II

42 4 3
                                    

     Już od samego rana telefon wibrował jak zwariowany. Ada nie pamiętała, kiedy ostatnio miała wolną sobotę, w dodatku tak świetnie się zapowiadającą. Był to bowiem dzień jej dwudziestych pierwszych urodzin.

     To będą najlepsze urodziny – myślała, jak każdego roku, a nigdy jeszcze nie wydarzyło się nic strasznego, za co mogłaby uznać któreś za najgorsze. Począwszy od przyjęć urządzanych jej przez rodziców, jak i wyprawiane gdzieś w lokalu czy zwykłe domówki, choćby ta, która właśnie miała się odbyć, w gronie przyjaciół.

     Ada bardzo dbała o każdy szczegół i dopięła wszystko na ostatni guzik, by było tak, jak sobie zaplanowała, a dokonała tego z pomocą najbliższych. Stała właśnie ze wspartymi na biodrach dłońmi i podziwiała dzieło. Ogród przedstawiał się zadowalająco. Pozostało już tylko wyczekiwać gości, co było chyba najmniej przyjemne. Dziewczyna chciałaby zacząć już zabawę i przeżywać kolejny ważny dzień w swoim życiu, w doborowym towarzystwie, a tymczasem wskazówki zegarka wcale nie ujmowały czasu. Zaraz...

     Zbliżyła dłoń do oczu i zrozumiała, że zegarek działał ostatnim tchnieniem i poruszał wskazówkami, kiedy sobie o tym przypomniał. Potrząsnęła dłonią w nadziei, że wróci mu życie, a tymczasem...

     DRYN!

     Dzwonek do drzwi wyrwał ją z letargu. Podskoczyła w popłochu w miejscu i początkowo nie wiedziała, co się stało, jednak szybko się opanowała. Wygładziła sukienkę i wyszła naprzeciw gościom. Ich uśmiechnięte twarze utwierdziły Adę w przekonaniu, że ten wieczór będzie niezwykły. Same prezenty w dłoniach przybyłych nie radowały jej serca tak, jak ich uśmiechnięte twarze i przyniesiony ze sobą optymizm.

     Kiedy ostatni przyjaciel przestąpił przez próg domu, przyjęcie zostało już oficjalnie rozpoczęte.

     Wręczone prezenty były bajecznie zapakowane w kolorowy papier, czego Ada bardzo żałowała, bo już pragnęła zaspokoić swoją ciekawość. Tylko jeden uchylił przed nią rąbka swej tajemnicy, gdy zerknęła w torebkę, ale powstrzymała się, zanim cokolwiek zobaczyła.

     Jednym z podarków był tort z logo zespołu The Rootz i obrazkami twarzy każdego muzyka.

     Wzruszona Ada przebiegła oczami po słodkości i świeczkach w kształcie cyfr dwadzieścia jeden. W tym zachwycie ledwo dostrzegła dłoń z zapalniczką, którą Maciej, najlepszy kumpel Ady od serca, podpalił lont.

     — Dmuchaj — rzekł, a Ada zamrugała nieprzytomnie i spojrzała na niego jak na wyjątkowo dziwnego osobnika (którym w sumie był).

     — Co? — zapytała niemrawo.

     — Świeczki. Zdmuchnij je.

     Ada dopiero teraz zauważyła płomień.

     — Aha! — Zaśmiała się i pacnęła dłonią w czoło. — No tak.

     Nabrała powietrza w usta, gotowa do wykonania zadania.

     — Pomyśl życzenie! — przypomniała jej Iza.
     Ada zawahała się przez chwilę, nie wiedząc, które pragnienie wybrać. Z wydętymi policzkami ostatecznie zdecydowała się na to najbardziej samolubne i nierealne. No co? W końcu urodziny ma się raz w roku.

     Chciałabym, żeby Anna zniknęła – pomyślała w końcu i wypuściła z ust długo wstrzymywane powietrze. Płomyki zatańczyły przez moment, po czym zgasły, a przyjaciele wznieśli okrzyk radości.

     — Aż szkoda mi go kroić — mruknęła, gdy przyszedł czas na konsumpcję. Zawiesiła nóż nad głową Daniela, próbując tym samym obliczyć, czy uda jej się ukroić kawałek tak, by nie uszkodzić ukochanego wokalisty.

     Pomoc czyjejś ręki sprawiła, że dylemat został rozwiązany, gdy ostrze noża przepołowiło twarz Danona na pół.

     Ada spojrzała z wyrzutem na właściciela ręki, ale dobrze wiedziała, że był nim Maciej. Stał tak blisko, że prawie dotknęli się nosami. Chłopak cmoknął niesfornie przyjaciółkę w policzek i ze słodko- złośliwym uśmiechem zabrał rękę z dłoni dziewczyny.

     Skoro już czar prysł, Ada dokończyła krojenie tortu i wręczyła gościom po kawałku. Jak można było się domyślić, połowa głowy Daniela spoczęła na jej talerzu, a druga skończyła w brzuchu Macieja, który bez ceregieli nabrał obrazek na łyżeczkę i wpakował sobie do ust. Ada natomiast odwlekała moment zjedzenia wokalisty, pozostawiając go na sam koniec i uważając przy tym na zbłąkany sztuciec Macieja, by jednak dwie połówki Daniela nie zostały połączone w całość.

     — Rozpakuj prezenty! — pisnęła Magda i nie wypuszczając lampki wina z kościstych palców, postawiła przed Adą owiniętą w ozdobny papier paczkę.

     Ada posłusznie pociągnęła za złotą wstążkę. W środku znajdowała się paletka super modnych cieni, które tydzień temu Anna zrecenzowała na swoim blogu, zachwalając je ponad wszystko.

     Będę wyglądać jak lalunia Aniunia – posłodziła sobie w myślach Ada.

     — Teraz ja! — wyrwał się ochoczo Maciej, który niepostrzeżenie zniknął gdzieś na moment i wrócił z czymś oryginalnym.

     — Złota rybka! — krzyknęła rozanielona Ada, a mogłaby przysiąc, że w jej oczach pojawiły się serduszka. — Dziękuję.

     Ze szklistymi oczami odebrała z rąk przyjaciela nowego pupila i uściskała Macieja, na co liczył.

     — Zawsze taką chciałaś — rzekł zadowolony z siebie. Dobrze wiedział, jak bardzo jego obiekt westchnień lubił zwierzęta, jednak kot i pies wydawały mu się za ciężkim kalibrem, którym mógłby podpaść rodzicom dziewczyny, a tego nie chciał. Koń natomiast był poza jego zasięgiem finansowym. Złoty welon był więc najodpowiedniejszym prezentem, a przy tym mało wymagającym, choć przecież zawsze mógłby pomóc w sprzątaniu.

     — Jak ją nazwiesz? — Padło najtrudniejsze pytanie.

     Ada zagryzła wargę w skupieniu i zastanawiała się chwilę.

     — Danny — wypalił Maciej, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

     — Nie — odpowiedziała powoli Ada. — Nazwę ją Ronnie — postanowiła. — Danny może mieć na drugie.

     Puściła figlarnie oczko Maćkowi.

     Wydawało jej się dość dziecinne nadawać imię Daniel wszystkiemu, co się rusza, dlatego błyskiem tej racji była dumna z wybranego imienia.

     Pochylili się nad kulą i przyjrzeli leniwie pływającemu zwierzęciu.

     — Ronnie — szepnął. — Pasuje mu.

* * *

Zdjęcie pochodzi z fotorelacji Festiwalu Reggae w Wodzisławiu.

The RootzWhere stories live. Discover now