Rozdział 12. - "Raniąc siebie, ranisz mnie"

Start from the beginning
                                    

Sułtanka Kosem podkuliła nogi do piersi na długim ottomanie. Spojrzała na swoje nadgarstki; na swoje szramy; na swój ból. Po śmierci Ahmeda nie czuła bólu; osiągnęła siłę i władzę; dlaczego miała rozpaczać? W końcu nigdy nie poczuła, że go kocha; że go pragnie. Zapraszał ją do swojej komnaty, kiedy inna nie mogła. Zawsze robił z nią to, co chciał. Czuły i dobry Ahmed zamieniał się niczym wilk w pełni; stawał się wygłodniały jej niewinnego ciała. Chciała go zabić, ale zabiła go choroba; kara boska. Tuliła kolana, jak Mahpeyker po nocy z sułtanem; jak matka, której zabito dziecko. Wewnątrz czuła spokój; w zaciszu komnaty nikt nie zobaczy jej łez, jej krwi. Schowała twarz w brudnej od ciemnobrunatnej cieczy sukni nocnej. Odwróciła się, gdy usłyszała kroki. Nikt nie może jej zobaczyć; nie teraz!
-Sułtanko! Słońce Imperium wyjdź; otwórz drzwi! Martwimy się o Ciebie; nie skazuj nas na większe męki w obawie o Twoje życie! -Bulbul krzyczał i walił pięściami w drzwi.
Lekki stukot we wrota zamienił się w głośnie dudnienie, które pokonywały dzielące ich drzewo.
Kemankes stał obok eunuchów i coraz mocniej uderzał; knykcie raniły się, zderzając z twardą zaporą. Nie słyszał mężczyzn obok, którzy kazali mu odejść; walił dalej; walił, aby rozwalić to, co dzieli go od Sułtanki. Krew zabarwiła jego dłonie; tak samo, jak Regentkę. Nie potrafił przedrzeć się przez ścianę nienawiści, która nie pozwala mu zbliżyć się do kobiety. Otwórz Kosem; otwórz drzwi; otwórz moje serce; roztop swoim uśmiechem i wzrokiem lody między nami. Kilku sługów wzięło go za ramiona i oddaliło od mahoniu.
-Puszczajcie mnie! Jestem Wielkim Wezyrem; rozkazuję Wam mnie puścić! Do diabła zostawcie mnie! Jeśli coś się stanie Sułtance, odpowiecie za to głową; wszystkim będę łamać kości po kolei!
Łucznik wyrywał się, ale napór i uścisk sługi był zbyt mocny. Krzyki Paszy odbijały się echem i docierały do Sułtanki; łamiąc coraz bardziej jej serce. Wołanie przerwał zgrzyt otwieranych wrót. Nie pojawiła się w nich, usłyszeli jedynie jej słaby, ściszony głos.
-Wpuśćcie tylko Paszę; zostawcie nas samych.
Kemankes wymknął się z cholernych ramion. Wbiegł do komnaty i zobaczył tylko czubek głowy. W rozpalonym kominku żarzyły się iskry ognia, które płonęły tak jak jego serce. Zbliżył się do niej powoli; uścisk w sercu zwiększał się z każdym krokiem. Usiadł koło niej; słyszał swój ciężki oddech. Czy to musi tak boleć; ta myśl o stracie? Dotknął jej dłoni, która była mokra. Krew.
