Księga pierwsza - Przybycie (2)

6 3 0
                                    

Bezradny i zagubiony, Chris przyglądał się wykazów klas, jaki przysłała mu wcześniej szkoła. Sala, której szukał, miała numer 638. W Matawan znaczyłoby to szóste piętro, ale tutaj żaden z budynków nie miał więcej niż dwa piętra. Naliczył siedem długich, płaskich budynków lekcyjnych, salę gimnastyczną i stołówkę. Wszystkie wyglądały jednakowo. Upłyną tygodnie, zanim nauczy się swobodnie poruszać.
Westchnął. Gdzieś tam znajdował się pokój 638. Dla niego mógł być równie dobrze na Marsie.
Nie chciał prosić nikogo o pomoc. Miał nadzieję, że natknie się wreszcie na właściwą klasę albo znajdzie jakąś mapę. Ale poszukiwania nie zostały uwieńczone sukcesem. Dzwonek oznajmiający początek zajęć rozległ się trzy minuty temu. Korytarze były puste, przemykało nimi tylko paru uczniów, spieszących się na lekcje.
Nagle usłyszał głos Boga Wcielonego.
- Masz jakiś szczególny powód, że tu wystajesz? - Nauczyciel niemal zmaterializował się przed jego oczyma, tak raptownie wyłonił się zza rogu. Był to kanciasty, krępy mężczyzna; na Białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami wyłożył wąski krawat. Miał mocne szczęki i nieprawdopodobnie krótkie włosy.
Były komandos, pomyślał Chris.
Chris wyciągnął rękę z planem, różową kartką papieru, czując się jak rycerz atakujący smoka papierowym mieczem.
- Ja jestem...
Nie miał czasu dokończyć. Nauczyciel wyrwał kartkę z jego dłoni, zerknął i wcisnął mu ją z powrotem.
- Tam - wskazał ręką kierunek.
- Dziękuję - odpowiedział Chris i chciał odejść. Ale nauczyciel nie skończył.
- Powinieneś zdobyć mapę szkoły w administracji.
- Oczywiście. - Chris uśmiechnął się i skinął głową. Była to jego strategia w takich sytuacjach.
- Mówię to dlatego, żebyś nie miał żadnych wymówek następnym razem, kiedy cię złapię wałęsającego się w czasie lekcji. A lepiej dla ciebie, żebym cię nie złapał. Jasne?
Chris skinął głową i uśmiechnął się.
- Nazywam się pan Huntington - powiedział nauczyciel, podkreślając słowo ,,pan". - Radzę ci zapamiętać. I jeszcze jedno... w klasie trzymam kij baseballowy.
Pan Huntington zniknął za rogiem niczym przerażające widmo. Wykonał swoje zadanie i powrócił do ciemności, która wydała go na świat. Ale co znaczył ten kij baseballowy?
Chyba że...
- O, cholera - mruknął Chris, spojrzą wszyscy na plan: HISTORIA AMERYKI, SALA 314, 13:00, C. HUNTINGTON.
Wcisnął plan do kieszeni, zastanawiając się, w jakie jeszcze popadnie tarapaty. Wystartował w kierunku pokoju 638.
Spóźnił się o całe 5 minut.

Tamta StronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz