II

4 1 2
                                    

Następnego dnia obudził mnie ogromny łomot. Hałas wydobył się z parteru, prawdopodobnie z korytarza. Zerwałam się z łóżka i już byłam gotowa, żeby zejść na dół i sprawdzić co się stało, gdy uświadomiłam sobie, że ktoś tam może być. Może włamanie? A może... Morderca, który zabił moich rodziców, a teraz przyszedł po mnie?! W mojej głowie kłębiły się setki myśli i pomysłów. Czułam się jakby zaślepił mnie ciężki dym, który nie pozwalał mi myśleć. Nagle jakby wiatr rozpędził cały dym, mgłę i pozwolił odetchnąć na nowo.

      -Nie mogę tak tu siedzieć- pomyślałam otwierając szufladę małego stoliczka nocnego stojącego przy łóżku.

Jednym ruchem wyjęłam z niego broń. Szybko odbezpieczyłam i ruszyłam w kierunku uchylonych drzwi.

Pewnie zastanawiacie się, co robi pistolet w szufladzie osoby chorej psychicznie. Otóż tata zapisał mi go w testamencie, kiedy jeszcze nie byłam chora, a przynajmniej nie było to potwierdzone. Kiedyś chodziliśmy w każdą sobotę na strzelnicę, więc umiałam się nim posługiwać.

Nie mieszkam sama w tym wielkim domu. Opiekuje się mną babcia. Oczywiście opieką nazywam gotowanie obiadów i robienie prania, ponieważ nie rozmawiam z nią o Borderline i innych trudniejszych sprawach. Babcia ma już swoje lata, swoje przeżyła i nie chcę jej dodatkowo obciążać. Na szczęście nie ma jej dzisiaj w domu. Pojechała do swojej kuzynki w odwiedziny na tydzień. W tym momencie bardzo się z tego cieszę. Nie darowałabym sobie, gdyby coś się jej stało.

Schodzę po cichu po schodach, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu choćby cienia postaci. Obeszłam cały dom i jedyne, co znalazłam to wybite okno w korytarzu i kamień z przymocowaną kartką. Na kartce znajdowały się przyklejone, wycięte z gazety litery ułożone w napis "Coś, czego pragniesz widzi twoje myśli. Zacznij od D". Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Czuję się jak obłąkana. Jakbym nagle miała posiąść całą wiedzę świata. Przerasta mnie to. Muszę porozmawiać z Blake'em.

Blake jest jednym z moich znajomych, poznanych w szpitalu, choć wyszedł z niego wcześniej niż ja. Doskonale zna się na odciskach palców.

Może ten ktoś zostawił jakiś ślad? Może chce, żebym go odnalazła?

Blake zna też całą sytuację, zawsze mi doradza. Mogę na niego liczyć w tych sprawach. Wie, jak ważne dla mnie jest odnalezienie mordercy i robi wszystko by się do tego przyczynić.

      - Z czym przychodzisz do mnie tym razem, tajemnicza nieznajoma?- zażartował.

Mimo wszystko, kocham jego poczucie humoru i zawsze się przy nim uśmiecham. Jest dla mnie jak brat.

Natychmiast wyjaśniam mu całą sytuację. Czuję się przy tym wspaniale, mam nadzieję, że przybliży mi to choć trochę postać, której szukam. W ogóle się nie boję, wszystkie lęki dawno umilkły. W środku cała skaczę z radości i podekscytowania.

      - O cholera! Poważna sprawa. Nie myślałaś o tym, żeby pójść z tym na policję?- zasugerował poruszony.

      -Wiesz jak to z nimi jest... Zaniosę im to, oni przypomną sobie o sprawie z rodzicami, odłożą list gdzieś na bok, miną miesiące i niczego się nie dowiem- odparłam.- Wolę sama się tym zająć.

      -No jednak nie do końca sama- udał obrażonego.

      -No dobra, niech ci będzie. Wraz z moim wspaniałym przyjacielem.

      -Od razu lepiej- oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

      -Bardzo ci dziękuję. Napisz jak tylko coś znajdziesz, cześć!

      -Do zobaczenia, Jane.

Wyszłam z domu Blake'a i udałam się w kierunku parku, gdzie byłam umówiona z Alice.

Skręciłam w drugą uliczkę w prawo. Idąc otulała mnie ciemność. Docierały tu jedynie nieliczne promienie słońca, a lampy najwyraźniej nie działały.

Nagle poczułam jakby ktoś mnie obserwował, szedł za mną. Obejrzałam się za siebie lecz nikogo nie było. Najwyraźniej musiało mi się wydawać.

Szlam dalej. Już miałam mijać zakręt i wychodzić z ciemnej uliczki, gdy nagle usłyszałam hałas. Natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam potłuczoną doniczkę z kwiatem. Spojrzałam w górę i ujrzałam zarys jakiejś postaci.

Chciałam biec, lecz moje nogi były jak wmurowane w wąski chodnik. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Zobaczyłam ciemność, zakręciło mi się w głowie. Przed oczami pojawiła mi się litera "D" pod najróżniejszymi postaciami. Nie minęła nawet minuta, a ja już widziałam. Widziałam ciemną uliczkę i dużo roślin, promienie słońca. Musiałam zemdleć. Czy to wszystko było prawdziwe, czy to tylko wyobraźnia? Może zemdlałam z braku witamin, osłabienia i to wszystko mi się śniło? Cholera, zaraz się spóźnię. Później się zastanowię, teraz muszę iść.

      - Hej! Co tak długo?- zapytała z wyrzutem Alice.- Już chciałam dzwonić na policję, żeby zaczęli cię szukać.

      - Prędzej sama byś mnie znalazła- odparłam.

      - Co ci tak długo zajęło?- zapytała.

      - Miałam dużo spraw do załatwienia- oznajmiłam.

      - Na przykład?- zaciekawiła się.

      - Odnawiałam kontakty ze starymi znajomymi- powiedziałam szybko.

      - I to było ważniejsze od spotkania ze mną?- zażartowała.- Chodź idziemy na kawę. Słyszałam, że w Starbucks'ie mają kolejne nowe Frappuccino!

      - Nie masz tego jeszcze dosyć?

      - Kto to mówi! To ty zamawiasz wciąż Caramel Macchiato!

      - Jest przepyszna!- próbowałam się bronić.

      - Tak jak Frappuccino z kawałkami czekolady!

      - Oczywiście. Zwłaszcza, gdy na dworze jest ogromny mróz.

Sprzeczka o kawę, tylko tego mi brakowało... Kiedyś często kłóciłam się z Alice, nawet o największe drobnostki. Teraz tylko się wygłupiamy. Ostatni raz, kiedy siedziałyśmy osobno, pokłócone był wtedy, gdy próbowałam ją ostrzec przed Eric'em, a ona nie chciała słuchać.

/collessea/

Black HabitWhere stories live. Discover now