-Coś Ty zrobiła.. -chwycił jej podbródek i zwrócił w swoją stronę. Grymas bólu przeszywał jego ciało; oczy jednak nadal pozostały zimne, obojętne na wszelki ból i jego dotyk. -Powiesz coś w końcu? No powiesz, czy mam Cię zacząć dusić byś zaczęła mówić?!
-Uspokój się! Nie znasz mnie; ja nie znam Cię. Twoje blizny na plecach mówią o Twojej odwadze i poświęceniu, a moje..
-O Twojej głupocie! Ty jesteś chora psychicznie! Nie rozumiem, jak taka niespełna rozumu osoba, może być matką a tym bardziej Regetnką!
-To po co przyszedłeś! Mogłeś mnie tu zostawić; pozwolić mi odejść! Jesteś zwykłą Albańską żmiją, która rani innych.. Wróć do Stambułu, ja zostanę tu.
-Przyszedłem, bo musiałem! Wszyscy liczą na Ciebie; lud czeka na Twój powrót.
-No tak.. Bo Ty czekasz na moją śmierć, prawda? Po raz kolejny czuję ból; czuję, że coś rozrywa moje serce.
-Mi rozrywa, gdy myślę, że mogłaś odejść bez pożegnania; bez walki. Pamiętasz? Ja zabiję Ciebie albo Ty mnie. W ten sposób zabijemy siebie oboje; Twoje serce stanie; a moje wykrwawi się z tęsknoty.
Kemankes objął jej twarz. Złączył ich czoła i spojrzał w jej szmaragdowe oczy. Czerwone od płaczu; paliły jego duszę. Dlaczego mi to robisz, Kochana? Przejechał kciukiem po jej pełnych ustach; sunął wzdłuż kości policzkowych. Otarł pozostałości po słonych łzach; nachylił się, by pocałować swoją ukochaną; odchyliła głowę i poczuła jego ciepłe wargi na swoim zimnym policzku. Dlaczego mi to robisz Mahpeyker; dlaczego ranisz siebie i mnie?
-Nie dotykaj mnie. Odejdź.
-Pani.. Wybacz, ale mam dla Ciebie list ze stolicy.
Bulbul zakradł się do komnaty i stanął obok pary kochanków. Odskoczyli od siebie, ale ich twarze zdradzały wszystko. Czy naprawdę byli takimi śmiertelnymi wrogami; czy kochającą się dwójką osób? Gdyby tylko Bóg poprowadził ich wspólną drogą! Powinien potępić ich relację, powinien błagać do Boga o śmierć dla Paszy, który zhańbił świętą kobietę. Nie zrobi tego. Będzie się modlił, by zobaczyć Sułtankę szczęśliwą, nawet jeśli u boku Kemankesa. Wyciągnął dłoń i wręczył jej list. Z coraz większym przerażeniem wpatrywała się w słowa.
-Teraz już naprawdę mogę umrzeć.. Bulbul, skąd Humasah wie?! To znaczy.. Skąd wzięły się takie oszczerstwa?!
-Pani.. Nie musisz kłamać przede mną; nawet jeśli być chciała, Twoje oczy mówią wszystko. Zawsze się raniłaś, aby przykryć rany swojej duszy. Jest pewna sprawa, która moim zdaniem jest ważniejsza od tej.
