1 - Księga pierwsza

35 5 0
                                    

   Tony Soznick zdołał opanować drżenie ręki, aby odstawić kubek kawy i wślizgnąć się do kabinki. Czuł się lepiej niż przedtem, chociaż nadal wstrząsały nim dreszcze. Zastanawiał się, czy dzieciak stojący za kasą zauważył to. Pewnie myśli, że jestem jakimś pijakiem, który wskoczył na pączka między jedną setką a drugą.
   Westchnął i usiłował przypomnieć sobie smak alkoholu. Wszystkim, co mógł wywołać z pamięci, było wspomnienie goryczy. Ale przynajmniej było to jakieś wspomnienie. Był wdzięczny i za tyle.
    Boże, ależ potrzebował drinka.Ale to by mu chyba nie pozwoliło...
   Wolno, mechanicznie wypróżnił kieszenie na plastykowy stolik, licząc bilon i stare rachunki, szukając odcinków hotelowych, biletów samolotowych, tramwajowych czy autobusowych. Czegokolwiek, co powiedziałoby mu, gdzie był przez ostatnie dwa miesiące.
    Myślał, że do tej pory powinien się już przyzwyczaić. Ale za każdym razem, gdy to się przytrafiało, gnębiło go tak samo silne poczucie zagubienia. Dwa miesiące temu położył się spać w swym jednopokojowym mieszkaniu na Szesnastej Ulicy Chicago. Jak na tę porę roku, było przeraźliwe zimno. Tyle pamiętał. Owinął się cienkim kocem i przyglądał czerwonemu, migającemu za oknem neonowi, który głosił: MUZYKA! TANIEC! NAGIE DZIEWCZYNY! Rytmiczne, stałe pulsowanie neonu uspokajało go. Był zawsze za oknem, gdy Tony budził się. Witał go rano i usypiał wieczorem. A więc wyglądał przez okno i neon migał dla niego jak zazwyczaj, dopóki coś...
    Zawsze psuło się w tym momencie. Jak przedtem, miał uczucie, że coś porusza się w ciemności. (A może było to tylko złudzenie? Gdzie mieszkała ciemność? Gdzie się chowała?) Jedyną rzeczą, jaką pamiętał, była wszechogarniająca ciemność, rosnąca w miarę, jak znajomy neon zniknął. Usiłował nie stracić go z oczu, ale ten uciekł jak żywe srebro i zapanowała noc, tak jak zwykle.
   I wtedy się obudził.
   I było gorąco.
   I było o dwa miesiące później.
   I znalazł się w Los Angeles, w sklepie z ciastkami za hotelem, w którym obudził się w obcym ubraniu, z brodą, nie pamiętając, jak się tam dostał, gdzie był i...
   Wykrztuś to.
   ...co zrobił.
   Podniósł kubek z kawą. Była wciąż tak gorąca, że parzyła mu gardło, ale mimo wszystko wypił. Odstawił naczynie na bok, zastanawiając się leniwie, czy powinien kupić jakieś ciastko. Ale nie był głodny, co znaczyło, że ostatnio jadł. To dobrze. Pamiętał czasy, gdy obudził się w Miami tak niedożywiony, że ledwo mógł się ruszać. Lekarz powiedział, że wyglądało na to, iż nie jadł prawie tydzień. Zastanawiał się, co teraz trawił jego żołądek. Hamburgera? Zapiekankę? Może wyborny stek z modnej restauracji na Beverly Hills?
     Zachichotał przecinając impuls u źródła.
     Dasz sobie radę, pomyślał. Masz wprawę.
     Skończył przegląd. Trzysta dwadzieścia pięć dolarów, więkrzość w jedynkach, parę dwudziestek, jedna pięćdziesiątka i jeden banknot studolarowy. Przyglądał się studolarówce przez dłuższy czas. Coś go niepokoiło. Gdzie mógł ją zdobyć? Jak?
   W tylnej kieszeni znalazł garść dwudziestopięciocentówek i klucz do pokoju hotelowego. ZAJAZD POD CZTEREMA ASAMI, RENO, NEVADA, głosił numerek, co znaczyło, że tym razem podróżował lądem, a nie powiodło mu się w grze na automatach.
   W kieszeni koszuli znalazł kawałek kartki, na której coś było nabazgrane jego własnym charakterem pisma, ale nie mógł rozszyfrować tekstu. Wsadził skrawek z powrotem do kieszeni na wypadek, gdyby później miało się coś wyjaśnić.
    To było wszystko. Cała zawartość jego kieszeni. Jedyne ślady brakujących dwóch miesięcy. Czasami myślał, że lepiej nie wiedzieć co robił podczas tych przerw - sześć miesięcy między zaśnięciem w San Francisco a przebudzeniem w Nowym Orleanie, trzy tygodnie między Filadelfią a Maine, dziewięć tygodni między Boulder a Cleveland...
     A jeśli dowiedziałby się? Jeżeli wróciłby po swych własnych śladach? Co by znalazł? Jakich strasznych rzeczy mógł dokonać, nie pamiętając o tym?
    To przerażało go najbardziej: strach, że mógł zrobić coś...złego w czasie tych straconych tygodni i miesięcy; strach nieśmiało odpychany nadzieją, że w rzeczywistości po prostu przespał cały ten czas na ławkach w parku i pod mostami. W końcu jeśli popełniłby przestępstwo, jeśli zrobiłby coś...złego, czyż nie ścigałaby go policja? Czy nie siedziałby teraz w więzieniu?
     Ale nie miał zamiaru sprawdzać tego na posterunku. Pamiętał dobrze, co stało się ostatnim razem, gdy próbował. Poszedł spać w przeddzień planowanej wizyty na policji, a obudził się pięć tygodni później w Buttle w stanie Montana, w środku szalejącej burzy, ubrany jedynie w cienki kombinezon i sweter.
     Nie pozbędzie się tego tak prędko.
     Wrzucił pieniądze z powrotem do kieszeni i wyszedł z kabiny, spoglądając przez okno sklepu w stronę budki telefonicznej. I zobaczył TO, przylepione na gładkiej drewnianej ściance - kartkę pokrytą od góry do dołu schludnymi, drobnymj literkami. Nawet stąd wiedział, że słowa będą napisane boleśnie precyzyjnym pismem, że linijki będą biegły lekko ukośnie i że cały tekst nie będzie miał sensu. Wiedział to, ponieważ widział takie same kartki na budkach telefonicznych i przystankach autobusowych w Buttle, Boulder, Cleveland, San Francisco i pozostałych miastach. I ponieważ w jego pokoju hotelowym było przynajmniej pięćset takich kartek.
     Wychodząc ze sklepu wyrzucił pusty papierowy kubek i skierował się do kiosku z artykułami papierniczymi. Będzie mu potrzebny klej, całe morze kleju.
     Najwyższy czas zabrać się do pracy.

Tamta StronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz