IV

36 3 1
                                    

Nazajutrz słońce już dawno wstało. Ada była raczej rannym ptaszkiem, jednak tego dnia nie miała siły nawet wystawić nogi za tapczan. Gdyby miała budzić świat, wszystkie istnienia miałyby przechlapane, a Matka Natura wylałaby ją z roboty.

Opuściła łóżko godzinę przed wybiciem południa, ale jej blask przesłaniały burzowe chmury w postaci niewyspania.

Ada miała wrażenie, że nawet ślimak żył szybszym rytmem, a czas uciekał jej tak niepostrzeżenie, że kiedy zerkała na zegarek, przerażał ją widok postępujących milowymi krokami wskazówek.

Pomimo, iż wstała późno, a rodzice zabrali się już za sprzątanie, zostało dla niej jeszcze sporo pracy. Choć uwijała się, by zaoszczędzić trochę dnia i wykorzystać go na odpoczynek przed jutrzejszym powrotem do codzienności w restauracji, to miała wrażenie, że skończy dopiero wieczorem.

Dzwonek do drzwi sprawił, że aż podskoczyła, a ścierka wypadła jej z rąk.

-­ Kogo tu niesie? - mruknęła pod nosem, a słysząc, że rodzice krzątali się w salonie, kontynuowała mycie stołu. Oczami wyobraźni widziała przechodzącego przez drzwi tarasowe Macieja i przeklęła go w duchu. Nie miała czasu, ani humoru na odwiedziny.

- Hej! - Usłyszała głos przyjaciela i aż zmrużyła oczy. Spojrzała na niego z politowaniem.

- Przyszedłeś naprawdę nie w porę. Nie mam dziś dla ciebie czasu - powiedziała z przykrością w głosie.

-­ Mogę ci pomóc - zaoferował się. - Co mam robić?

Ada zawahała się, ale Maciej zatarł ręce i rozejrzał się wokół. Wyglądał na gotowego, by wykonać wszelkie rozkazy.

-­ Usiądź sobie - poleciła mu, kiedy odezwało się w niej poczucie winy. - Jesteś kochany, ale...

-­ Umyję grilla - wypalił chłopak i już trzymał w dłoniach brudny ruszt, ale nie miał go czym wyszorować.

-­ Przyniosę gąbkę - westchnęła i zrezygnowana weszła do domu. Wróciła z potrzebnymi przyborami w misce i wręczyła je Maciejowi.

-­ Dużo bałaganu narobiło to bydło - rzekł i nalał wody do miski, po czym zanurzył w niej metal, i usiadł nachylony, by poruszać nim nieznacznie w wodzie, przyspieszając tym namoczenie brudu.

Ada zamiatała właśnie taras. Kiedy dotarła z miotłą do kolegi, ten podkurczył nogi, żeby ułatwić jej pracę.

- Następnym razem wpuszczę tylko w krawatach.

- Byłem elegancki.

- Ale nie miałeś krawata. I tu jest problem.

- Ja tak nie nabrudziłem - zaperzył się Maciej.

-­ Może masz teraz wyrzuty sumienia i przyszedłeś po sobie posprzątać - zażartowała.

- Nie - powiedział i przewrócił ruszt na drugą stronę. - Przyszedłem cię zobaczyć.

Policzki Ady spłonęły rumieńcem. Nie od dziś wiedziała, że Maciej cierpliwie czekał, aż ona odwzajemni jego uczucie. Tymczasem wciąż byli przyjaciółmi. Ada nigdy nie stawiała ich znajomości pod innym kątem, choć niektórzy robili zakłady, że któregoś dnia zostaną parą. Lubiła jego towarzystwo, uważała go za ważnego człowieka w swoim życiu i kochała jak Arka, a gdyby Maciej był jej bratem, stanowiliby idealne rodzeństwo.

Miała świadomość, co działo się w sercu przyjaciela i nie znosiła, kiedy co jakiś czas ponawiał zaloty. Każde przypomnienie o uczuciach wywoływały u niej jakiś niekontrolowany atak zmieszania. Czy może raczej skruchy?

Od czasu do czasu próbował przemówić jej do rozsądku argumentem, że Daniel miał już swoją Annę, a jako faneczka nie powinna robić sobie nadziei i radził, by zaczęła żyć własnym życiem i dostrzegła ludzi w swoim najbliższym otoczeniu. Co jednak było złego w tym, że miała swój obiekt westchnień? Przecież nie biegała za Danielem, nie uprzykrzała mu życia.

Ku jej uldze nie drążył tematu, ale lubił od czasu do czasu otrzepać z pyłu zapomnienia fakt, że wciąż wyczekiwał pomyślnej zmiany w relacjach pomiędzy nimi. Teraz na szczęście wrócił do swojego zajęcia.

-­ Jak tam Ronnie? - zagadnął niewzruszony. - Żyje?

- Żyje i ma się dobrze. Jeszcze się nie utopił.

-­ Miło mi to słyszeć. Jak go tylko zobaczyłem, od razu wiedziałem, że będziesz dla niego najlepszą opiekunką.

-­ Skąd wpadł ci do głowy pomysł, żeby kupić mi rybkę? - zapytała zaintrygowana.

-­ Brakowało w twoim pokoju czegoś ładnego - stwierdził wprost i wykrzywił usta w grymasie zastanowienia, a przed oczami stanął mu obraz patrzących nań wszem i wobec muzyków.

- Czyli nie jest ładny?

-­ Nie. Gdybym miał w nim spędzić noc, chyba nie zmrużyłbym oka...

Ada wydęła policzki w niezadowoleniu. Zawsze wyglądała jak wściekły chomik, kiedy ktoś krytykował jej ulubiony zespół.

- Nie martw się. Nie będziesz miał okazji tego sprawdzić - wycedziła ze zmrużonymi jak kotka oczami. Wiedziała, że wygrała tę potyczkę słowną, kiedy Maciej potarł energicznie metal drucianą gąbką. Dziewczyna zdziwiła się, że jeszcze nic nie uległo zniszczeniu.

Zniknęła w domu, a wróciwszy z mopem, nalała do wiadra wody z węża. Po przetarciu tarasu opadła ciężko na krzesło.

- Chyba już wszystko - westchnęła z rezygnacją.

- W takim razie zabieram cię na spacer - rzekł Maciej, a w jego głosie słychać było nutkę wciąż skrywanej urazy, która z pewnością zniknie, kiedy usłyszy zgodę. - I na lody.

Ada automatycznie chciała odmówić, ale zawahała się przez chwilę.

-­ Z polewą - przekonywał dalej.

Uśmiechnęła się na tę propozycję. Dobrze wiedziała, że resztę dnia spędzi z przyjacielem i dopiero późny wieczór rozdzieli ich i każde wróci do swojego domu.

The RootzWhere stories live. Discover now