-W takim razie nie musimy się kryć Kemankes. -spojrzała w jego stronę i podniosła wysoko głowę; zaznaczyła swoją wyższość. -Natychmiast wyjdź stąd! Nie chcę Cię więcej widzieć, rozumiesz? Jeśli nie wyjdziesz; powiem wszystkim, że mnie wykorzystałeś; bezwstydnie zhańbiłeś Regentkę! Wtedy zawiśniesz na szubienicy jak zdrajca Imperium i dynastii Osmanów.
-Uuu.. Uciekaj Paszo, bo za chwilę wzrok Azraela Cię zabije! Teraz to przynajmniej się pośmieje trochę z Was! -zaśmiał się; przypominając sobie powagę sytuacji, odchrząknął i spoważniał.- To znaczy.. Powinieneś wyjść Paszo; tak będzie najlepiej dla nas Wszystkich.
-Zostanę tu, chociażby sam diabeł miałby mnie stąd wyrwać; nie odejdę! Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! -Łucznik stanął przed drzwiami i odwrócił się ponownie w stronę dwójki. -Jestem Wielkim Wezyrem, Twój syn Sułtan Murad szanuję mnie, jak własnego ojca. Przy mnie może się rozwijać, bo przy tym Ahmedzie to najwyżej poszedłby bydło pasać! Odrzuciłaś mnie więc i ja Cię odrzucę; zostawię jak zwykłą tawernianą dziwkę na jedną noc! Zapłacisz za wszystko! Ukamienują Cię na oczach ludu; pożałujesz swoich słów!
-Nie jesteś już Wielkim Wezyrem, przebrzydła cholero! Uważaj, bo stoi przed Tobą Regentka Sułtanatu; zetnę Ci głowę, wyrwę język, a ciało wrzucę do Bosforu! Ahmed nie był taką pierdołą, jak mawiacie za moimi plecami.
-Dosyć! Pragnę przypomnieć, że obydwoje straciliście swoje stanowiska. Jeśli nie przestaniecie się kłócić to Twoja regencja Pani, dobiegnie końca jutro o zachodzie. Sułtanka Amelya nie traci czasu; radzę się pośpieszyć.
-Do diabła z Wami! Wrócę do stolicy po tym, jak stracisz swój ciepły stołek. Może wtedy docenisz mnie nie tylko jako Wezyra; ale jako osobę, której nie jesteś obojętna. Chociaż.. Jedna Regentka odejdzie; druga się pojawi; kto wie, może ta cała Amelya jest śliczniejsza od Ciebie.
Kemankes odwrócił się i wyszedł, trzaskając mahoniowymi wrotami. Czy ta kobieta naprawdę musi niszczyć wszystko, czego, dotknie; wszystko, czego dosięgnie jej wzrok? Jeśli poczeka, na jej utratę tytułu Valide i osiągnie to, co planował od początku; sama Sułtanka pokłoni się przed nim i będzie go błagać o pomoc. Czy wyciągnąłby do niej dłoń; pomógłby jej? Kroczył niepewnym krokiem do swojej komnaty. Ciężar jego własnych słów zabolał go. Dopiero przy niej poczuł, że ból fizyczny jest niczym przy bólu duszy. Gdyby tylko powiedziała, że jest dla niej ważny; gdyby powiedziała „zostań Kemankes, nie zostawiaj mnie". Poczeka na nią; poczeka na jej serce, gdyż jego już się otworzyło.

