Chapter 9 (część 2)

Start from the beginning
                                    

Na szczęście wstał za mną i powiedział, że jesteśmy czyści.

-„Mogę przysiąc, że widziałem u tego gości uśmiech, gdy poklepał mnie po tyłku, stary."- powiedział Harley, wywołując u mnie uśmiech.

Mrugnąłem do niego -„Może cię lubi."

Harley potarł twarz -„Pierdol się, stary."

Parsknąłem, potrząsnąłem głową i spojrzałem na Lex'a, który nas obserwował.

-„Co?"- zapytałem.

Wzruszył ramionami -„Nic,"- uśmiech przemknął przez jego twarz -„Wyjdźcie przez te drzwi i czekajcie po drugiej stronie, aż głos nie powie wam by rozpocząć."

Przytaknęliśmy i zaczęliśmy iść przez korytarz.

-„Powodzenia."- zawołał do nas Lex, po czym powiedział do swoich ludzi -„Mam pieprzoną nadzieję, że wygrają. Będę musiał skończyć z tą suką, jeśli zostanie."

-„Zamierzam go zabić."- powiedział Harley bez odwracania się.

-„Nie jeśli zabiję go pierwszy."- powiedziałem, po czym odwróciłem się do Harley'a, gdy dotarliśmy do drzwi.

-„Nie obchodzi mnie, że tam jest te dziewięć par zawodników. Dostaniemy się do centrum tego pieprzonego labiryntu i sprawdzimy naszą dziewczynę do domu."- rozciągnąłem kark -„I zabijemy każdego chuja, który stanie nam na drodze."

Harley podskakiwał teraz na palcach, dołączyłem do niego.

-„Mamy to"- powiedział, gdy otworzyły się podwójne drzwi.

Weszliśmy kierując się w stronę czegoś co wyglądało na korytarz, tylko nie było sufitu. Gdy spojrzałem w górę i na boki, mogłem zobaczyć ludzi siedzących w różnych sektorach i czekających na rozpoczęcie zawodów. Nie miałem wątpliwości, że wszyscy siedzą w takim brudzie jak Tony, ale nie będę się z nimi pierdolić. Mogli się zakładać i robić co kurwa chcą, tak długo aż nie wygramy i nie odzyskamy Kyah, nie obchodziło mnie to.

-„Panie i Panowie. Nasza ostatnia para zawodników właśnie wkroczyła do labiryntu i jest gotowa rywalizować w The Arena."

Skrzywiłem się na poziom głośności głosu, który roznosił się po tym cholernym pomieszczeniu, w którym byliśmy.

-„Zawodnicy, zasada jest tak, że nie ma żadnych zasad. Pierwsza para, która znajdzie centrum labiryntu wygrywa... zaczynajcie."

Po czym korytarz się rozjaśnił.

Spojrzeliśmy na siebie z Harley'em zanim zorbiliśmy pierwsze kroki. Kiedy doszliśmy do pierwszych dwóch ścieżek, zatrzymaliśmy się.

-„Lewo czy prawo?"- mruknąłem.

Harley wzruszył ramionami i zaczął żuć wargę -„W prawo..Nie, lewo. Nie, prawo. Mam na myśli prawo, prawda?"

Potarłem skronie i po prostu poszedłem w prawo -„Chodź, stary."

Przeszliśmy parę zakrętów.

-„Jak kurwa duże jest to miejsce?"- chrząknąłem.

Usłyszałem z mną sapnięcie i kątem oka zauważyłem, że Harley już od dłuższego czasu nie idzie obok mnie. Poza tym na ścianie koło mnie tańczyły cienie. Pochyliłem się, odwracając. Czułem czyjąś obecność za plecami i wiedziałem, że to nie był Harley.

Uderzyłem go w jelita co sprawiło ,że facet zawył z bólu. Podskoczyłem na stopach, rzucając kombinacją uderzeń,  każde z nich lądowało na szczęce faceta i prześlizgiwały się  po skórze. Gdy krew rozmyła się na moich pięściach i kapnęła po twarzy na podłodze, usłyszałem ze wszystkich stron wiwaty.

CagedWhere stories live. Discover now