Dla niego byłam w stanie zrobić wszystko.

Mimo, że bardzo chciałam nie mogłam całą wieczność leżeć wraz z Aleksem w łóżku, na co mały by nie narzekał. Lubił nasze poranki, zapewniałam mu niesamowitą rozrywkę, gdy zaczynałam go łaskotać lub gdy bawiliśmy się w "samolot".

- Kochanie, myśle, że dzisiaj powinieneś już pójść do przedszkola. Po chorobie nie widać już śladu.- powiedziałam wiążąc swój szlafrok, czekałam na wybuch nieopanowanej radości ze strony Aleksa. Doskonale wiedziałam jak bardzo chciał iść na te kilka godzin pobawić się ze swoimi kolegami. 

- Naprawdę moge iść!- bardziej stwierdził niż się zapytał, gdy wreszcie dotarło do niego co przed chwilą powiedziałam zaczął się śmiać i skakać po łóżku. Widząc go takiego szczęśliwego sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- To szybciutko musimy być gotowi, żeby się nie spóźnić na dziewiątą. Chodź musimy się przebrać.- poganiałam mojego rozrabiakę, gdyż wiedziałam, że u nas z organizacją zawsze był problem. 

Udało nam się zebrać w niecałe czterdzieści minut co można było nazwać cudem. Aleks w swoim wieku do wszystkiego miał wiele pytań, na które oczywiście musiałam odpowiadać, także zazwyczaj jego śniadania trwały długo, gdyż był niejadkiem i na różne sposoby musiałam zajmować go tak, aby cokowiek zjadł. Ale dzisiaj był wyjątkowo grzeczny byłam pewna, że powodem było to, że jak najprędzej chciał się spotkać ze swoimi przyjaciółmi. 

Będąc już w przedszkolu zupełnie o mnie zapomniał, na co zawsze reagowałam z bólem serca. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że byłam zdecydowanie zbyt nadopiekuńczą matką, a to, że moje dziecko z dnia na dzień było coraz starsze i samodzielniejsze wcale nie pomagało. Po usprawiedliwieniu długiej nieobecności syna i wpłaceniu opłat za przyszły miesiąc w końcu mogłam wrócić do domu. Cena za to przedszkole była surowa, uczęszczały tutaj dzieci jednych z bogatszych ludzi w Petersuburgu. Chciałam zapewnić Aleksowi wszystko co najlepsze, niestety nie spodziewałam się, że życie tutaj może tyle kosztować. Moje oszczędności z dnia na dzień coraz bardziej się kurczyły, wiedziałam o tym, że w najbliższym czasie jestem zmuszona znaleźć sobie pracę z czego nie byłam zadowolona, choć z drugiej strony pragnęłam, aby moje życie nabrało tępa.

Nienawidziłam rutyny.

Zrobiłam zakupy w osiedlowym sklepie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Pogoda była paskudna, czułam chłód i zliżająca się zime. Nie mogłam teraz pozwolić sobie na grype. Gdy byłam już prawie przy drzwiach swojego mieszkania w ostatniej chwili zatrzymała mnie Tatiana.

- Sophio! Zaczekaj!- słysząc podniecenie w jej głosie, wiedziałam, że chciała mi powiedzieć coś ważnego.

- Tatiana? Coś się stało?- odwróciłam się w jej stronę nieco zdziwiona. 

- Nie. Znaczy tak.- nic nie rozumiałam z tego co mówi.- Udało mi się wreszcie wydać moją książkę!- powiedziała na jednym wydechu. 

- To wspaniale!- rzuciłam siatki z zakupami, aby mocno ją przytulić.- Gratulacje! To kiedy będę mogła ją wreszcie przeczytać w całej okazałości?- zapytałam szczęśliwa. 

- Już wkrótce.- odpowiedziała tajemniczo. - Chciałam to jakoś uczcić i zaprosić najbliższych przyjaciół na kolację, więc mam nadzieje, że się na niej pojawisz.- zamiast się cieszyć z zaproszenia ja wręcz posmutniałam.

- Obawiam się, że niestety mnie nie będzie. Nie mam z kim zostawić Aleksa no i w sumie wczoraj wieczorem też mnie nie było z nim, więc...

- Nie ma mowy. Musisz być ze mną w tym wyjątkowym dla mnie dniu.- doskonale wiedziałm, że szantażuje mnie psychicznie, wpędzając w poczucie winy.- To jest dobry moment, aby sprawdzić tą nową nianie.- podała kolejny logiczny argument, z którego nie potrafiłam się wykręcić. 

Oblicze PrzeszłościWhere stories live. Discover now