23. Stróż

59 2 0
                                    

4 miesiące później

Lynn

Jednymi z rzeczy, które najbardziej zmieniły się u dziewczyny nie były włosy, które nabrały koloru ciemnego brązu po tym, jak przefarbowała je kilka dni po swoim przylocie, nie był to styl ubierania się, który ze spokojnego, dziewczęcego, nie rzucającego się w oczy zmienił się w rockowy, buntowniczy, z przeważającą czernią, zupełnie jak u zbuntowanej nastolatki, starającej się zwrócić na siebie uwagę innych. Rzeczą, która najbardziej zmieniła się w dziewczynie, był brak jej uśmiechu, promiennego i pogodnego jak dotąd, którym zawsze rozbawiała i poprawiała humor innym, nawet nieznajomym. Stała się wyniszczona, jakby była skorupą dawnej siebie, jakkolwiek poetycko nie brzmi to porównanie. Zdecydowanie schudła i pobladła, zaczęła malować się mocniej, aby nie odstawać od innych wymalowanych, skromnie ubranych kobiet w pracy. Wcześniej zdarzały się sytuacje, kiedy to pijany ledwo trzymający się na nogach mężczyzna, podchodził właśnie do niej, komplementując jej „cnotliwy" strój, prosząc o dolewki i zostawiając duże napiwki, by zaraz potem zapytać o coś więcej.

Szczerze? Nienawidziła tej pracy. Sterczenie za barem i uśmiechanie się sztucznie do nawalonych facetów, od czasu do czasu również staczających się kobiet. Zdecydowanie nie była to praca marzeń.

Tego konkretnego wieczoru, jeśli nie ranka, gdyż dziewczyna wracała właśnie ze zmiany, kończącej się około godziny 4 nad ranem, idąc skrótem, mającym być zarośniętą ścieżką pośrodku niczego, zauważyła znajomą postać. Mimo, iż nie widziała twarzy osoby stojącej nieopodal, mogła przysiąc, że zna ją i to dość dobrze. Postać odwróciła się w jej stronę, jednak nadal nie było widać twarzy. Było całkowicie ciemno, bez nawet pojedynczej latarenki, gdyż droga prowadziła przez dość stary, rzadko użytkowany park, szczególnie w nocy. Początkowo pomyślała, że to po prostu jakiś pijak, którego spotkała w barze, więc z zamiarem jak najszybszego ulotnienia się i pójścia oświetloną, tłoczną, ale i bezpieczną ulicą odwróciła się za siebie i zaczęła iść. W uszach szumiało jej, serce waliło jak oszalałe, a ta sama nie wiedziała dlaczego jej ciało tak dziwnie reaguje na męską postać. Omal nie dostała zawału, gdy mężczyzna, jak dotąd uważała przemówił anielskim, śpiewnym, damskim głosem, który również zawał się być dla niej dziwnie znajomy.

- Lynn. - usłyszała za sobą.

Kontynuowała jednak wędrówkę, nie odwracając się za siebie i raz po raz powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze i jutrzejszego ranka będzie śmiać się z całej sytuacji. Miała nadzieję, że odpuści, pójdzie sobie, albo nawet przez chwilę podąży za nią by potem zostawić ją w spokoju i czekać na inną naiwniaczkę. Cóż... Nadzieja matką głupich.

- Moon. - kolejne wołanie usłyszała tuż obok swojego ucha, gdy myślała, że zgubiła go już na tyle, by bez obaw zwolnić. Oblał ją lodowaty pot, a cała krew odpłynęła jej z twarzy.

Odwróciła się i jej oczom ukazał się niespotykany widok, którego tak bardzo miała nadzieję już nigdy nie ujrzeć. Mężczyzna, jak można było się domyśleć, stał przed nią w tak bliskiej odległości, że zastanawiała się, dlaczego nie poczuła jego obecności wcześniej. Miał na sobie stare, zabrudzone ubrania. Jego czarne włosy, przetłuszczone od braku wody i szamponu, opadały na twarz tworząc cienkie, kręcone strączki. Kilkutygodniowy zarost i nieprzyjemny zapach alkoholu i potu tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że jest on zwykłym bezdomnym, który prawdopodobnie znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Nie to jednak przerażało ją w tym widoku najbardziej. Tęczówki mężczyzny emitowały jasne, błękitne światło. Dobrze wiedziała do kogo należą te oczy. Anioł.

The Last One • SupernaturalWhere stories live. Discover now