Rozdział 10

805 42 12
                                    

Zaczął się rok 1979. Wszystko znowu pogrążyło się w mroku. Huncwoci sylwestra spędzili walcząc o życie. Nikt już nie wierzył, że to kiedykolwiek może się skończyć. Ten strach i nienawiść przesiąkały każdy skrawek świata czarodziejów. Do tego coraz więcej mugoli znikało.

Rose bała się za wszystkich. Nie chciała wychodzić z domu, a jednocześnie nie potrafiła w nim wytrzymać. Co chwile czuła też niewysłowiony ból, gdy Voldemort próbował wezwać ją do siebie. Opierała się, ale to kosztowało ją bardzo wiele. Często traciła przytomność. Miała jednak obok siebie Lily, która za każdym razem się nią zajmowała. Rose nie mogła znieść myśli, że przez nią ta rudowłosa dziewczyna była w dużym niebezpieczeństwie.

- Cześć! - zawołał Syriusz wchodząc do domu. Pierwszy raz od dawna nie wrócił cały we krwi, swojej lub kolegów.

Rose podbiegła do niego i rzuciła się mu w ramiona. Łzy spłynęły po jej policzkach.

- Już, spokojnie - wymruczał Syriusz gładząc ją po włosach. - Nie zgadniesz co się stało.

- Znając ciebie to masz racje, pewnie nie zgadnę. - Syriusz odsunął ją trochę od siebie i uśmiechnął się szeroko.

- Dzisiaj dostałem jednocześnie smutną i radosną wiadomość.

- No powiedz, jaką? - zapytała ciekawsko, łapiąc go za rękę. Jego oczy błysnęły łobuzersko.

- Miałem wujka, Alfrida. Był mocno pokręcony, ale jako jedyny podzielał moje zdanie na temat naszej rodziny. Moja matka go nienawidziła. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy nawiedziły go wspomnienia. - Nie byliśmy ze sobą jakoś blisko, ale on z nikim nie miał bliższych relacji. To był stary dziwak, wyklęty przez rodzinę.

- Był?

- Tak, właśnie dostałem wiadomość, że umarł.

- Przykro mi - powiedziała cicho Rose. Syriusz pokręcił głową.

- Nie, spokojnie. Ledwo go znałem, a ostatni raz widziałem chyba blisko 9 lat temu. W każdym razie, on, jak i każdy Black, nie licząc mnie, był bogaty.

Rose powoli zaczęła rozumieć o co chodzi, wytrzeszczyła oczy, na swojego chłopaka, który był coraz bardziej szczęśliwy.

- A jako, że ze mną dogadywał się najlepiej to...

- Zostawił ci spadek?

- Tak, Rose. Jesteśmy bogaci - powiedział Syriusz i uśmiechnął się szeroko. Blue pocałowała go delikatnie. Cieszyła się jego szczęściem i chciała się wreszcie wyprowadzić od Potterów. Nie chciała zsyłać na nich niebezpieczeństwa, a wiedziała, że będąc tu tylko im szkodzi.

Rose już chciała to zaproponować Syriuszowi, gdy Lily zeszła po schodach ze swojej sypialni.

- Cześć Syriusz, James jeszcze nie wrócił? - zapytała zaniepokojona. Euphemia zaczęła łasić się do jej nogi.

- Poszedł do Benia i Mary, bo nie dawali od dwóch dni znaku życia, więc zaczęliśmy się martwić.

- I są już jakieś wieści? - zapytała Lily lekko wystraszona.

- Tak. Podobno po prostu chcieli mieć czas dla siebie. Nie wiedzieli, że aż tak nas to zmartwi. James powinien więc już za chwilę być.
Jakby na zawołanie usłyszeli trzask towarzyszący aportacji, a chwilę później skrzypienie furtki.

Lily minęła Syriusz i Rose, i wyszła trzaskając drzwiami. Usłyszeli jak Potterowie witają się tak, jakby nie widzieli się kilka lat. Black uśmiechnął się.

Rose uznała to za dobry moment by powiedzieć mu czym się martwi.

Jednak przeszkodził jej zniewalający ból w przedramieniu. Nigdy nie był aż tak silny. Jęknęła i skuliła się.

- Rose, Rose co się dzieje? - zapytał przerażony Syriusz, łapiąc ją by nie upadła.

