Odwracam się powoli żeby odejść i ostatni raz posyłam spojrzenie całej drużynie nie mogąc uwierzyć w to, że kilka z nich się na mnie wypięło.

- Och, skończ pierdolić - odzywa się nagle Zoe.

Wychodzi z tłumu dziewczyn i przechodząc obok Lily popycha ją ramieniem. Staje obok mnie i krzyżuje ręce na piersiach.

- Nie chcę żebyś była moim kapitanem - mówi wprost patrząc się na Lily. - Poważnie, Libby często zachowuje się jak ostatnia suka--

- Jej, dzięki - wtrącam.

- I może nie należy do najmilszych osób na świecie - kontynuuje. - W sumie nie należy nawet do tych trochę miłych... W sumie potrafi być naprawdę wredna.

- Okej, każdy rozumie, Zoe - znowu wtrącam, a ona ucisza mnie wzrokiem.

- Ale jest szczera i chce dla tej drużyny jak najlepiej! - wyrzuca z siebie w końcu. - Włożyła w nią całe swoje serce i wymiotować mi się chcę, jak widzę co taka zdzira jak ty robi z tym na co pracowała od bardzo długiego czasu. Ona naprawdę się na tym zna. Halo, dziewczyny! Dzięki niej nie przegrałyśmy mistrzostw ani razu! Nie wiem jak wy, ale ja nie pozwolę żeby pierwsza lepsza dziewczynka i jakiś dyrektor zepsuł coś takiego.

Kończy swoją przemowę, a one patrzą na siebie nawzajem nie wiedząc co teraz mają z tym zrobić. A ja za to czuję jak jakiś rodzaj ciepła pojawia się w moim sercu. Nigdy nie uważałam Zoe za jakąś wielką przyjaciółkę i często dogadywałyśmy sobie nawzajem. Czasami zastanawiam się czy ona w ogóle w jakimś stopniu mnie lubi. A to co zrobiła teraz było... miłe.

Cholera, to naprawdę było miłe.

- Pf, i co niby z tym zrobisz? - prycha Lily. - Jestem kapitanem. Dyrektor mnie wybrał! - krzyczy tak jakby niby nikt o tym nie wiedział.

Przewracam oczami.

- Odchodzę - mówi, a każda dziewczyna w pomieszczeniu w szoku wstrzymuje oddech.

Zoe jest jedną z najlepszych. Drużyna jest dla niej ważna tak samo jak mistrzostwa, które zbliżają się coraz większymi krokami. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie w stanie zrobić coś takiego.

- Myślisz, że cię nie zastąpię? - odpowiada swoim wkurzającym głosem nowa pani kapitan.- Daj mi dzień, a znajdę kogoś na twoje miejsce. Z łatwością.

- Poszukaj też na moje -odzywa się Raven i podchodzi w naszą stronę.

- I na moje - dodaje Clary powtarzając czynność swojej przyjaciółki.

- Na nasze też! - odzywają się bliźniaczki robiąc dokładnie to samo.

A ja jedynie patrzę. W szoku jak większa część dziewczyn odchodzi z drużyny. Za tymi osobami idą kolejni, aż w końcu przy Lily zostaje tylko garstka.

Dziewczyna robi się aż czerwona ze złości.

- Odchodźcie sobie! Proszę bardzo! - krzyczy. - Jest wiele osób, które będą błagać mnie, aby wejść na wasze miejsca!

Unoszę brwi i uśmiecham się triumfalnie.

- Powodzenia - mówię. - Mistrzostwa zimowe już za miesiąc, a ty właśnie straciłaś wszystkie dobre i warte uwagi cheerleaderki - wzruszam ramionami i razem z grupą dziewczyn wychodzimy z sali.

- To było takie super! - piszczy ze szczęścia Sam, gdy tylko wychodzimy na korytarz. - Muszę powiedzieć o tym dziewczynom, które wcześniej zostały wyrzucone.

Uśmiecham się do niej i chwilę później dziewczyna biegnie gdzieś, zapewne po to aby je znaleźć.

- Myślicie, że jak wszystkie pójdziemy do dyrektora i zażądamy przywrócenia cię, to to zrobi? - pyta Clary.

- O tak, jestem za! - dodaje Raven. - Jesteś stworzona do tego, aby być kapitanem.

Spoglądam na Zoe, która przytakuje głową.

- To wcale nie jest taki głupi pomysł. Musimy... - nagle milknie spoglądając na coś ponad moim ramieniem. - Ym, Libby? Czy to nie jest przypadkiem Justin? - pyta ostrożnie jakby obawiała się mojej reakcji.

Serce przyśpiesza mi automatycznie, gdy tylko wypowiada jego imię. Przekręcam się gwałtownie i spoglądam na chłopaka, który korytarzem kieruje się do wyjścia ze szkoły. Charakterystyczny tatuaż na karku poznam zawsze i wszędzie.

To Justin.

- Justin! - mówię głośniej, aby mnie usłyszał, ale on nawet się nie zatrzymuje.

Co jest do cholery...

Ruszam w jego stronę i w tym samym momencie dzwoni dzwonek. Ludzie wychodzą z klas robiąc tłum i blokując mi przejście.

- Justin! - krzyczę głośniej nadal jakimś cudem mając go w zasięgu wzroku.

Popycham jakiegoś pierwszoklasistę nie zatrzymując się nawet na sekundę. Justin olewa mnie totalnie chociaż wiem, że to słyszy. Przeciskając się przez tych wszystkich ludzi mam ochotę się drzeć i płakać z bezradności. Dlaczego on to robi?

- Justin! Zatrzymaj się do cholery! - wydzieram się najgłośniej jak potrafię.

Wszyscy nagle na korytarzu się zatrzymują i milkną. Patrzą się na mnie zdezorientowani tak jakby nagle wyrosło mi pięć głów. Nie rozumieją o co mi chodzi. Zauważam jak sylwetka Justina zatrzymuje się w pół kroku, a moje serce zaczyna bić jeszcze mocniej o ile to w ogóle możliwe. Odwraca się. Powoli i bardzo boleśnie.

Nie patrzy mi w oczy. Przynajmniej nie robi tego od razu.

Nagle zauważam, że jestem niecałe trzy metry od niego. Otwieram usta żeby zapytać o co mu do cholery chodzi, albo żeby na niego nakrzyczeć, lub zrobić jedno i drugie. Ale zamiast tego wszystkiego nie robię nic. Nie wiem co mam powiedzieć.

Gdy w końcu spogląda w moje tęczówki jego oczy wyrażają tyle emocji, że aż nie jestem w stanie ich rozszyfrować.

Chcę wyjaśnień. Zasługuję na nie.

Ostrożnie robię krok w jego stronę i to okazuje się błędem. Justin kręci nieznacznie głową i sekundę później odwraca się na pięcie i odchodzi.

Zostawia mnie stojącą w szoku, na korytarzu szkolnym i już nawet na chwile na mnie nie patrzy.

I RememberOnde histórias criam vida. Descubra agora