3.7.

384 36 4
                                    

Meredith weszła do piwnicy, w której więziła dwójkę Pierwotnych. Już dziś miała wydrążyć swój plan w życie. Zemścić się na nich, czego nie zdążyła zrobić lata temu. Tylko, że tym razem ma lepszy pomysł niż ich śmierć. Zrobi tak, że sami będą ją o nią błagać.

-Czas na miłą zabawę. -Powiedziała, podchodząc do nich. -No przynajmniej dla mnie miłą. Dla was już nie koniecznie. -Dodała po czym się zaśmiała krótko.

-Obiecuję ci, że cię zabiję gdy tylko się stąd wydostanę. -Wysyczał Kol, zaciskając pięści z całej siły. Miał ochotę ją udusić. Zabić na miejscu.

-Już nie będziesz miał okazji.

Podeszła do nieprzytomnej Clair. Wyjęła z kieszeni spodni fiolkę z czarnym płynem po czym ją otworzyła.

-Co to jest? -zapytał cicho Pierwotny.

-Wasz koniec. -powiedziała i odchyliła głowę Clair do tyłu.

-Zostaw ją. -Warknął. Próbował jakoś się uwolnić lecz nie mógł. Za każdym razem gdy wykonywał jakikolwiek ruch, syczał z bólu przez werbenę wylaną na jego krzesło.

Meredith nic sobie nie zrobiła z jego słów. Jednym machnięciem ręki wlała zawartość fiolki do gardła dziewczyny po czym puściła jej głowę, która bezwładnie opadła na dół. Uśmiechnęła się zadowolona i podeszła do Kola, wyjmując w tym czasie następną dawkę.

-Teraz czas na ciebie.

-Zginiesz w męczarniach. -Syknął wściekły.

-Najpierw wy.

Już chciała podać mu płyn gdy nagle poczuła mocny ból w głowie a po chwili leżała już na ziemi nieprzytomna.

Kol zdezorientowany podniósł głowę z Meredith na osoby przed nim. Poczuł niebywałą ulgę, widząc ich tutaj w tej chwili.

-Nie dało się szybciej? -zapytał zirytowany.

-Wystarczy tylko podziękować. -Powiedziała Rebekah.

-Nigdy. -Mruknął i zaśmiał się krótko.

Rebekah uwolniła Kola po kilku minutach po tym jak znalazła jakieś rękawiczki by nie poparzyć się werbeną. Chłopak wstał i rozmasował nadgarstki. Oboje po chwili spojrzeli na ich starszego brata, który wziął nieprzytomną siostrę na ręce.

-Weźcie ją i zakujcie. Nie może uciec. -Rozkazał Elijah, wskazując skinieniem głowy na Meredith po czym znikł z dziewczyną.

-Co ona od was chciała? -zapytała Rebekah po chwili.

-To długa historia. -Mruknął. Znalazł jakieś łańcuchy po czym zakuł nimi kobietę.

-Wracajmy. Nik na pewno się ucieszy możliwością torturowania. -Powiedziała Bex po czym znikła a tuż po niej jej brat.

~*~

Clair stała na jakiejś polanie tylko, że tym razem nie była ona taka mroczna jak poprzednia. Wszędzie były jakieś kwiaty, kwitnące drzewa, inne rośliny. Słońce świeciły niemiłosiernie na bezchmurnym, błękitnym niebie. Nie wiedziała co tutaj robiła, ale stwierdziła, że chciałaby tu zostać już na zawsze. Rozglądała się wokół siebie z lekkim uśmiechem na twarzy. Czuła ciepło w sercu. Radość, szczęście, spokój. Coś czego tak dawno nie czuła. Uczucia, które były dla niej czymś niezwykłym i jednocześnie niemożliwym.

-Clair.

Nagle usłyszała szept za sobą. Bardzo dobrze znała ten głos. Nigdy by nie zapomniała brzmienia głosu osoby, do której on należy. Odwróciła się i ze zdziwieniem wpatrywała się w osobę przed nią. W pierwszej chwili nie mogła uwierzyć własnym oczom.

-Damon. -Szepnęła ze łzami w oczach. Chciała do niego pobiec, by móc się do niego przytulić, ale nagle on podniósł rękę do góry. -O co chodzi, Damon? -zapytała zdezorientowana jego czynem.

-Zabiłaś ich, Clair. -Powiedział z obojętnością w głosie.

-Co takiego? Kogo? O czym ty mówisz? -zapytała przerażona Clair.

-Oni wszyscy zginęli przez ciebie. Mieli szansę na normalne i szczęśliwe życie. A ty im tą możliwość odebrałaś.

-Damon...

-Zabiłaś ich z zimną krwią. Bez żadnych skrupułów. Bez wszelkich uczuć.

-Damon, proszę cię, przestań. -szepnęła, zamykając oczy, nie mogąc patrzeć mu w oczy. Każde jego wypowiedziane słowo raniło ją równie mocno. Jej już i tak zniszczone serce pękło z każdą chwilą.

-Zniszczyłaś życie swojemu rodzeństwu. Każdej osobie, która się do ciebie zbliżyła. Zniszczyłaś moje życie.

-Przestań, proszę...

-Żałuję, że cię poznałem. -wysyczał przez zęby, patrząc na nią z nienawiścią. -Jesteś potworem.

-Nie! -krzyknęła, podnosząc głowę by na niego spojrzeć, ale go już nie było. Upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach. Po jej policzkach spływały łzy. Wystarczyło kilka trafnych słów i już można było ją złamać. Wciąż miała nadzieję, że to tylko zły sen, z którego się zaraz wybudzi. Ale im dłużej tutaj była to tym bardziej przekonywała się, że to dzieje się naprawdę. Że to była bolesna rzeczywistość.

Gwizdka + kom = nowy rozdział

PrzysięgaWhere stories live. Discover now