17. Pół i ani grama więcej

Start from the beginning
                                    

Przez otwór w drzwiach wsunął się również kartonik soku pomarańczowego, którego daty ważności Lynn dla własnego dobra zdecydowała się nie sprawdzać, oraz mała, zagięta już słomka. Dziewczyna łapczywie rzuciła się na napój, wypijając całość za jednym zamachem, po czym skuliła się pod obdartą z tapety ścianą, w swoim opuszczonym, angielskim więzieniu. Od kiedy naprawiła żarówkę, zauważyła kilka dodatkowych szczegółów jej celi. Dwa wielkie obrazy, przedstawiające prawdopodobnie jakieś bitwy, jednak Lynn nie potrafiła odczytać jakie. Przytwierdzony do sufitu materiał, nie przypominał jej w żadnym wypadku typowo szlacheckiej ozdoby, jednak mimo wszystko wydawał się ją odwzorowywać, przyciemniając nieco światło, rzucane przez żarówkę. Przy framugach widać było wyraźne, złote zdobienia, małe podobizny statków i fal przy obu oknach, oraz drzewa przy framugach drzwi, upewniały w przekonaniu, że dom pochodzi z dawnych czasów i prawdopodobnie był własnością szlacheckiej rodziny.

Ostatnią rzeczą, która zwróciła baczną uwagę Lynn, był krzyż, znajdujący się tuż nad jej łóżkiem. Był wykonany ze szczerego złota, odwrócony do góry nogami, zupełnie jakby sam diabeł kroczył korytarzami domu, pozbywając się wszelkich, raniących go eksponatów.

Podniosła się powoli, zupełnie jakby nagłe ruchy miały w jakiś sposób jej zaszkodzić. Podeszła równie ostrożnie do złotego krzyżyka, powieszonego nad łóżkiem, który wcześniej zbyt bała się zbadać. Lekko musnęła poduszkami palców podobizny ukrzyżowanego Jezusa. Jej rodzice byli ateistami, ale przez trzy lata, które spędziła pod opieką ciotki Francine (bardzo religijnej kobiety w średnim wieku, u której musiała zamieszkać po śmierci rodziców), nauczyła się wystarczająco dużo tego typu bredni, by powiedzieć, że wie o czym mówi. Ciotka, jako kobieta wierząca, razem z bratanicą czynnie uczęszczała na wszelkiego rodzaju wydarzenia w kościele. Od zwykłych niedzielnych nabożeństw, aż po sobotnie spotkania kółka różańcowego, na które oczywiście musiała chodzić także i Lynn. Przypomniała sobie sytuację, kiedy to ciotka Francine zagroziła jej trzydniową głodówką, kiedy ta odmówiła przynależenia do kościelnego chórku. Co prawda Lynn pojawiła się na próbach może dwa lub trzy razy, gdyż większość czasu spędzała na bezczynnym siedzeniu na leśnej polanie i wypalaniu papierosa za papierosem.

Z wspominania wyrwał ją przeszywający krzyk, bardziej ptasi skrzek niż ludzkie wołanie. Przez moment nie potrafiła otrząsnąć się z przerażenia, jednak po chwili odważyła się odwrócić twarzą do drzwi, czego natychmiast pożałowała. W drzwiach stał nikt inny jak Asmodeusz, jej porywacz, demon, który prześladował ją od dziecka, a ta nawet nie wiedziała dlaczego.

- Czemu to robisz? - powiedziała, a raczej wysyczała z zaciśniętą szczęką. Jej słowa ociekały nienawiścią, jednak można było wyczuć w nich nutkę przerażenia, jakby Lynn nie była pewna co zamierza z nią zrobić jej oprawca. - Dlaczego sprowadzasz takie nieszczęście na moją rodzinę, co my ci zrobiliśmy? - ostatnie cztery słowa wypowiedziała wściekle, jednak w jej oczach zaczęły gromadzić się gorące, słone łzy.

