- Kogo my tu mamy! Jane, jak leci?

- Lepiej niż mógłbyś pomyśleć.

- Pijesz tyle co zawsze?

- Czy ty musisz się tak drzeć ?! Wiesz co będzie, gdy ludzie się dowiedzą?

- Nie dbam o ludzi. Wszyscy obrobią ci dupę nawet jeśli nic nie zrobisz. Zawsze coś wymyślą.

- Taa... W każdym razie nie chcę, żeby wiedzieli. Już nie piję.

- Jak to? Ty przestałaś pić? Nie wierzę.

- A jednak.

- Byłaś w AA?

- Nie. Wszyscy by już o tym wiedzieli, Will mi pomógł.

Will jest moim starym dobrym przyjacielem. Znamy się z piaskownicy. Nasze mamy zawsze uważały, że coś z tego będzie i jeszcze będą szykować nam ślub. Nic z tego. William był i nadal jest dla mnie zbyt idealny. Zawsze grzeczny, poukładany, dobrze wychowany. Wzorowe oceny, zachowanie, wielkie sukcesy naukowe. Mimo, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, a on nie wie o wszystkim, nie pyta. Jest zawsze gotowy, żeby mi pomóc, i za to go uwielbiam.

- Ten wielki umysł, który w życiu nie znajdzie dziewczyny?

- Nie mów tak o nim. Bardzo mi pomógł. Cieszę się, że już nie siedzę w tym gównie.

- Mimo wszystko, ja też. Martwiłem się, że pewnego razu będę musiał odbierać cię z oddziału wytrzeźwień, albo ze szpitala.

- Dzięki, bardzo fajnie jest się dowiadywać jak bardzo się upijałam.

- Przepraszam. Na kogo czekasz?

- Na Alice.

- Nadal się przyjaźnicie?

- Jak widać. A ty na kogo czekasz?

- Na Erica.

- Co?! Zadajesz się z tym dupkiem?

- Jane, zrozum. Wiem, że się nie lubicie. Wiem, co zaszło...

- Nic nie zaszło!

- Dobra. W każdym razie, robię tylko biznes.

- Jaki biznes do cholery? Nie mów, że znowu się w coś wpakowałeś!

- Jezu, zaczynasz zrzędzić jak moja matka.

- Najwyraźniej ma rację. Co znowu wymyśliłeś?

- Później ci powiem. Muszę już lecieć, Eric czeka. Miło było cię spotkać, Jane.

- Zadzwoń do mnie.

- Jasne.

No i poszedł. Jak zwykle... W co tym razem się wkręcił? Swoje interesy zaczynał od sprzedawania papieru toaletowego, którego nigdy nie było w łazienkach w przedszkolu. Później było już tylko gorzej. Przechodził stopniowo od sprzedawania papierosów na sztuki za ogromną kwotę, aż po nieosiągalne dla byle kogo dragi. Miał nosa do kłopotów, a ja już nie miałam siły, żeby mu pomóc. Mimo, że on był gotów wstać o drugiej w nocy po ciężkim melanżu by przynieść mi chusteczki. Źle się z tym czuję. Powinnam mu pomóc, jakoś go powstrzymać. Ale nie mam siły. W zeszłym tygodniu wróciłam ze szpitala psychiatrycznego. Depresja. Borderline. Cztery próby samobójcze. Dlaczego? Ciężko mi w ogóle o tym mówić. Moje problemy zaczęły się dosyć wcześnie. Najpierw dzieciaki w szkole śmiały się z mojej otyłości. Później anoreksja, bulimia. Następnie doszło jeszcze samookaleczanie. Do wszystkiego podchodziłam zbyt poważnie. Byłam dwa razy bardziej wrażliwa. Dlaczego mówię, że byłam, mimo że ta choroba się nigdy nie kończy? Dlatego, że po podcięciu żył, powieszeniu się i dwóch innych nieudanych próbach nie poddałam się, nie planowałam piątej. Walczyłam. Można powiedzieć, że szpital mi pomógł. Wyleczył? Tak chyba tego nie mogę nazwać. Przecież wyleczenie jest całkowite, a moja choroba nieskończona. Borderline wykryto u mnie kilka miesięcy temu i od razu skierowali do psychiatryka, ponieważ stwierdzili, że jestem zagrożeniem dla samej siebie. Mimo wszystko wspominam ten okres bardzo miło. Moje życie stało się choć trochę bardziej optymistyczne i mniej czarno-białe. Chociaż nie ma zupełnych kolorów, to czasem gdzieś przebijają się szarości.

Moi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym. Wjechał w nich pijany kierowca ciężarówki. Wpadli na barierę energochłonną a później dachowali. Oboje zmarli na miejscu. To oficjalna wersja. Prawdziwą jest to, że pewnej nocy, gdy wracali do domu z teatru zostali brutalnie zamordowani, a ja dałabym wszystko, żeby móc wiedzieć kto to zrobił i gdzie się teraz znajduje.

Przed oczami mam rodziców. Mama jak zwykle smutna, rozczarowana moim uzależnieniem od picia. Tata zawsze wesoły i pełny optymizmu. Zawsze miał nadzieję, że to zostawię. Wierzył we mnie. Szkoda, że nie mógł zobaczyć jak mi się udaje... Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.

- Długo czekasz?

- Nie, właściwie dopiero przyszłam- skłamałam.

- Cudownie. Hej, co się stało? Jakoś dziwnie wyglądasz.

- Wszystko w najlepszym porządku.

Nie chciałam martwić Alice. Ma swoje problemy z chorą matką. Nie mogę obarczać jej również swoimi.

- Skoro tak mówisz. To jak, wypijamy kawkę i idziemy?

- Jasne!

Mamy zaplanowane zakupy a później kosmetyczkę. No i znów pieniądze na wyjazd szlag trafi. Muszę zdobyć nową pracę. W obecnej pracuję na kilka zmian za grosze. Nie daję już rady. Niestety, gdy pracodawcy dowiadują się o moim pobycie w szpitalu psychiatrycznym od razu myślą, że jestem niebezpieczna dla nich i będę chciała ich zabić. No to pora rzucić wypowiedzeniem!





/collessea/

Black HabitWhere stories live. Discover now