— Liv, obudź się, do cholery! — słyszę przytłumiony głos, dobiegający jakby z oddali. Przyciskam twarz do poduszki. Właśnie byłam na koncercie Imagine Dragons — we śnie, oczywiście — i wcale nie chcę wracać do rzeczywistości. W moich uszach nadal rozbrzmiewa refren „It's Time". Pozwalam się zatopić w rytmie i znów odpływam.
Czuję na twarzy lodowatą ciecz, która wpływa do nosa i ust. Krztuszę się wodą i szeroko otwieram oczy. Nade mną stoi Finn z dużym garnuszkiem, a tuż obok niego Cai. Oboje duszą się ze śmiechu. Przecieram oczy i powoli docierają do mnie informacje.
Finn.
Garnuszek z lodowatą wodą.
Pobudka.
— Ty idioto! — mój głos wydaje się być podwyższony o kilka oktaw. Odgarniam pościel i wstaję z łóżka. Finn obraca się o sto osiemdziesiąt stopni i pędem ucieka z pokoju, krzycząc przez ramię:
— Mówiłem, żebyś wstawała!
Przeklinam go w myślach i kieruję wściekły wzrok na Caia, który wyciąga ręce w geście obronnym.
— To był jego pomysł — usprawiedliwia się, jednak nie widzę skruchy, bo obecnie doskwiera mi brak okularów. Nie zdążyłam ich, niestety, założyć. Wyganiam chłopaka z pokoju, suszę się i przebieram w luźne rzeczy. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że widział mnie w samej koszulce i krótkich spodenkach. Rumienię się na tę myśl.
A niech szlag Finna i te jego durne pomysły.
Gdy schodzę na śniadanie, powtarzam w myślach obietnicę jak mantrę: Nie zabijesz go, Liv. Jeszcze nie dzisiaj.
Jednak winowajca, jakby się prosi o miejsce na cmentarzu.
— Jak poranna kąpiel, Liv? — zagaduje przy stole. Jedna część mózgu (ta sprawniejsza) rozważa: a) zabicie go łyżeczką od herbaty, b) zadźganie widelcem i c) poderżnięcie gardła nienaostrzonym sztućcem, jednak pozostałe części (mniej sprawne) głosują za rzuceniem w niego winogronem. Jakimś cudem wygrywają to głosowanie. Cholerna demokracja.
Chłopak robi unik i uśmiecha się triumfalnie, przybijając z Caiem piątkę. Mrużę oczy i wracam do jedzenia. Czasami trzeba brać poprawkę na ludzi. Bo co by było, gdybyśmy tego nie robili? Pewnie każdy zostałby rasowym mordercą i alkoholikiem.
Przy stole siedzimy tylko my. Pani domu wyszła do pracy — niedalekiej, bo biuro znajduje się w domu — i zostawiła jedynie kartkę z informacją, gdzie w razie potrzeby możemy ją znaleźć. Wujek wyjechał w delegację służbową jeszcze przed naszym przyjazdem, a kuzyna do tej pory nie widziałam ani nie słyszałam. Może już się wyprowadził? Postanawiam, że wieczorem spytam o to ciocię.
— Jakie są nasze plany na dzisiaj? — pytam, biorąc łyk herbaty. Nie wytrzymuję nacisku ciekawości. Finn uśmiecha się tajemniczo, a pojedynczy kosmyk kręconych włosów opada mu na czoło. Odgarnia go niedbale i prostuje się.
— Na rozgrzewkę Rådhus — ratusz miejski, a potem zobaczymy, gdzie nas zaprowadzi przewodnik — odpowiada, zacierając ręce. Wytrzeszczam oczy, słysząc ostatnie słowo.
— Przewodnik?
Finn uśmiecha się jeszcze szerzej, odsłaniając kły. Przytakuje ruchem głowy.
— A koszty?
— To mój... kumpel. Oprowadzi nas za darmo — odpowiada, wzruszając ramionami i wraca do jedzenia, kończąc dyskusję. Spoglądam na Caia. Uśmiecha się do mnie ciepło. Tego właśnie potrzebuję — więcej rozpromienionych twarzy, bo moja już mi nie wystarcza. Wstaję od stołu z zamiarem pójścia do pokoju i przygotowania się na dzisiejszy dzień.
![](https://img.wattpad.com/cover/96398394-288-k933765.jpg)
YOU ARE READING
Nie skacz, Cai
General FictionZnienawidziłam cię już wtedy, kiedy chciałeś skakać. Znienawidziłam cię, kiedy nie przyjąłeś mojej pomocy, mimo że jej potrzebowałeś. Ale wyjazdem, który pobudził moją wrodzoną odpowiedzialność za każdą żywą istotę, porządnie mnie wkurzyłeś. I nie c...