Rozdział II: Chłopiec, po którego Śmierć przyszła za wcześnie

6 0 0
                                    


Otworzyć oczy nie jest trudno, jeśli ma się jakiś w tym cel. Powieki chłopca wydawały się niezwykle ociężałe. Ich waga przewyższała jego siłę. A może jego lenistwo. Musiało upłynąć sporo czasu, aby mógł pojąć powagę sytuacji, by mógł powiązać ze sobą wszystkie wątki ostatnich wydarzeń.

Jego ukochana wioska stała się kozłem ofiarnym jednej z wojen.

Jego najbliższa przyjaciółka, zdradziła.

On przecież umarł.

Więc tak wygląda śmierć?

Wreszcie otworzył gwałtownie oczy nie czując nic. Tylko pustkę. Ani chłodu, ani bólu, ani ciepła, ani miękkości trawy na której leżał. Nawet wiatru, który przeczesywał jego krótkie włosy. Wreszcie podniósł się do siadu uważnie analizując każdy aspekt otaczającej go rzeczywistości.

- Więc postanowiłeś się przebudzić, chłopcze. - syknął przemądrzały głos zza jego pleców, wywołując marsz gęsiej skórki. Szatyn gorzko przełknął swoją ślinę, odwracając się w kierunku tajemniczego głosu z lękiem wymalowanym na twarzy. Ku jego zdziwieniu ujrzał swego rówieśnika, ubranego w dostojny garnitur, a niesforne czarne włosy były zaczesane do tyłu. Momentalnie cały strach zmniejszył się o jakieś pięćdziesiąt procent. Może nieco mniej. Mimo to Remeiusz poczuł ostatki odwagi czyhającej w jego wątłym ciele dziecka.

- Kim jesteś? - zapytał ochrypłym głosem.

- A jak sądzisz? - odpowiedź, która tak naprawdę była pytaniem, niewiele wyjaśniała w tej i tak skomplikowanej sytuacji. Młody Dantelin ściągnął zirytowany brwi, wstając o własnych siłach na proste nogi.

- Śmiercią. - odparł pewnie, świdrując swym spojrzeniem niewiele od niego wyższego, chłopca. Napomknięty chłopiec uśmiechnął się z jawną satysfakcją, splatając dłonie za swoimi plecami.

- Więc domyślasz się gdzie jesteśmy, ludzkie dziecię?

- W zaświatach? - tutaj zabrzmiała melodyjnie nuta wątpliwości. Znajdowali się na kwitnącej łące, lecz wokoło prócz roślin nie znajdowała się ani jedna zwierzyna. Czy to dzika, czy udomowiona.

- Ludzie taką nadali nazwę mojemu domostwu, jak i wiele innych. Nie przeszkadza mi to. Nazwij ją jak chcesz. Dla nas, istot kroczących między życiem, a jego końcem, to Arbitrium. - chłopiec znikł za drzewem, a wychodząc przemienił się w urokliwą staruszkę, która ledwo kroczyła podpierając się o smukłą laskę wykonaną z szlachetnego drewna.

- Arbitrium? - szatyn chociaż wiedział, że powinien bać się wszystkiego co go otacza, odczuwał tylko nieuzasadnioną ulgę. Nawet cały strach został rozwiany przez łagodny wiatr. Ludzie mają w nawyku bać się tego co jest im nieznane. Z całą pewnością miejsce w którym obudził się chłopak było nieznane, mogło być niebezpieczne, ponadto oznaczało kres jego życia, a jednak...Czuł się jakby z jego serca spadł niezwykle ciężki kamień. Czuł ukojenie zszarganej duszy.

Był szczęśliwy.

- Tak, mój drogi. Tutaj dokonujemy osądu Esencji. Wybacz. Wy ludzie nazywacie to duszą. Dokonujemy osądu całego waszego żywota. Nie ważne jak długo trwało. Ważne czym było wypełnione. - staruszka uśmiechnęła się łagodnie, acz z intrygującym przekąsem, podchodząc do spokojnego dziecka. Pogładziła jego blade lico, skupiając się na jego czarnych tęczówkach. - Twoja dusza jest czysta. Psociłeś, lecz kto nie dopuszcza się grzechu, ten nie wie czym jest dobro. Mimo to, wyczuwam w twoim sercu coś niepokojącego.

Dziewczynka, o której zapomniała ŚmierćWhere stories live. Discover now