Demon zaśmiał się gorzko, jego rechotanie słychać było jeszcze przez kilka godzin w sąsiednich pomieszczeniach, co dziewczyna zwaliła na echo. Po kilku nieopanowanych salwach śmiechu, Asmodeusz otarł teatralnie oko, chcąc pokazać jak śmieszna i dziecinna jest dla niego wypowiedź Lynn, mimo że na jego palcu nie było widać ani jednej łzy.

- Nie ma w tym twojej winy, maleńka. - zaczął demon pożądania. - Zapewne wiele razy zastanawiałaś się, dlaczego ci to robię, dlaczego mimo uśmiercenia całej twojej rodziny, nadal gonię za tobą. Odpowiedź jest prosta. Nie zależy mi na tobie, lecz na mocy jaką ukrywasz. - widząc zdziwioną minę Lynn, pośpieszył z pomocą. - Prawdopodobnie nie wiesz kim był twój ojciec. Był łowcą. Tak samo jak twój chłopak i jego przerośnięty braciszek. - dziewczyna słysząc słowo „chłopak" wzdrygnęła się, ale nic nie odpowiedziała, pozwalając Asmodeuszowi kontynuować. - I ten właśnie łowca, Felix Moon, odebrał mi połowę mocy, a ty jako jego pierworodna córka, odebrałaś ją od niego w dniu śmierci. Nie mogę cię zabić, mogę jednak odebrać ci zdolności. Żmudny proces, ale warto, choć prawdopodobnie nie będziesz miała z tego żadnych korzyści. Prawdopodobnie nawet nie przeżyjesz. - zakończył swoje wyjaśnienia, a Lynn miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Czy ten cholerny sukinsyn robił sobie z niej żarty? Przecież jej ojciec nie miał nic wspólnego z tym całym nadprzyrodzonym światem.

Przypomniała sobie słowa Sama, kiedy przed szpitalem próbował namówić ją do wspólnej podróży. „Zrób to dla ojca. Zrób to dla Felixa, Lynn". Nie wiedziała wówczas skąd młody, bo młody łowca zna imię jej ojca, ani dlaczego miałby on mieć z nim cokolwiek wspólnego. Jednak coś kazało jej się zgodzić. Zupełnie jakby dusza taty popychała ją wówczas w stronę Impali, w stronę nowego życia.

- Co zrobił ci mój ojciec. - pytanie padło z ust Lynn po kwadransie milczenia, kiedy Asmodeusz już odwrócił się, aby opuścić jej pokój. - Jak pozbawił cię mocy.

- Zrobił to samo, co dało tobie wszystkie zdolności. Wiesz w ogóle do czego jesteś zdolna? Myślisz, że moja moc mu wystarczyła? Oszalałby, mając w sobie tak dużą ilość zła. - te słowa wypowiedział w dziwny sposób, jakby chciał pochwalić się tym, jak bardzo zły i wredny jest. - Musiał zrównoważyć to za pomocą dobra. Odebrał moc aniołowi. Myślę, że poznałaś już Farah. To ona jest tą dobrą. Z własnej woli oddała moc Felixowi, żeby tylko ten mógł przeżyć. Żeby mógł wychować ciebie. Była twoim stróżem. - przerwał na chwilę, uśmiechając się szyderczo, zadowolony z tego, jak trudno było dziewczynie przyjąć wszystkie te informacje.

- Dlaczego mi to mówisz? - zapytała ze łzami w oczach.

- Przez to cierpisz. Nie martw się, nie będziesz miała szansy wygadać się swoim przyjaciołom z bunkra, zginiesz zanim cię odnajdą. - zarechotał. Lynn nie chciała przyznawać tego, nie chciała nawet o tym myśleć, ale mimo swojej wredoty, tego jak bardzo ją krzywdził, śmiech Asmodeusza był w jakiś sposób... pociągający? Jednak nienawiść żywiona przez nią do demona gotowała się w niej jak w kotle, z każdą sekundą coraz bardziej nienawidziła tego zakłamanego dupka.

Ten jednak zdawał się nic sobie z tego nie robić. Stał tam tylko, opierając się o framugę.

- Jesteś pół aniołem, pół demonem.

 

The Last One • SupernaturalWhere stories live. Discover now