Tutaj rezydencja państwa Kim

93 11 0
                                    

- Co wykazało prześwietlenie? - Rzucił w stronę wspomagającego go w operacji lekarza.

- Złamanie lewego przedramienia w trzech miejscach z przestawieniem. Pęknięcie dwóch równoległych żeber i skręcona kostka. Głowa krwawi, ale szczęśliwie nie ma pęknięcia w czaszce. Wpadł w jakieś krzaki, dlatego sytuacja nie jest najgorsza - Mówił pospiesznie zakładając maskę, a jedna z pielęgniarek naciągnęła rękawiczki na jego umyte do łokci recę, ten sam schemat powtarzając potem przy Junhoe.

Sprawa nie wyglądała zbyt dobrze, jednak zawsze mogło być gorzej, w końcu żaden narząd wewnętrzny nie krwawi.

*Jinhwan*

Otworzyłem czerwoną naszprycowaną chemią torebeczkę, w której grzechotały małe paprykowe, usmażone w głębokim tłuszczu ziemniaczki. Wsadziłem nos do środka po czym zaciągnąłem się ich zapachem. Uwielbiam mieć wolne. A szczególnie wtedy, kiedy rodzice nie mają wolnego a Sunbin jest w szkole. I nikt nie podjada moich papryczkowych cudów. Już miałem zatopić zęby w chrupiącym ziemniaczku, kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon stacjonarny. Westchnąłem odkładając paczkę rozkoszy na kanapę i uniosłem słuchawkę do ucha.

- Dzień dobry, tutaj rezydencja państwa Kim, z tej strony ich osobisty lokaj, w czym mogę służyć?

- Dzień dobry, czy rodzice Sunbina są w domu?

- Przykro mi, aktualnie są w pracy. Czy mam im coś przekazać?

- Byłoby wspaniale. Sunbin spadł z okna na pierwszym piętrze. Z tej strony lekarz prowadzący, przed chwilą skończyliśmy go operować, jego stan jest stabilny, ale dzieciak jeszcze się nie obudził.

Czy ktoś sobie właśnie ze mnie żartuje? Przecież to numer prywatny. A może to na prawdę dzwoni lekarz. O mój Boże, mój biedny braciszek. Jakaś kanalia na sto procent wypchnęła tego biednego malucha przez to okno. Niech ja tylko dorwę tego drania.

-Halo? Jest tam Pan?

Rzuciłem słuchawkę z ręki tak, że trzymała się tylko na tym sprężystym kabelku, po czym wybiegając w klapkach z domu popędziłem w stronę szpitala.

Będąc już w środku nabrałem kilka głębszych oddechów po czym złapałem jakiegoś wysokiego faceta za rekaw.

- P-przepraszam? Czy wie Pan może w której sali jest Kim Sunbin? - Zapytałem nerwowo, jednak minęła chwila zanim dostałem odpowiedź.

Ponieważ ten typ najpierw spojrzał przed siebie, a dopiero potem na mnie. Aha, czyli że jestem tak niski że musisz patrzeć w swoje sznurówki, żeby ze mną gadć? Zabijcie się wszyscy wysocy ludzie.

- To z tobą rozmawiałem przez telefon?

- Co to ma do rzeczy! Pytam się gdzie jest mój brat.

- Jasne, spokojnie. Zaprowadzę Cię - parsknął po czym poszedł w stronę jakiegoś korytarza.

On się ze mnie zaśmiał bo jestem niski, czy dlatego, że przedstawiłem się jako lokaj? Nie ważne, i tak nie powinien się ze mnie śmiać.

- Jak sytuacja Sunbina w szkole?

- Nie wiem, chyba całkiem dobrze. Uczy się dobrze, nauciele go chwalą...

- Chodzi mi bardziej o kolegów

- Och. Cóż, dzieciaki w szkole go nie lubią bo jest klasowym pupilkiem. Ale co to ma do rzeczy? Jakiś frajer wypchnął go przez okno, mam rację? O matko moje biedactwo - Poczułem jak uginają się pode mną nogi.

Mój braciszek leżał tak bezbronnie na tym łóżku z plasterkiem na twarzy, ręka w gipsie i owiniętą w bandaż głową.

- Ale on będzie żył, prawda? Obudzi się?

 Thank you, Doctor > JunhwanWhere stories live. Discover now