Wielki Wezyr Kemankes Mustafa Pasza; cień Padyszacha. Człowiek honoru, który znany ze sprawiedliwości, a zarazem okrucieństwa, poczuł, że czyjaś dłoń dotknęła jego duszy; wkradła się po cichu, zapuszczając głęboko korzenie. Ahh.. Moja Kochana Córko Lucyfera.


-Chcesz mi powiedzieć, że Sułtanka Humasah pragnie zakończyć moją regencję; chcę posadzić na tronie Selima, tym samym oddać mój tytuł Valide Sultan i tron tej dziwce z tawerny, Amelyi? Straże! Niech wszyscy natychmiast pakują wszystkie moje rzeczy! Wyruszamy do stolicy jeszcze dziś w nocy!

Sułtanka zacisnęła usta w cienką linię. Co ta szmata sobie wyobraża?! Boże; tylko uchowaj moje dzieci od śmierci! Gdyby tylko się jej pozbyła wcześniej; nikt by się nie zorientował. Ruchem dłoni kazała wyjść Bulbulowi z komnaty. Przed jej oczami stanął Kemankes; jego wzrok i dźwięk bijącego serca. Skoro chcę tu zostać; zostanie. Najpierw zabije Amelye i księcia Selima; nie zostawiła jej innego wyboru. Mały chłopczyk zagraża jej i Muradowi; w obliczu zdrady zabiję każdego, kto nie pochyli przed nią czoła. Dlaczego, więc oszczędziła Kemankesa? Po miesiącach wyzwisk i poniżeń z jego strony. Gdyby pozbawiła go życia, poczuła zapach jego krwi; jej dusza i serce złamałoby się. Jeśli nie potrafi jej powiedzieć wprost o swoim uczuciu, jest zwykłym tchórzem. Wystarczyłoby „zostań Kosem; nie zostawiaj mnie". Poczeka na niego; poczeka na jego serce, gdyż jej już się otworzyło.
Nałożyła na siebie czarną suknię; stała się aniołem śmierci, jak nazywał ją Łucznik. Wyszła z komnaty i szybko przemknęła przez kręte korytarze Pałacyku. Przed budynkiem czekał już na nią powóz; Haci i Bulbul nawet nie zauważyli jej przybycia.
-Vay, vay, vay.. Przez te burze piaskowe, Twój słuch się pogorszył Łachudro; parszywy szczurze! Tak, dobrze słyszałeś Egipski psie! -Haci wymachiwał rękoma i krzyczał głośno; widocznie obecność pozostałych sług nie przeszkadzała mu w wykrzykiwaniu obelg.
-Phi! Wypraszam sobie! Podobno jesteś Egipskim Faraonem! Coś czuję, że mógłbym zawiązać przeciw Tobie pakt z samym Wielkim Wezyrem! Nawet z karety Cię przepędził, jak zwykłego przybłędę! -zaśmiał się, pokazując rząd białych zębów; w kpiącym uśmieszku. -Zresztą Sułtanka teraz to z Paszą woli przebywać; poszedłeś w odstawkę!
-Moja Sułtanka zawsze będzie ze mną! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi; parą największych intrygantów; haremowymi szpiegami. Takiego paszczura, jak Ty wyczuwałem od dawna!
-Natomiast ja Twój szczurzy odór, czułem nawet poza granicami Imperium! No intrygant to Ty jesteś, ale u Beynama Agi! Spichlerze to tam opustoszały przez Twoje obżarstwo! Kemankes to Cię przegnał, bo byś połowę karety zajął, ha!
-Rzeczywiście Haci; ostatnio nowe szaty zamawiałeś. Czyżbyś się już nie mieścił w stare? Dobrze, już koniec tych Waszych uroczych pogaduszek. Bulbul jedziesz ze mną; nie traćmy czasu.
-Sułtanko.. A ja?! -Haci złapał się za serce i rozszerzył szeroko, ze zdumienia oczy.
-Przypilnujesz Paszy; nie marudź tyle. Jak zapełnię spichlerze, to przyjedziesz z powrotem. Obiecuję. Nie będziesz się nudził z Łucznikiem; pójdziecie na polowanie albo pogracie znowu w Matraka. Tym razem nie daj się ograć Mój Biedaku!
Sułtanka weszła do karety; za nią Bulbul. Spojrzała ostatni raz w stronę Pałacu w Manisie. Czuła się tu bezpiecznie; nie miejsce oddawało tę aurę, ale silne ramiona Łucznika. Zostając tutaj, będzie bezpieczny; nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. Oczywiście stanie z podniesioną głową przed Amelya; pośle jej mordercze spojrzenie i przede wszystkim śmiertelną strzałę prosto w głowę. Z pewnością przydałaby się jej pomoc Wielkiego Wezyra. Kemankes pewnie jedynie posłałby jej kpiący uśmieszek i rzucił jedno hasło: „Przeklęta Córka Lucyfera". Czy rzeczywiście nią była? Teraz musi odgonić woń miłości od swej duszy i zasiać ponownie w niej ziarno nienawiści. Wszyscy, którzy staną przed nią, pokłonią się do kolan; będą trząść się ze strachu przed jej spojrzeniem; spojrzeniem Anioła Śmierci.

Podzieliłabym te rozdziały na dwa, tylko wtedy w tym pierwszym nie byłoby nic z Kosem i Kemcia. Murad nie wie o romansie matki, ale cały Stambuł już tak XDD Wielki powrót Valide się szykuję, a Haci pójdzie na polowanie z Kemankesem :D Jak myślicie, co spotka Kosem jak dotrze do stolicy? Najpierw Kemankes straci głowę, czy Kosem zostanie obrzucona kamieniami? Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa! O dziwo wszystko w moim życiu wróciło do normy i mam nadzieję, że tak zostanie. Dziękuję Wam za wszystko! <3

&quot;Dotyk nienawiści&quot; -Kosem&KemankesWhere stories live. Discover now