rozmawiali między sobą. Ja jedynie jak była taka konieczność to mówiłam półsłówkami. Po pewnym czasie zapanowała cisza, a w lusterku zobaczyłam, że mój kochany braciszek usnął. Cóż, najwyraźniej spodobała mu się piosenka w radiu. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i kontynuowałam jazdę w skupieniu. Wszystko byłoby w porządku gdyby Peter się do mnie nie odzywał. Non stop próbował mnie zagadywać, na co zawsze odpowiadałam w sposób kończący temat, ale ten nie dawał za wygraną i próbował dalej.

-Co jesteś dzisiaj jakaś taka milcząca? Normalnie jak nie ty. - Zauważył. Najwyraźniej nie załapał, że ja celowo go zlewam, bo nie chcę z nim rozmawiać. Faceci... Jak nie powiesz wprost to się nie domyślą.

-Mam swoje powody. - Rzuciłam pierwszym lepszym tekstem jaki mi przyszedł do głowy.

-No ale mi chyba możesz powiedzieć... - Co on sobie myśli, że będę mu się zwierzać z nie wiadomo czego? Żałuję, że byłam taka uległa w prośbie Anze.

-Nie. - Może to trochę chamskie z mojej strony, ale na prawdę jestem wykończona i nie mam siły na jakąś głupią rozmowę a w szczególności z nim.

-No nie bądź taka. - Nie ustępował. W końcu stwierdziłam, że jak mu wprost nie wygarnę to nie zrozumie.

-Posłuchaj, zgodziłam się żebyś z nami jechał tylko i wyłącznie ze względu na to, że nie miałam siły na dyskusje z Anze. Nie mam czasu ani tym bardziej ochoty na jakieś durne kłótnie, więc lepiej będzie jak nie będziesz się do mnie odzywał. Dla własnego dobra. - Mam nadzieję, że po tych słowach zrozumie.

-Dlaczego od razu oceniasz naszą rozmowę na kłótnię? - Szczerze to mnie zaskoczył. Zawsze uważałam, że jemu o to właśnie chodzi, żeby mi dokuczyć.

-Zawsze tak jest. -Zerknęłam na niego na moment i wzruszyłam ramionami.

-Poprawka. Było. Wcale nie musi tak być. - Jakoś nie wydaje mi się, żeby mówił serio. W końcu normalna rozmowa w naszym przypadku jest raczej niemożliwa.

-Co ty znowu kombinujesz? - Zaczęłam się zastanawiać co temu świrowi siedzi w głowie.

-A co mam niby kombinować? - Zacisnęłam wargi i zrobiłam głęboki wdech uspokajający.

-Ja oszaleję. - Westchnęłam podłamanym głosem.

-Aż tak na mnie lecisz? - Wyszczerzył się. Na chwilę obecną miałam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb, ale nie mogłam sobie na to pozwolić, bo kierowałam samochodem.

-Mam dla ciebie dobrą radę. - Uśmiechnęłam się w jego stronę słodko. - Zamknij się, weź przykład z Anze i idź spać. - Powiedziałam z wściekłą miną.

-No, skoro  mówisz, że mam brać przykład z Anze... Sama tego chciałaś. - Zaśmiał się. - Daleko jeszcze? Kiedy będziemy już na miejscu? Zimno mi. Nudzi mi się. Muszę do łazienki. Która godzina? Ile jeszcze? Głodny jestem. Kiedy w końcu... - Zjechałam na pobocze i wysiadłam z samochodu podchodząc do drzwi od strony Petera a następnie je otworzyłam. - Ej, ale ja żartowałem. - Uniósł ręce w geście obrony.

-Wysiadaj. Teraz ty poprowadzisz. Najwyraźniej potrzebujesz jakiegoś zajęcia żeby nie gadać. - W normalnych warunkach nie dałabym mu prowadzić, bo z reguły nikt nie może kierować moim kochanym autem, ale tym razem musiałam tak postąpić, bo nie najlepiej się czułam. - Jedna ryska a nie żyjesz. - Pogroziłam mu delikatnie palcem.

-Spokojnie. - Zajęłam miejsce pasażera i czekałam kiedy wreszcie ruszy. Oczywiście zanim to zrobił musiał wszystko wyregulować pod swoje wymagania. Idiota nawet radio mi przestawił na jakąś dziadową stację. No nie, a ja się tyle męczyłam, żeby wszystko było idealnie a przez mój samochód przeszła rewolucja i będę musiała wszystko od nowa ustawiać.

-Widzę, że czujesz się jak u siebie. - Powiedziałam z delikatnym sarkazmem.

-Żeby kierować muszę podporządkować wszystko pod mój gust. - Uśmiechnął się w moją stronę i w końcu przekręcił kluczyk w stacyjce.

-Taki kiepski z ciebie kierowca?

-Jeszcze się zdziwisz. - Ruszył gwałtownie z miejsca a mnie aż serce do gardła podeszło.

-Wiesz co? Wolę chyba nie patrzeć na to jak nas zabijasz. - Odwróciłam się w stronę śpiącego Anze i chwyciłam koc, który leżał obok niego. Okryłam się nim i postanowiłam się zdrzemnąć.

-Idziesz spać? - Rozłożyłam do tyłu swój fotel i bardziej nakryłam się kocem.

-Nie chcę wylądować w psychiatryku. - Mruknęłam pod nosem.

-Co się przejmujesz? W szpitalnej piżamie też będziesz wyglądać słodko. - Jak on mnie denerwuje.

-Nie odzywam się do ciebie. - Wykręciłam się tyłem w jego stronę.

-Ja cię serio nie rozumiem. Uważasz, że cały czas się kłócimy, więc żeby ci udowodnić, że tak nie jest mówię ci jakiś komplement to ty się obrażasz.

Od nienawiści do miłości / Peter PrevcWhere stories live. Discover now