- On wzywa - wyjęczała, a po chwili krzyknęła z bólu. - Muszę.

- Rose błagam cię... - Nie zdążył dokończyć, bo Rose zniknęła. Przez chwilę stał w miejscu i nie mógł wykonać najmniejszego ruchu. Zaraz potem rzucił się biegiem na zewnątrz. Lily i James nadal stali w ogrodzie.

- Rose deportowała się do niego - krzyknął, a Potterowie zastygli jak spetryfikowani. Później wszystko potoczyło się szybko. Lily machnęła różdżką, a srebrna łania pomknęła szybko przed siebie.

James i Syriusz wpadli do domu i zaczęli szybko rzucać zaklęcia, które wykrywały ślady teleportacji. Musieli ustalić gdzie Rose się znalazła. Lily dołączyła do nich, oddychając ciężko. Za oknami zaczęło się ściemniać, gdy usłyszeli skrzypienie furtki.

Do środka bez pukania wszedł sam Albus Dumbledore, a za nim prawie cały zakon.

- Już - wyszeptał James, a przed nimi pojawiła się różowa mgiełka.

- Musimy znaleźć i odzyskać tą dziewczynę - powiedział Alastor Moody. Syriusz jako pierwszy wstąpił w mgłę i zniknął.
Pojawił się na skraju lasu. Nie wiedział gdzie jest dokładnie.

Między drzewami nie widział nawet najdrobniejszego ruchu, ani światła.
Obok niego pojawił się James.

- Znajdziemy ją Łapa - wyszeptał. Syriusz nie odezwał się.

Nagle obok nich pojawiła się Lily.

- Co ty tu do cholery robisz? - zapytał James również szeptem. Był przerażony.

- To moja najlepsza przyjaciółka i zamierzam o nią walczyć. Tak jak ty byś walczył o Syriusza. - James już nic nie powiedział, ale Black zobaczył jak mocno zacisnął dłoń na różdżce. Wtedy coś przed nimi trzasnęło.

- Idziemy - szepnął Syriusz. James i Lily kiwnęli głowami i bezszelestnie weszli w głąb lasu.

Usłyszeli jak coraz to kolejni członkowie zakonu podążają ich śladem.

W lesie było zimno. Lily zatrzęsła się, ale nic nie powiedziała. Syriusz wyczulił swoje psie zmysły. Poczuł obecność dużej grupy, niedaleko od nich.

Starał się zachowywać jeszcze ciszej niż wcześniej, gdy ruszył przed siebie.

Po chwili zobaczył nikłe światło, przedzierające się przez gąszcz krzaków.

Jednak, gdy je zobaczył, usłyszał również krzyk. Krzyk Rose.

Wtedy to zobaczył.

Blue zwijała się z bólu, pod mocą Cruciatusa Voldemorta. Nie miała jak powstrzymać krzyku, który odbijał się echem w głowie Syriusza. Black zacisnął dłoń na różdżce.

- Przez tyle czasu uciekałaś, a teraz tak łatwo przyszłaś do mnie sama - powiedział Voldemort. - Jak widać nie na wiele się zdaje ten wasz ruch oporu.

- Mylisz się - powiedziała Rose, wypluwając krew z ust. Po mimo wyczerpania jej głos był twardy i pewny. - My się nigdy nie poddajemy.

- Ty jeszcze wierzysz, że macie szansę wygrać ze mną? - Śmierciożercy zgromadzeni na polanie wybuchnęli śmiechem. Voldemort odsłonił swoje żółte zęby w uśmiechu, który raczej przypomniał grymas.

- Ja to wiem.

- Najpotężniejsi z was już nie żyją. Sami sobie rady nie dacie.

- Oni wciąż żyją. Nigdy nas nie zostawili, ale nie byli najpotężniejsi. Dopiero ten, który cię zniszczy, będzie najpotężniejszy. - Voldemort zmrużył oczy.

- Nie doceniacie mojej magii. To jest wasz największy błąd.

Ruszył w kierunku Rose, a jego czarne szaty powiewały za nim jak skrzydła nietoperza. Pochylił się nad nią i złapał mocno jej twarz. Syriusz czuł jak w jego głębi gotuje się nienawiść.

- Wiem od początku, że oni stoją za tymi drzewami - wysyczał Voldemort, a Lily poczuła jak krew odchodzi jej z twarzy.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now