Rozdział 7

1.4K 33 1
                                    

Rozdział 7

Anioł nigdy nie upada.

Diabeł upada tak nisko,

że nigdy się nie podniesie.

Człowiek upada i powstaje.

~ Fiodor Dostojewski

 

Usiadłam na dobrze mi już znanym parapecie, otworzyłam księgę i zaczęłam ją wertować, ale mimo usilnych starań po przeszło dwóch godzinach czytania nie znalazłam żadnej godnej uwagi informacji. Były tu same wspomnienia pierwszych wizji, ich interpretacje oraz inne nużące szczegóły ich życia. Nigdzie jednak nie znalazłam tego na czym najbardziej mi zależało, czyli wiadomości nawiązujących do ich śmierci czy związków z podróżnikami               w czasie. Będąc szczerą to wątpiłam, że to oni są odpowiedzialni za te zgony, ale wolałam nie ryzykować i nie umrzeć z winy tego dupka. I jest to bardzo pieszczotliwe określenie.

Nagle dojrzałam w dzienniku ciekawy fragment :

„ Ciągle rozmyślam o Tirionie. Znam go od lat i zawsze był mi bliski, ale teraz sprawa stała się poważniejsza. Mogę chyba nawet użyć słowa „miłość”. I wiem, że ona także czuje to co ja. Tylko co zrobić w naszej sytuacji ? Obydwoje mamy już partnerów wybranych nam przez rodziców.”

Hm, no w końcu coś znalazłam ! Z wcześniejszych wpisów wynikało, że Tirion to pierwszy podróżnik w czasie. Czyli mam już chociaż pewność, że coś ich łączyło. Szybko przerzuciłam kolejne strony, ale nic po za  tym jednym fragmentem nie dotyczyło relacji tej dwójki. Kiepsko. Co chwilę tylko „znów mam migrenę” albo „te bóle głowy nie dają mi spokoju”. Serio, co mi dadzą informacje o jej boleściach ? Co ja też mam pisać o dokuczających mi bólach ? Przecież to nie ma żadnego sen… su. Nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki olśniło mnie. Nie bacząc, żeby być ostrożną przekartkowałam dziennik, aby w końcu drżącymi dłońmi odłożyć go na bok. Trzy godziny poszukiwań, żeby dojść do takiej oczywistości ! Wszystkie trzy medium na krótko przed śmiercią miały migreny, tak jak ja od jakiegoś czasu – stwierdziłam przerażona. Nie wiedziałam jeszcze jaki to wszystko ma ze sobą związek, ale byłam pewna, że jest to zapowiedź mojej śmierci. Musiałam jeszcze tylko dowiedzieć się dlaczego tak się działo i czy podróżnicy w czasie ogrywają tutaj jakąś rolę.

Siedziałabym pewnie dalej sparaliżowana strachem od stup do głów, lecz usłyszałam zbliżające się kroki w chłodnym korytarzu pogrążonym                        w półmroku. Jeszcze nigdy nikogo w tym miejscu nie widziałam, więc poczułam lekki niepokój, który jednak szybko się ulotnił, gdy zobaczyłam, że to Elliott, niski chłopak z mysimi włosami, wąskimi, brązowymi oczami i szerokim nosem, posiadający zdolność telekinezy… albo lewitacji. Dla mnie bez różnicy.

- O, hej, Elliott. Co ty tu robisz ? – kiedy zobaczyłam jego wystraszoną twarz pomyślałam, że mogło zabrzmieć to trochę za ostro, a on w końcu był takim wrażliwym i skrytym chłopakiem – Przepraszam, nie chciałam zabrzmieć nie grzecznie, po prostu odrobinę się zdziwiłam widząc tu ciebie. – posłałam mu delikatny uśmiech i czekałam na odpowiedź.

- Oh, to ja powinienem cię przeprosić. Tak w ogóle to też nie spodziewałem się spotkać w tym miejscu kogokolwiek. Raczej nikt tu nie chadza.

- Wiem, dlatego tutaj jestem. Potrzebowałam chwili wytchnienia i spokoju, aby przeczytać te zapiski. – wskazałam mu dziennik po czym kontynuowałam – Nie uzyskałam zbyt wielu informacji, ale te nieliczne dały mi do myślenia. – powiedziałam z ustami wykrzywionymi w grymasie.

- Coś nie tak ? Wyglądasz na zaniepokojoną. – powiedział zatroskanym tonem.  Lubiłam go, lecz nie byłam pewna czy chcę mu coś zdradzać. Nie potrafiłam jeszcze do końca zaufać tym ludziom.

- Nie, to tylko przemęczenie. – nagle wpadła mi do głowy myśl - Ej, wiesz może gdzie jest Luca ? Albo Dorian ? 

- Em – wybąkał zaskoczony pytaniem – No tak. Są w pokoju 370, moim i Luci. – po chwili dodał – Ale teraz się wykłócają, więc lepiej im nie przeszkadzaj. Tym bardziej, że chodzi im o ciebie. Ja się stamtąd ewakuowałem po jakimś czasie, bo już miałem tego trochę dosyć. – spojrzałam nań przerażona.

