Rozdział XII

475 52 56
                                    

Wystukuje melodię na swoim kolanie, a cisza przytłacza go z każdą minutą. Zaciska usta, aby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Patrząc na załamanych przyjaciół Maxa wie, że każde jego słowo może doprowadzić ich do płaczu.
Jest totalnie skołowany, nie ma pojęcia co się właściwie wydarzyło. Przez mgłę widzi upadek Maxa, to jak dzwoni na pogotowie, zdruzgotanych przyjaciół Czitera, którzy w końcu dojeżdżają na miejsce.

Teraz cała grupa siedzi na szpitalnych krzesełkach, a Bladii po kolei przygląda się każdemu z osobna, po raz któryś. Stara się zaprzątać głowę czymś innym, niż myśl o stanie zdrowia Maxa.

Bartek chodzi w tą i z powrotem po korytarzu, Andrzej i Damian stoją przy ścianie, opierając się o nią plecami, Paveł i Michał siedzą obok Bladeusza na krzesełkach, a Plagus rozmawia z organizatorami przez telefon. Ktoś musiał odwołać jutrzejszy występ.

Paweł powoli zerka w kierunku drugiej ekipy. Gimper siedzi na zimnej podłodze, z twarzą schowaną w dłoniach. Alien i Kubson w ciszy się sobie przyglądą, stojąc odrobinę dalej od pozostałych. Melania nerwowo spogląda na drzwi sali, gdzie położyli Maxa. Ani przez chwilę się nie ruszyła, jedynie oparła plecami o ścianę. Obok niej stoi Chucken, cicho szepcząc coś do dziewczyny. Ignacy wierci się na krześle, a przy nim Bladii zauważa Manoyka, próbującego pocieszyć chłopaka.

Bladeusza stara się odgadnąć ich miny. Jednak w większości są to kamienne, oschłe twarze.

Ciszę, trwającą dobre pół godziny, przerywa szarpnięcie drzwi. Wszyscy odwracają się w owym kierunku, nawet Melania odrywa wzrok od miejsca, gdzie ostatnio widzieli Maxa.
Wejścia na korytarz się otwiera, a w progu pojawia się Marcin. Widać, że ma chwilę wahania, jednak bez żadnego słowa idzie w ich kierunku. Bladii ma ochotę wstać i uderzyć go prosto w twarz, jednak widząc, że chłopak go mija, powstrzymuje się w ostatnim momencie.
Marcin podchodzi do Rudej i delikatnie ją obejmuje.

-Dziękuję, że zadzwoniłaś-szepcze, a Paweł czuje buzującą w nim złość. Co do cholery robi tu człowiek, który jest powodem ich kłótni? Czego on jeszcze chce?

-Nie, to ja dziękuję, że postanowiłeś przyjść-odpowiada mu załamanym głosem dziewczyna.

-Co on tu do jasnej cholery robi?!-warczy Ignacy, a Bladeusz w duchu dziękuje mu, że to on zapytał. Marcin z cichym westchnięciem puszcza Melanię i staje przodem do pozostałych.

-Przepraszam...-mówi, a Paweł przez moment mu wierzy. Dostrzega w jego oczach skruchę i prawdziwy żal. Dopiero potem orientuje się, że to i tak wina Marcina, więc przeprosiny nic nie dadzą.

-Idź stąd, zanim ci coś zrobię!-cedzi przez zęby, a dłonie zaciska w pięści. Widzi, jak Kolega staje obok niego, chcąc poprzeć słowa Bladiiego. Przez kilka sekund panuje kompletna cisza. Nikt nic nie mówi, nikt nic nie robi.

W końcu Melania staje prosto przed chłopakami, zasłaniając sobą Marcina. Bladeusz patrzy prosto w jej zielone oczy, w których widzi ogromną determinację i rozpacz. Przez chwilę dostrzega również pogardę i to go najbardziej zaskakuje.

-Odczepcie się od niego! Wcale nie jesteście lepsi, szczególnie ty!-krzyczy, wpatrzona w Pawła. Chłopak mimowolnie się kuli, słysząc nienawistny ton głosu dziewczyny.-Tobie próbuje dać szansę, więc czemu Marcinowi nie?! Żaden z was go nie zna, nie macie prawa oceniać tego, co zrobił! Nie znacie sytuacji, więc łaskawie zamknijcie mordy!

-Mel...-stara się ją uspokoić Kubson. Jednak rudowłosa odpycha jego rękę, która powoli lądowała na jej ramieniu.

-Tu nie chodzi o to, co mu zrobiliście! On wam wybaczył, bo potrzebuje wsparcia! Chce chociaż teraz być szczęśliwy!-głos Rudej okropnie się załamuje, a ona drży ze złości i smutku. Bladii dostrzega, jak przygryza dolną wargę, aby tylko się nie rozpłakać.-Nie możecie chociaż raz zapomnieć o tym, co było? Dla Maxa?

-Ona ma rację...-kiwa powoli głową Marcin. Paweł bez słowa mu przytakuje. Pierwszy wyciąga rękę, a chłopak bez wahania mu podaje swoją.-Zgoda.

-Zgoda-odpowiada Bladeusz, przez chwilę czując, że wszystko wraca do normy. Może teraz wszyscy będą szczęśliwi? Wrócą do domu, zapomną i stworzą...jedną ekipę?

Nagle drzwi od sali Maxa się otworzyły. Wyszedł zza nich lekarz, w białym fartuchu.

-Co z nim?-podbiega do niego Melania, a pozostali stają za nią.-Czy jego stan... jest lepszy?

-Przykro mi...-odpowiada bezemocjonalnie mężczyzna.

-Co mu jest!?-krzyczy Piotrek, patrząc to na dziewczynę, to na lekarza.

-Umiera...-szepcze Chucken, przymykając oczy. Słyszać, jak cicho szlocha.-Rak płuc, Plageuszu..

Od Stevie: nie bić, plz. [*]

You Found Me. || Ekipa Youtube.Där berättelser lever. Upptäck nu