– Dlaczego tu jesteś? – zapytał cicho Jimin.

– Chciałem pograć z tobą w karty – odezwał się po chwili, wyciągając z kieszeni talię kart.

– Musiałeś naprawdę przegiąć, skoro wylądowałeś tutaj.

– Zabiłem jej kanarka, więc pewnie posiedzę tutaj z dwa dni – powiedział to tak, jakby mówił o zniszczeniu jakiejś rzeczy. W pewien sposób Jimin wystraszył się tej odpowiedzi, ale był ucieszony faktem, że będzie miał do kogo się odezwać.

Jimin czym prędzej zszedł ze schodów i poprowadził swojego kuzyna na swoje posłanie. Nie chciał, by Jungkook siedział na zimnej podłodze.

Od tamtej pory Jungkook lądował w piwnicy przynajmniej raz na dwa tygodnie. Przywiązał się do więźnia swojej matki, ale ani razu nie próbował pomóc mu się uwolnić. Może to dlatego, że nawet o to nie prosił. Wolał takie życie, niż to, które oferował mu świat. Przecież nie miał nikogo, a rodzina wolała przekazać mu pieniądze, niż oferować cokolwiek innego. Zresztą trzy lata w zamknięciu zrobiły swoje.

Czasem bywało tak, że Jimin marzył o powrocie do normalności, ale tylko czasem. Wiedział bowiem, że ciota nie pozwoli mu żyć tak, jak wcześniej. Bywało tak, że zastanawiał się nad tym, dlaczego nikt nie interesuje się tym, że chłopak nie uczęszcza do szkoły. Okazało się, że miał przypisanego prywatnego nauczyciela, który był kochankiem ciotki, dlatego też sfingowanie ocen było naprawdę proste.

Mimo wszystko on i tak już się poddał. Jedyne szczęście, jakie spotykał w swoim życiu, miało na imię Jungkook. Chodziło ono z talią kart i różnymi smakołykami, a czasem nawet z czystymi ubraniami. Zdarzało się tak, że Jungkook potajemnie wyciągał Jimina z piwnicy i zabierał go do łazienki, gdzie starszy z nich mógł się wykąpać.

Dziękował Bogu za zesłanie mu kogoś tak pomocnego i życzliwego, jak jego kuzyn. Gdyby tylko znał prawdziwą naturę Jungkooka, na pewno zauważyłby często zakrwawione buty czy podrapane ręce, nie wychwalałby go pod niebiosa, jednak on był ślepy na takie szczegóły. Został oczarowany przez kogoś, to był dobry tylko dla niego.

Pewnego dnia Jimin wyczekiwał wizyty Jungkooka przed wyjściem z piwnicy. Nie mógł doczekać się przyjścia jedynej osoby, która prawdziwie opiekowała się nim po śmierci rodziców. Jednak on nie pojawił się tego popołudnia ani następnego, ani kolejnego, a jedzenie przestało pojawiać się na schodach.

Spanikowany Jimin chodził po całej piwnicy. Zapas batoników przestał istnieć po ostatniej wizycie Jungkooka, toteż w każdą godziną był coraz bardziej głodny. W pewnej chwili postanowił usiąść i nie marnować energii. Z burczącym brzuchem próbował skupić się na pierwszej lepszej książce, która wpadła mu w ręce.

Po czterodniowej przerwie w dostawie jedzenia, Jimin zwijał się na swoim kocu z bólu. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje taki głód. Nawet jeśli miska ryżu mu nie wystarczała, zawsze miał batoniki, ale on ich teraz nie miał. Zastanawiał się, czy ciotka nie wyjechała gdzieś, zabierając ze sobą Jungkooka. Bał się w jakikolwiek sposób ingerować w zamknięte drzwi, bo jeśli ciocia by to odkryła, mogłoby spotkać go coś złego.

Jego rozmyślania przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie charakterystyczne uderzenie tacki o schodek rozniosło się po pomieszczeniu. Jimin bez zastanowienia rzucił się na schody. Pierwsze co zobaczył, to miskę, z której wydobywała się pachnąca para. W tamtej chwili poczuł tak wielki głód, że w pierwszej chwili nie mógł się ruszyć, chociaż był w połowie schodów.

Ten zapach na pewno emanowało kimchi. Ostatni raz jadł tę potrawę przed śmiercią rodziców. Zdziwił się, gdy obok miski dojrzał wysoką szklankę, pełną soku o pomarańczowej barwie. Kiedy tylko odzyskał możliwość poruszania się, wbiegł na szczyt schodów i rzucił się do jedzenia. Nie były mu potrzebne pałeczki, które leżały tuż obok naczynia. Był taki głodny, że nie na chwilę zapomniał o kulturze jedzenia. Gdy zjadł, popił lekko kwaśnym sokiem pomarańczowym.

psychopath: jjk + pjm |four shot|Where stories live. Discover now