- O co dokładnie poszło ?

- Ian powtarza jak mantrę, iż nie można ci ufać, a Luca każe mu podać choć jeden racjonalny argument potwierdzający jego obawy. I tak w kółko od jakieś godziny. – jęknęłam, po czym ruszyłam, żeby jakoś załagodzić ten spór. O mało nie zapomniałam o pamiętniku, ale w porę oprzytomniałam i wzięłam go ruszając coś zrobić z tymi idiotami.

Chwile później stałam przed drzwiami pokoju numer 370 słysząc dobiegające zza nich krzyki. Teraz, gdy byłam już na miejscu nie wiedziałam czy powinnam tam wchodzić. Dorian mógł się jeszcze bardziej wkurzyć, a to, nie daj Boże, doprowadziłoby do przepychanek. Odepchnęłam jednak te myśli, wzięłam głęboki oddech, lekko zapukałam i otworzyłam drzwi nie czekając, aż usłyszę odpowiedź. Po wejściu zobaczyłam czerwonych ze złości chłopaków. Patrzyłam na ich napięte ciała, roztrzepane włosy oraz pomięte ubrania. Zdałam sobie sprawę, że nie jest najlepiej, więc szybko przystąpiłam do akcji, tym bardziej, iż czułam na sobie palące od nienawiści spojrzenie Doriana.

- Co z wami jest ?! Zachowujecie się idiotycznie i to w dodatku przeze mnie. Wiem jaki jest twój stosunek do mnie, lecz może w końcu pójdziesz po rozum do głowy i zdasz sobie sprawę jak bardzo mylne jest twoje pojęcie na mój temat. A ty, - wskazałam na Luce – też mógłbyś dać sobie na wstrzymanie. Doceniam to, że stajesz w mojej obronie, ale są pewne granice, a ostatnie czego chcę to być jeszcze bardziej znienawidzona przez twojego przyjaciela, bo doprowadziłam do tego wszystkiego. Rozumiecie co mówię ? – nic nie odpowiedzieli, to też wskazałam na dziennik i kontynuowałam. – Zbyt wiele tu nie ma, jednak mam coś co mnie tu sprowadza, a tak właściwie to do Ian’a…

- Co ?! – krzyknął w końcu oprzytomniały Luca. – Ty przyszłaś tu gadać z tym tyranem, który traktuje cię gorzej, niż zwierzę ? Kompletnie ci odbiło ?

- Przestań. – spokojnie mu przerwałam. – Wiem jak dziwnie to wygląda, ale sprawa jest dość pilna. Można by rzec sprawa życie lub śmierci. – odwróciłam się w stronę Doriana i powiedziałam coś co kosztowało mnie bardzo wiele. Najbardziej ucierpi nad tym moje ego, lecz niektóre sprawy wymagają szczególnych środków. – Tak jak mówiłam dowiedziałam się pewnej rzeczy          i wątpię, aby ktoś inny był mi w stanie pomóc. Zdaję sobie sprawę jak bardzo jesteś zniesmaczony myślą o pomocy dziewczynie, o której masz takie, a nie inne zdanie, jednak uwierz mi, że jeśli nie chodziłoby tu o coś poważnego to dalej żyłabym z dala od ciebie. Tyle, że sprawy się pokomplikowały i jesteś jedyna zdolną coś wskórać osobą. – popatrzyłam na niego jednocześnie poważnie i błagalnie czekając z drżącymi nogami na odpowiedź, która miała zaważyć na moim życiu, nieżyciu. On patrzyłam na mnie zaś jak na wariatkę niezdolną do trzeźwego myślenia.

- Kpisz ze mnie, tak ? Bo chyba nie sądzisz, że pomogę takiemu plugawemu stworzeniu jakim jesteś. – kiwnęłam głową po czym odwrócona do Luci, powiedziałam – Wyjdź, proszę. I nie sprzeciwiaj mi się. Muszę porozmawiać z Ian’em na osobności. – Widziałam jak bardzo go zraniłam, ale póki co nie chciałam go w to wplątywać. Nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem ruszył ku drzwiom. Kiedy te głośno się zatrzasnęły spojrzałam na młodego Allena i wymówiłam słowa, które wciąż wydawały mi się tak bardzo nierealne.

- Umieram, a tylko ty jesteś w stanie dowiedzieć się dlaczego. Tylko ty możesz cofnąć się w czasie i spotkać się z ostatnim medium. Wiem, że ona jest zdolna udzielić nam… mi odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Może nawet wie co zrobić, żebym przeżyła. I jeszcze jedno – kroi się coś niebezpiecznego dla nas. Dla dzieci Irminy.

_______________________________________________________________________________

Już niebawem kolejny rozdział :)

Trujące WizjeWhere stories live. Discover now