Dziesiąta godzina
Kiedyś, dawno temu każdy człowiek zastanawiał się nad tym, co mówi. Nie rzucał słów na wiatr, a przyrzeczenia traktował jak świętość. Jeśli kogoś obrażał, miał do tego powód, jeśli komplementował, zawsze szczerze. Krytyka była uzasadniona, a „hejt" istniał pod inną nazwą — jako brak kultury. „Czasy się zmieniają", mawiają. Lecz nie czasy, a ludzie ewoluują. Składamy obietnice bez pokrycia. Przyrzekamy na małe palce. Zakłady przyjmujemy na honor, którego nie posiadamy. Nigdy nie powiedziałam na głos, że uratuję Caia. Jednak obiecałam to sobie w duchu. Teraz wszystko toczy się nie tak, jak powinno. Przyjechaliśmy do Oslo, by pokazać mu, jak piękne bywa życie. Za wszelką cenę próbowałam go rozweselić, a nie starałam się do niego dotrzeć. Cała ta sytuacja jest moją winą. To mnie przerosło. Nie wszystko można wyleczyć samą miłością, a ja byłam w błędzie aż do tej pory. Noszę nienawiść do Caia, ale przede wszystkim też do siebie samej. Jego życie jest moją odpowiedzialnością, która teraz ciąży u serca jak ta kotwica. Jednak ona zatrzyma statek, gdy utonie. Ten natomiast nie utrzyma się na powierzchni tylko dzięki wierze. Powinnam o tym wiedzieć.
Boże, jeśli mnie sprawdzasz, myślę, to wiedz, że nie tę osobę wybrałeś. Nie ja powinnam była spotkać Caia.
Gdyby ktoś spytał, czy żałuję wyjazdu do Oslo i tego, jak to wszystko się potoczyło, nie odpowiedziałabym. Czy sprawy potoczyłyby się inaczej, jeśli zostalibyśmy w Stavangerze? Miejsce gra role? Nie, to moje podejście do sytuacji było ważne. I schrzaniłam po całej linii.
Gdyby ktoś spytał, czy chciałabym cofnąć czas, znałabym swą odpowiedź. „Tak", brzmiałaby. Poznałabym go, ale zdecydowanie wcześniej zaproponowała wizytę u psychologa. Wierzę, że ta kolej rzeczy, byłaby lepsza w skutkach. Jednak nie mogę cofnąć czasu. Nie mogę przywrócić życia temu chłopakowi, bo umarł już kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy — na krawędzi klifu.
— Mam iść tam z tobą? — pyta Finn, nerwowo stukając w kierownicę. Oboje wiemy, co czeka mnie na szczycie. Zaprzeczam ruchem głowy, wstrzymując powietrze. Czuję jego przygniatające spojrzenie. Czuję wzrok wbijający się prosto w me serce, głęboko. W oczach zbierają się łzy, bo wiem, że nikogo nie zastanę na górze. Powstrzymuję je jednak. Jeszcze nie czas.
Chłopak przykrywa mą dłoń swoją. Jest chropowata i koścista, a długie palce z łatwością poruszałyby się na klawiaturze komputera i pianina. Cai miał inne ręce. Delikatne, pojemne i ciepłe, idealnie pasujące do moich.
— Nawet się nie pożegnał — szepczę, patrząc w przestrzeń. Finn wie, kogo mam na myśli. Przez chwile znów panuje cisza przerywana jedynie cichym graniem silnika, którego kierowca jeszcze nie wyłączył, jakby spodziewał się, że każę mu odjechać.
— A pozwoliłabyś mu na to?
Wysiadam z samochodu i patrzę przed siebie, na pnącą się górę. Gdzieś obok wije się stroma ścieżka.
Więc to była ostatnia i najłatwiejsza z dróg, które przeszedł?
Wypuszczam powietrze i głęboko oddycham. Wiatr rozwiewa nieuczesane włosy, stwarzając na głowie jeszcze większy nieład. Słońce już prawie zaszło. Jakby czekało na mnie, aż wejdę i je zobaczę, ostatni raz tego dnia. Może dla Caia też zrobiło wyjątek?
Przy pierwszych krokach to czuję. Przerażającą ciszę. Kamienie ciążące u mego serca i ciągnące mnie w dół, nie pozwalające wejść na górę.
Na środku ścieżki dostrzegam mały punkt. Mrużę oczy i prawie potykam się o kamień. To leming. Jaskrawa, brązowa sierść, te inteligentne oczy. Podchodzę bliżej i przyglądam się zwierzątku. Niemożliwe, żeby był to ten sam gryzoń, którego spotkałam w namiocie. Już prawie wyciągam palec, by to sprawdzić, jednak pędzi w górę. Przebiega między nogami wysokiego, zagubionego chłopaka z potarganymi włosami. Widzę pierwszy moment, kiedy zanurzyłam ręce w tych włosach. W prawej ręce trzyma kilkanaście powyrywanych i postrzępionych kartek ze wspomnieniami, które chce zabić wraz ze sobą. I przypominam sobie, jak te dłonie splatały się z moimi palcami, dodając otuchy. Czuję chropowatość i uczucia bijące z papieru. Widzę energicznie i pewnie stąpające nogi, a potem czuję ich ciepło w plątaninie koców. Chcę zobaczyć też te oczy — ciemnoniebieskie niczym morze z czarną wysepką na środku, jednak chłopak nie odwraca się, nawet na moment. Pragnę za nim krzyknąć, gdy skręca, zostawiając mnie samą na ścieżce. W szczelinie skalnej pozostawia jedną z kartek, a potem pnie się dalej. Podbiegam w to samo miejsce. Mimo wyobrażeń, czuję postrzępiony skrawek papieru. Wyczuwam ciepło jego palców w miejscu, gdzie mocno odznacza się kciuk. Widzę niedokończone brzuszki, kreski zamiast kropek, atrament już prawie niewidoczny przez skapujące na niego łzy. Moje łzy.
![](https://img.wattpad.com/cover/96398394-288-k933765.jpg)
YOU ARE READING
Nie skacz, Cai
General FictionZnienawidziłam cię już wtedy, kiedy chciałeś skakać. Znienawidziłam cię, kiedy nie przyjąłeś mojej pomocy, mimo że jej potrzebowałeś. Ale wyjazdem, który pobudził moją wrodzoną odpowiedzialność za każdą żywą istotę, porządnie mnie wkurzyłeś. I nie c...