Prolog

2.5K 71 13
                                    

          

Lily obudziła się dysząc ciężko. W domu Jamesa panowała niesamowita cisza, a wszystko spowijał mrok.

Położyła dłoń na czole, ścierając z niego pot. Wciąż nawiedzał ją ten sam koszmar. Odkąd Voldemort wrócił, co noc śniło jej się, że wszyscy jej przyjaciele giną w najstraszniejszych męczarniach.

Obok niej James pochrapywał cicho, zbyt zmęczony, by się obudzić. Wrócił do domu przed północą z zakrwawioną ręką, która teraz była troskliwie owinięta bandażem.

Ataków był więcej niż wcześniej. Do Voldemorta przyłączyło się nie tylko więcej czarodziejów, ale także więcej mrocznych istot.

Ostatnio, gdy Syriusz wyszedł do sklepu po mąkę, zaatakował go wilkołak. Codzienność przewijała się z wojną w najbardziej okrutny sposób.

Lily raz mieszkała z rodzicami, raz z Jamesem. Nie mogła się zdecydować kto bardziej będzie potrzebował jej towarzystwa.

- Już nie śpisz? – zapytał James cicho. Odwróciła się i spojrzała na niego. Jego oczy błyszczały w ciemnościach. Delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy. – Wszystko w porządku?

- Tak. Już tak.

     ><

Rose wpatrywała się w śpiącego Syriusza. W ich pokoju paliło się nikłe światło. Black miał cały lewy bok w bandażach. Na szczęście wilkołak tylko go zadrapał. Blue nabrała powietrza spazmatycznie, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Nie mogła znieść tego, że sama nie mogła wychodzić na misje.

Innych jej zmieniony wygląd mógł zmylić, ale na pewno nie Voldemorta, a było duże ryzyko, że spotkają się na polu walki.

Wiedziała, że nawet, jak nie będzie uczestniczyć w misjach, czy patrolach to on i tak ją znajdzie. Jej życie powoli się kończyło.

Wojna nabierała olbrzymich rozmiarów i niedługo już nikt nie będzie się mógł przed nią schronić, a na razie od powrotu Czarnego Pana minął tylko miesiąc.
><

Alicja starannie wypełniała podanie o przyjęcie do szkoły dla aurorów, a Frank w głębi pokoju czytał Proroka Codziennego.

- Stają się coraz bardziej fałszywi – powiedział, przewracając stronę.

- Myślisz, że już ich kupili? – zapytała, nawet nie podnosząc głowy znad pliku kartek.

- Myślę, że już dawno, ale dopiero teraz tak to widać.

Johnson bała się tego, że już niedługo nie będzie miała nawet takiej odrobiny spokoju. Co chwilę przez ich dom przelatywały patronusy lub sowy. Każda mogła zwiastować ich koniec. Każda sekunda mogła być tą ostatnią i Alicja miała ochotę nacieszyć się nią w pełni.
><

Mary leżała przytulona do Benio Fenwicka i wpatrywała się w jego unoszącą się klatkę piersiową.

- Boję się o ciebie Mary.

- Niepotrzebnie.

- Wiesz, że on poprzysiągł mi śmierć.

- Damy radę. Syriuszowi Bellatrix też obiecała, że go zabije, ale na razie tak się nie stało.

- On jest inny.

- Nawet nie znamy jego imienia.

- Widziałem jak walczy Mary – mruknął Benio i chwycił jej dłoń, przykładając ją sobie do serca. Czuła pod palcami jak szybko ono bije. Przymknęła oczy i odetchnęła głębiej. – Widziałem, jak jest bezwzględny. Nie chcę, by ciebie też ścigał.

- Jeśli masz zamiar w ten sposób namówić mnie, żebym odeszła to ci się nie uda. Wolę umrzeć z tobą niż żyć bez ciebie. – Spojrzała mu głęboko w oczy. Ucałował jej dłoń. – Nie mogłabym przeżyć takiej straty drugi raz.

><

Remus powoli przemierzał ulice w drodze do swojego domu. Postanowił wyjść się przejść, bo duchota w jego małym domku, doprowadzała go do szału. Jego matka była ciężko chora i codziennie zaglądał do niej raz czy dwa.

Nie mógł wypędzić z głowy tej strasznej myśli, że niedługo nastąpi koniec. Gdy dzisiaj odprowadził zakrwawionego Jamesa do domu, myślał tylko o tym ile czasu im jeszcze pozostało. Przegrywali ze śmierciożercami. Coraz więcej osób ginęło. Już nie było tak kolorowo.

Hogwart był ich ostoją i wraz z jego ukończeniem pobawili się wszelakiej beztroski.

><

Peter siedział przed zapyziałą norą, w której mieszkał i bawił się swoją różdżką. Nie zależało mu już na dyskrecji. Strach przed Czarnym Panem przysłonił mu jakiekolwiek inne. Bał się momentu, kiedy on znów wezwie go do siebie, a wiedział, że to już niedługo znowu się stanie.

Wtedy właśnie to poczuł. Minęło tyle miesięcy, odkąd ostatnio przeszył go tak silny ból. Krzyknął, a różdżka wypadła mu z ręki. Każdy jego mięsień promieniował bólem, a on zwijał się u stóp, kogoś, kogo na pewno by się tu nie spodziewał. W końcu ból ustąpił, a Peter jęknął.

- Wstawaj Pettigrew – warknął Snape.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now