Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Nagle poczułem czyiś dotyk, na swojej leżącej dłoni. Czym prędzej cofnąłem rękę i odwróciłem głowę.

– Ej, spokojnie – parsknęła Ania. – Widzę, że się denerwujesz, nie musisz udawać.

Westchnąłem i wyprostowałem się.

– Faktycznie, może trochę. – przyznałem i wytarłem dłonie o spodnie. Cholerny stres.

– Nie przejmuj się, wiem, że wszystko się jakoś ułoży. Będzie dobrze, zaufaj mi.

Spojrzałem z nadzieją w jej stronę. Jakie ona miała oczy... Trochę się zapomniałem i przez dobrą minutę patrzyłem na nią bez słowa. Przeklinałem w duchu Wrocław, do którego będzie musiała wrócić.

Każda kolejna chwila przybliżała mnie do domu. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to robię. GPS, w którego kazano mi wklepać swój adres mówił o kolejnych zakrętach i zjazdach, a ja słyszałem jego głos jak przez gruby mur. Wracały do mnie obrazy jakby z przeszłości. Prawdę mówiąc nigdy nie bałem się tak, jak teraz. Nawet, jak ojciec wyciągał mnie z łóżka, jak wracał pijany, jak bił, jak krzyczał... Teraz bałem się najmocniej.

Ciocia prowadziła auto i zerkała tylko w lusterko, by zobaczyć jak się czuję. A czułem się nie najlepiej. Może z Arturem, który rzucałby jakimiś żartami, czułbym się pewniej, a teraz... Miałem tylko obiekt swoich westchnień, do którego i tak bałem odezwać się słowem.

Minęła godzina. Nie byliśmy nawet w połowie drogi, a ja już miałem dosyć. W pewnym momencie chciałem poprosić nawet o powrót do Wrocławia.

– Teddy, oddychaj – uśmiechnęła się Ania. – Albo podaj mi rękę, poczujesz się pewniej.

Zdębiałem. Mimo wszystko bałem się, że odmową mógłbym ją urazić. Wolno wyciągnąłem bladą dłoń w jej stronę i poczułem, jak delikatnie zaciska na niej swoje palce. Przeszedł mnie dreszcz.

– Przecież cię nie ugryzę – zaśmiała się. – Prześpij się trochę, jesteś strasznie niewyraźny.

Wolno skinąłem głową. Miała rację, musiałem być przygotowany i wyspany. Przymknąłem oczy i oparłem głowę o szybę. Ania wciąż trzymała moją dłoń i z każdą chwilą mniej mi ona zawadzała. Czułem się jak dziecko kołysane do snu. Ululany przez łagodne falowanie auta zapadłem w sen.

Nie mam pojęcia, co mi się śniło, ale był to raczej koszmar. Chyba uciekałem przed potworem. Miał nieludzko ogromne dłonie, nie mam pojęcia dlaczego. Obudziłem się zlany potem i z niezłą zadyszką.

Gdy otworzyłem oczy, samochód stał na trawiastym poboczu. Przeciągnąłem się i ziewnąłem potężnie.

– Postój? – spytałem sennie.

– Przespałeś już obydwa postoje – parsknęła Ania. – Nie chciałyśmy cię budzić, wydawałeś się straszliwie zmęczony.

Na moment zamilkłem.

– Słucham? – wydukałem. – My... Jesteśmy na miejscu?

Skinęła głową, a ja przełknąłem ślinę.

Ciocia siedziała za kierownicą i uśmiechała się do mnie w lusterku. Odpowiedziałem tym samym, po czym wychyliłem się za krawędź fotela.

Kiedy zobaczyłem dom, stanęło mi serce.

Opadłem ciężko z powrotem i zacząłem szybciej oddychać. Miałem wrażenie, że to sen, naprawdę chciałbym, by był to sen. Westchnąłem głęboko i ukradkiem uszczypnąłem się w ramię. Snem to niestety nie było.

Zabawka [THE END]Where stories live. Discover now