Czynność przerwał jej głośny klakson, tak donośny, że nie zdziwiłaby się gdyby można było usłyszeć go aż w sąsiednim stanie. Jej postać oświetliły jasne światła wielkiej cysterny, kierującej się prosto na nią. Wydarzenie trwało zaledwie sekundę, jednak dla niej wydawało się to być wiecznością. Mimo wszystko zamurował ją strach. Nie mogła się ruszyć, choć tak bardzo chciała odskoczyć na pobocze. Nie potrafiła się leczyć tak dobrze jak inne anioły. Była słaba. Poczuła mocne uderzenie, krótkotrwały ból rozchodzący się po całym ciele i jedyne co później mogła zobaczyć, to ciemność i niebiesko-czerwone światła, których niestety pochodzenia nie mogła w danym momencie zidentyfikować.

. ... .

Czuła się dziwnie. Kręciło jej się w głowie niezależnie od tego, czy leżała w swoim łóżku, czy wstawała na jakiś czas, żeby przejść się po bunkrze. Mocna migrena nie dawała jej normalnie funkcjonować. W momencie gdy w końcu udawało jej się zasnąć, we śnie widziała jedynie wspomnienia z ostatnich tygodni. Koszmary dręczyły ją od śmierci rodziców, temu nie można było zaprzeczyć, jednak tamte mary senne pojawiały się raz w tygodniu, może dwa razy. Te tutaj zdarzały się codziennie, albo raczej kiedy tylko Lynn już nie wytrzymywała i po prostu kapitulowała, zasypiając. Tej nocy jednak sen był inny. Nie wiedziała do końca, czy winna jest migrena, albo raczej to, co spowodowało te wszystkie przypadłości, czy po prostu Asmodeusz przekręcił jakieś pokrętło w jej poszarganej psychice i dał początek tym dziwnym zwidom.

We śnie widziała las. Nie była pewna, jednak podejrzewała, że to ten sam bór, którym biegła uciekając przed Asmodeuszem. Postać biegła i biegła, oglądając się za siebie, jakby czegoś się bała. Po dłuższym czasie wybiegła na drogę. Lynn doskonale rozpoznawała to miejsce. Postać, w której skórze znalazła się dziewczyna, obejrzała się w stronę lasu po raz ostatni. Teraz mierzyła się twarzą w twarz z kilkumetrową, włochatą bestią. Jej twarz była odzwierciedleniem czystej grozy, a oczy miała całe czarne, z małymi jarzącymi się pośrodku, czerwonymi źrenicami. Wiedziała dobrze czyje to oczy. Wtedy usłyszała donośny klakson i jedynym co mogła jeszcze dostrzec, były dwa małe czerwono-niebieskie, migające światełka.

W tym momencie, dziewczyna mocno zerwała się w górę, omal nie uderzając głową o czoło Deana, który nachylał się nad nią ze zmarszczonym czołem.

- Co robisz?! - krzyknęła, przez co ton pytania zmienił się w nieco oskarżycielski.

- Ja tylko... Płakałaś przez sen, zastanawiałem się co się stało. Kiedy nachyliłem się, żeby przenieść cię do łóżka, ty zerwałaś się nagle i zaczęłaś krzyczeć. - wyjaśnił, przy ostatnim zdaniu już znacznie pewniejszym głosem.

Wtedy Lynn rozejrzała się dookoła. Nie spała tak, jak sądziła w swoim własnym łóżku, co wyjaśniało obecność Deana. Była w kuchni, śpiąc na blacie jednego ze stołów. Czym prędzej zeskoczyła, otrzepując spodnie z okruszków, pozostawionych przez Winchesterów po śniadaniu. Kilka z nich wydawało się na stałe zagościć w jej blond włosach. Miała sińce pod oczami i bladą jak kreda skórę.

- Idę do siebie. - wymamrotała do Deana.

- Zaczekaj! - rozkazał mężczyzna. - Masz koszmary?

Jednak Lynn odwróciła się, ignorując kompletnie pytania ze strony Deana. Miała dość wszystkich, ich martwienia się i traktowania jej jak dziecko. Dean przychodził prawie co trzy godziny ze swoją miną zbitego psa, zadając jej jakieś niewiele znaczące pytanie o jej stan psychiczny. Sam pojawiał się znacznie rzadziej, najczęściej dwa razy dziennie, żeby sprawdzić jak u niej. Czasem pojawiał się wraz z Castielem, który przychodził sporadycznie, wyglądając na zajętego. Crowley nie odwiedzał jej wcale. Nie przeszkadzało jej to. Nie chciała utrzymywać kontaktu z żadnym z nich... Nie. Chciała utrzymywać z nimi kontakt, jednak wiedziała, że będzie musiała odejść i zacieśnianie rodzinnych więzów nie było dobrym rozwiązaniem.

Rzuciła się na łóżko, przyciskając twarz do poduszki-aniołka.

- Nie chcę odchodzić... - wyjęczała boleśnie w pluszaka, przez co jej głos zdawał się odległy, zdławiony.

. ... .

Dean nie przestał odwiedzać jej w nieskończoność. Stał się wręcz natarczywy, czasem Lynn musiała sama wypraszać go z pokoju, na co Winchester odpowiadał zniechęconym „Jak sobie chcesz"

Gdzie się podział ten odważny łowca demonów... - myślała wtedy

Dean stał się bardzo przewrażliwiony. Czuł się winny, za nieprzyjemne sytuacje z Asmodeuszem, choć te nie były pod żadnym kątem jego winą. Zmienił się diametralnie, troszczył się o Lynn jak o własną siostrę, której nigdy nie chciał mieć. Powstrzymywał wszelkie zgryźliwe odzywki i komentarze, których dziewczyna na pewno nie chciała usłyszeć. Robił wszystko tak, jak mogłaby tego chcieć Lynn.

Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia, zastał pusty pokój, starannie pościelone łóżko i żółtą, przypaloną nieco kartkę, leżącą na kremowej pościeli. 


Krótki rozdział - tak wiem, ale następny szykuje się dłuższy niż zwykle, bo około 3k słów.
Mam nadzieję, że wam się podobało i nie było aż tak chaotyczne jak ja to widzę.

Nie narzekam kiedy dajecie gwiazdki, a jeszcze bardziej interesuje mnie wasza opinia w komentarzach, więc nie martwicie się - odpiszę.

peace out i do następnego!
deaza

The Last One • SupernaturalWhere stories live. Discover now