Nieskalane schronienie

1.8K 114 253
                                    

Z wyrazistą niechęcią pociągnąłem nosem, obserwując czarne smugi dymu rozprzestrzeniające się wolnym tempem po ciemnocie pomieszczenia rozświetlonym jedynie poprzez żarzące się drewno. Wówczas z każdą sekundą drażnienie nozdrzy szokująco wzrastało, a migrena wbijała ostatnie gwoździe w trumnę. Nawet ciężkie uczucia nie pozwalały mi odpoczywać, ściskając w zanadrzu z ogromną siłą wadliwie moje serce.

Cóż za beznadziejna sytuacja, pomyślałem mętnie, spuszczając przy tym głowę.

Zbawczyni wyraźnie wypowiedziała swoje wymogi, a ja je podeptałem, by tylko zaspokoić własne potrzeby, a raczej pragnienia potwora, próbującego zapanować nad moim ciałem, wszakże jestem jeszcze chorowity i słabowity, na domiar złego okropnie spisuję się jako sługa.
Tak okropnie, że nie mogę zrobić nic innego jak postawić nas wszystkich w lepszej sytuacji - takiej, w której znaleźlibyśmy wyjście, gdyby niepowodzenie przekroczyło próg drzwi. Muszę chronić naszą wspólnotę, by wierni znaleźli więcej szczęścia w słowach naszej pani. 

Błędem byłoby okazanie swoich słabości, tym bardziej że słynę z posłuszeństwa i gorącej miłości w stronę naszej organizacji, będącej jednocześnie domem, nieskalanym schronieniem dla zagubionych dusz, szukających odpowiedzi na każde nęcące je bez ustanku pytania.

Wzrok miałem skierowany tym razem ku górze, tocząc srogą walkę z myślami, które wówczas żądały podziału na różne zadania, głównie związane z przeszłością, ale i ze zdarzeniami, jakie miały naówczas powstać.

— Paniczu Ray — męski głos rozsadził moje bębenki w uszach, siejąc spustoszenie w skupionym na biciu sercu. 

— A pukać to nie łaska? — odwróciłem się delikatnie, przybierając odrobinę chłodniejszy ton. Mężczyzna, sprawiając wrażenie przewrażliwionego na takowe reakcje z mojej strony, zmienił wyraz twarzy na mniej pewny, acz smutny. 

— Pukałem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi z panicza strony. — przyznał ze skruchą. — A przyszedłem z ważnymi informacjami i z pewnym pytaniem od samej Zbawczyni, proszę wybaczyć moje zachowanie. Obiecuję poprawę.

Na te słowa wyraźnie się ożywiłem.

— Czego ode mnie oczekuje nasza Pani? 

— Zbawczyni chce się w tej chwili z paniczem spotkać — rzekł znagla, cofając się o bodaj krok.

— Wspaniale! — wydałem z siebie pełen ekscytacji okrzyk. — W takim razie przekaż jej wiadomość, że pojawię się w sali za pół godziny. Czy nie sprawi jej problemu nieco opóźnione przeze mnie spotkanie? Muszę coś udoskonalić.

— Ri — przerwał, zakrywając dłonią usta. — Znaczy się, Zbawczyni... Nie będzie mieć nic przeciwko. — puściłem to mimo uszu, by go uspokoić.

— Ty — zwróciłem się do niego. — Kojarzę ten głos. Twój numer? 

Wierzący zdawał się wahać nad odpowiedzią. 

— Zdejmij kaptur. — wydałem komendę. — Nie widzę całej twojej twarzy. 

Jednak osoba stojąca przede mną ani drgnęła.

— A306 — wyszeptał, wychodząc z pomieszczenia.

Nogi miałem jak z waty, a dreszcze wszechogarniające moje ręce nie potrafiły ustać. Nie potrafiłem go dogonić, ani nawet zbliżyć się do niego, by tylko spostrzec kim on był.

Widziałem tylko cząstkę jego twarzy.
Choć nawet ona nie odświeżyła mojej pamięci.

— Więc jesteś z grupy informującej, tak? — zadałem pytanie samej pustce nagromadzonej w pokoju, w którym byłem obecnie. —

Compass | Mystic Messenger ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz